Nie zrozumcie mnie źle – określenie odcinka drugiego mianem nudnego nie oznacza, że nic się w nim nie dzieje. Owszem, dzieje się bardzo dużo, tyle że jest to działanie bez ładu i składu. W mieście rozpoczął się Ogólnoświatowy Sezon Polowań na Murphy’ego i scenarzyści "Z Nation" bardzo dokładnie przedstawiają widzom, co się w związku z tym wydarzyło. Robią to z przesadą, która nie ociera się nawet o pastisz filmów z serii „zabili go i uciekł”, ale jest totalną stratą czasu. Ponad czterdzieści minut nieustannej strzelaniny, przerywanej od czasu do czasu mglistymi sekwencjami wspomnień i białego światła, wywołuje skurcz szczęk od ziewania i gwałtowną chęć skorzystania z możliwości obejrzenia odcinka „na podglądzie”. [video-browser playlist="749079" suggest=""] Bohaterowie biegają dookoła samochodów, gonią się przy stacji benzynowej, uprawiają biegi w budynku wyglądającym jak zrujnowany hotel i strzelają do wszystkiego, co się rusza i co nie jest Murphym. Konkurencja usiłuje wykończyć ich i siebie nawzajem, a do kompletu od czasu do czasu rzucają się na nich niezwykle żwawe zombie, które z wigorem biegają za świeżym mięsem pojawiającym się w zasięgu ich wzroku. Murphy ucieka przed wszystkimi, Cassandra gryzie, reszta marnuje na planie straszne ilości „ślepaków”. W oglądaniu odcinka wcale nie pomagają sekwencje rozgrywające się na biegunie. Obywatel Z pląta się po korytarzach i halach bazy, odpierając od czasu do czasu ataki rozmarzniętych umarlaków, a jedyne, czego się dowiadujemy z jego „epickiej” wędrówki, to to, że nauczył się lepiej strzelać. Oczywiście należy wspomnieć o owych trzech punktach, dzięki którym czas spędzony na oglądaniu "White Light" nie jest czasem całkiem zmarnowanym. Pierwszym z ważnych wydarzeń jest całkowicie bezsensowna i niespodziewana śmierć jednego z bohaterów. Nie spodziewałam się, że już w tym momencie grupa pierwotna zostanie pozbawiona ważnej w sumie postaci. Drugim – pojawienie się nowego towarzysza dalszej podróży, o którym nie wiemy jak na razie nic poza tym, że nieźle strzela. Trzecim – Meksykanin przeniesiony z planu „Desperado”, z wyrzutnią rakiet (z góry przepraszam znawców broni, ale nie mam zielonego pojęcia, co też to może być konkretnie za rura - wiem, że strzela), na którego postaci kamera zatrzymuje się w wielce znaczący sposób pod koniec odcinka. I to by było na tyle. Oby następny odcinek "Z Nation" był mniej „spektakularny”, ale za to sensowniejszy - czego i sobie, i Wam życzę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj