Jack Quinn i jego zespół to jednostka specjalna, która działa na pograniczu prawa. Tam, gdzie wymiar sprawiedliwości i zwykłe policyjne środki nie wystarczają, by przestępcy otrzymali to na, co zasługują, on i jego ekipa wkraczają do akcji. Nie przebierają w środkach, zdobywając informacje nie do końca legalnie i na pewno nie oficjalnymi kanałami. Sprawiają, że każdy nieuchwytny i otoczony murem prawników przestępca ma powody, by przestać czuć się bezpiecznie.
W koncepcie fabularnym serialu nie ma absolutnie nic nowego. Pomysł grupy działającej na granicy prawa, w dobrej wierze i mającej tylko jedno motto, "cel uświęca środki", jest stary jak świat. Dlaczego więc warto oglądać By Any Means? Odpowiedź jest prosta - Brytyjczycy robią wszystko inaczej, przez co nawet jeśli widzieliście już dziesiątki podobnych seriali, oni i tak zrobią go po swojemu. Tak też jest właśnie w tym przypadku.
By Any Means pozwala przede wszystkim odpocząć od przemocy, tak chętnie eksploatowanej w serialach kryminalnych (szczególnie tych kablówkowych). "Za wszelką cenę" nie znaczy tutaj, że Jack i jego epika pięściami wydobywają zeznania z podejrzanych. Wszystko zaczyna się i kończy na pomysłowości oraz sprycie. Nie ma tu też typowej dla seriali kryminalnych zagadki - od razu wiemy, kto jest tym złym. Problemem jest to, by wymyślić sposób, który doprowadzi go za kratki. Tym zajmują się Jack, Jess i Tom-Tom.
[video-browser playlist="634933" suggest=""]
Postacie w By Any Means od razu wzbudzają sympatię widza. Jack jest bezkompromisowy, pewny siebie i bardzo egocentryczny, a przy tym uroczy i zabawny. Jess ma absurdalnie cyniczne podejście do świata, a wszelkie uwagi typu "nie, nie możemy zabijać ludzi, którzy nam przeszkadzają" kwituje prostym wzruszeniem ramion. Z kolei Tom-Tom to nieporadny mózgowiec. Mamy też Helen, która jest bezpośrednią przełożoną Jacka i zapewne nieraz będzie musiała ratować mu skórę. Przekrój postaci jest jak najbardziej stereotypowy, ale mimo tych klisz, są one przezabawne, sympatyczne i bardzo naturalne. Nie da się przejść obok nich obojętnie.
Oczywiście, jak to w brytyjskich serialach bywa, w oczy od razu rzuca się niewielki budżet przeznaczony na jego realizację. Ale taki już jest ich urok - i albo się go docenia, albo nie. Mnie absolutnie ujmują te proste, ascetyczne scenografie i charakterystyczny sposób przeskakiwania między ujęciami. Zostałam całkowicie kupiona przez brytyjski humor oraz specyficzne podejście do świata, które wychodzi z ekranu w prawie każdej scenie. Serial jest lekki i zabawny; raczej mało tu będzie dylematów moralnych, a dużo momentów, w których można wybuchnąć gromkim śmiechem.
By Any Means budowane jest przez małe szczegóły, które sprawiają, że to była naprawdę fajna premiera. Ponieważ sezon (jak to u Brytyjczyków bywa) będzie liczyć tylko sześć odcinków, serial nie zdąży znudzić proceduralnym charakterem czy zirytować kolejnymi kliszami, a to oznacza, że zostaje mu tylko nadal bawić i relaksować widza. Czasem dokładnie tego nam potrzeba.