Każda szanująca się komedia romantyczna kończy się na lotnisku. Zakochany pertraktuje z nieprzejednaną panią z obsługi, wreszcie udaje mu się skruszyć jej serce, przedziera się przez tłum turystów i dociera do ukochanej. Wystarczy, że kochankowie spojrzą sobie w oczy, a nieporozumienie, które poróżniło ich na koniec drugiego aktu, oboje puszczą w niepamięć. Nowy serial Netflixa dekonstruuje tę kliszę. Uczucie, o którym opowiada, jest wprawdzie to samo co zawsze, tyle że dzieli je aż trójka ludzi.
Może nie widać tego pod lawiną wysokobudżetowych produkcji, ale Netflix zdążył wyprodukować pokaźną liczbę kameralnych seriali obyczajowych. Mieliśmy
Grace and Frankie,
Love,
Lovesick czy
Master of None. Każda z tych propozycji prześcigała się w jak najwierniejszym odzwierciedleniu współczesnych związków. Prawdopodobnie najbardziej dekadencką produkcją z nich było
Easy. W odcinku z Orlando Bloomem wyjątkowo dobrana para decyduje się urozmaicić życie erotyczne, zapraszając do łóżka kobietę z aplikacji randkowej. W tamtym odcinku trójkąt został sprowadzony do seksualnej przygody i niczego ponadto.
You Me Her Johna Scotta Sheperda tylko z pozoru porusza ten sam temat.
Jack i Emma są małżeństwem po trzydziestce. Wprawdzie bardzo się kochają i nieustannie rozmawiają o swoich uczuciach, ale mają problemy w łóżku. Celem podkręcenia temperatury oboje umawiają się z tą samą escort girl, studentką psychologii, Izzy. Dziewczyna zawraca w głowie obu małżonkom, toteż decydują się zaprosić ją do swojego domu. Relacja, początkowo formalna, wymyka się spod kontroli pary jak i młodej dziewczyny. Cała trójka mierzy się z uczuciem, które trudno im przyjąć i zracjonalizować, nie mówiąc już o ewentualnych reakcjach otoczenia.
Kontekst erotyczny schodzi na daleki plan w obliczu narastających pytań. Czy związek pomiędzy trzema osobami jest możliwy? Można kochać dwie osoby jednocześnie? Monogamia jest częścią naszej natury czy jedynie kultury? Czy w miłosnym trójkącie każdy jego uczestnik jest pełnoprawny?
To trudne pytania, dużo bardziej kontrowersyjne od wątków homoseksualnych, które w telewizji zdążyły spowszednieć. Nawet dla osoby z otwartym umysłem pomysł na takie życie może wydać się trudny do zaakceptowania.
You Me Her podejmuje go w sposób ostrożny i wyrozumiały.
Po obejrzeniu pierwszego sezonu miałem ochotę skrzyknąć grupkę znajomych i podyskutować na temat poligamicznych związków. To największa zaleta tego serialu. Świetnie sprawdza się jako przyczynek do burzliwych dyskusji. Pomaga się ustosunkować i może sprawić, że czyjaś postawa, jaka by nie była, stanie się mniej radykalna.
Problem w tym, że w parze z walorami publicystycznymi nie idą walory komediowe. Trudno wyczuć ton tego serialu. Potencjalnie najzabawniejszym wątkiem była wścibska sąsiadka i jej równie natrętna córka Ava, które czują, że za płotem dzieją się dziwne rzeczy i próbują zdekonspirować głównych bohaterów. Może i wypadłoby to zabawnie, ale nie w serialu, który próbuje być wiarygodny. Wątek rodem z
Gotowych na Wszystko był groteskowy, wymuszony i stawiał największych krytyków zachowania głównych bohaterów w pozycji nieudolnych antagonistów. Niepotrzebnie.
W obsadzie nie pojawiły się wielkie nazwiska i nie sądzę, żeby kariera tych, które się pojawiły, miała nagle nabrać impetu, przynajmniej za sprawą tego serialu. Fabuła jest podporządkowana jednemu tematowi i jakiekolwiek ustępstwa sprawiały wrażenie rozmieniania się na drobne. Zupełnie inaczej wyglądało to w
Grace and Frankie, gdzie wyjście z szafy mężów tytułowych bohaterek określało status quo wszystkich bohaterów i nie więziło kreatywności scenarzystów w okowach wejściowej tematyki.
You Me Her daleko do takiej uniwersalności.
Jeżeli motyw przewodni wydaje Wam się interesujący, będziecie zadowoleni. W przeciwnym razie ten serial niczym Was do siebie nie przyciąganie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h