"Za jakie grzechy, dobry Boże?" to komedia, która mogła być prześmiewczą opowieścią o uprzedzeniach i stereotypach kulturowych, ale gdzieś po drodze zgubiła swój potencjał w nadmiarze komediowego materiału upchanego w scenariuszu.
„
Qu'est-ce qu'on a fait au Bon Dieu?” jest filmem, którego fabuła równie dobrze zamiast we Francji mogłaby się rozgrywać w Polsce. Marie i Claude Verneuil to poukładani, konserwatywni katolicy, mieszkańcy małej miejscowości, rodzice czterech pięknych córek. Ich jedynym marzeniem jest znalezienie tym właśnie córkom dobrych mężów. Najlepiej również poukładanych i konserwatywnych katolików z dobrych domów. Jednak opracowany przez nich plan szybko bierze w łeb, ponieważ młode kobiety mają swój własny sposób na szczęście. Ku rozpaczy rodziców ich trzy córki wychodzą kolejno za Araba, Chińczyka i Żyda. Na domiar złego czwarta latorośl - Laure - ostatnia nadzieja Verneuillów na białego zięcia katolika, przyjmuje oświadczyny chłopaka pochodzącego z samego serca Afryki. To się oczywiście nie może skończyć dobrze dla psychiki jej rodziców.
„
Qu'est-ce qu'on a fait au Bon Dieu?” to komedia cierpiąca na klęskę urodzaju. Pomysł obdarowania rodziny Verneuillów aż taką liczbą egzotycznych zięciów, choć sam w sobie zabawny, okazał się zgubą dla tego filmu. Przez sporą część komedii scenarzyści nie mogą się bowiem zdecydować, co tak naprawdę chcą wyśmiewać - zaściankowość i ksenofobię rodziców czy też różnice kulturowe pomiędzy poszczególnymi nacjami. Tym sposobem ostatecznie każdy z motywów traktują po macoszemu, marnując świetny komediowy materiał i racząc nas sucharami twardymi jak beton. Nie dość, że dowcip z obrzezaniem jest wyjątkowo niesmaczny, to jeszcze zmusza do zastanowienia się, „gdzie ja to już widziałam?”, bo widziałam to już gdzieś na pewno. Mniej więcej takie same odczucia ma się w odniesieniu do większości dialogów serwowanych nam przez bohaterów. Żarty powielają utarte stereotypy i wyobrażenia, zamiast je wyśmiewać. Rasistami są nie tylko rodzice, ale także ich pochodzący z różnych kultur zięciowie. Chociaż sami nie są głaskani po głowach przez teściów, to jeszcze dodatkowo dla siebie nawzajem również nie są mili i nie potrafią się dogadać. Owszem, ich przepychanki są śmieszne, ale również lekko sztuczne. Jakby cały ten wątek był trochę niedopracowany, a konflikt między nimi stworzony tylko po to, by ostatecznie móc go w zabawmy sposób zażegnać. Kluczem do rozwiązania problemów okazują się: alkohol, piłka nożna i patriotyzm – wystarczy wspólnie odśpiewania Marsylianki, by wszystko było w porządku.
[video-browser playlist="713516" suggest=""]
Do tego i tak już przeładowanego worka w połowie filmu dorzucone zostają jeszcze przygotowania do ślubu ostatniej córki. Przygotowania te ostatecznie uznać można za francuską odnowioną wariację na temat „
Sami swoi”, bo ojcowie państwa młodych to wypisz wymaluj Kargul i Pawlak. Jeden bardziej uparty i zawzięty od drugiego. Prędzej rozniosą w proch i pył całe wesele niż ustąpią chociaż odrobinę. To oczywiście jest śmieszne, chociaż w wielu momentach również trąci odgrzewanym dowcipem i powtarzaniem od dawna znanych motywów. Tyle tylko, że tutaj punktem zapalnym są różnice kulturowe - a przynajmniej tak miało być w założeniu. W ostatecznym rozrachunku winę za całą awanturę można spokojnie zrzucić na wybuchowe i gderliwe usposobienie obu ojców, mające niewiele wspólnego z ich kolorem skóry i miejscem urodzenia.
Wszystko to sprawia, że „
Qu'est-ce qu'on a fait au Bon Dieu?” nie wnosi do tematu rasizmu i wielokulturowości właściwie niczego nowego, jedynie w mniej lub bardziej zabawny sposób powiela utarte klisze i schematy – Żyd jest tu chciwy, Arab agresywny, a Chińczyk to przesadnie punktualny lizus. Co ciekawe, przełykanie tych oczywistych powtórzeń przychodzi podczas oglądania całkiem łatwo. Duża w tym zasługa świetnej gry aktorskiej Christiana Claviera, który jako Claude Verneuil jest wyjątkowo zabawny, nawet kiedy powtarza dowcipy, które już znamy. Jest przy tym mistrzowsko karykaturalny: dąsa się, stroi miny, obraża i złości – wygląda jak naburmuszone przerośnięte dziecko i jest w tym po prostu świetny.
„
Qu'est-ce qu'on a fait au Bon Dieu?” jest właściwie typową bajką z miłym zakończeniem. Takim, jakiego wszyscy spodziewali się od samego początku, i nieśmiertelnym morałem przypominającym widzom, że wszyscy, niezależnie od koloru skóry i pochodzenia, jesteśmy tacy sami i przy odrobinie dobrych chęci możemy się dogadać i zaprzyjaźnić.
Zobacz również: Arnold Schwarzenegger jako terminator straszy ludzi
Wersja DVD wydana została w zwykłym amarayu i bez żadnych ciekawych dodatków, chyba że ktoś lubi debatować nad tym, czy lepiej włączyć lektora, czy napisy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h