Zabij mnie, kochanie to nowa polska komedia romantyczna, która trafiła na Netflixa. Czy warto obejrzeć?
Jaką produkcją może nas zaskoczyć twórca komedii romantycznych, takich jak trylogia
Miłość bez granic czy
Poskromienie złośnicy? Nawet jeśli już na początku obniżymy swoje oczekiwania, szybko stwierdzimy, że
Zabij mnie, kochanie wypada po prostu kiepsko. W produkcji zostały powielone wszystkie błędy, które widzieliśmy we wspomnianych filmach. Brak chemii między bohaterami, fatalnie rozpisany scenariusz i absurdy powodują, że to nie zalicza się nawet do poprawnej rozrywki. Komedia romantyczna może być sztampowa i stereotypowa, ale twórca musi włożyć w swoją pracę serce, by dobrze pokazać poszczególne elementy na ekranie. Inaczej to jest puste – niestety pod kątem emocji
Zabij mnie, kochanie jest właśnie takim filmem.
Co ciekawe, to nie jest tak zła produkcja, jak te wspomniane przeze mnie na samym początku. Pomysł na historię jest oparty na zagranicznym formacie, więc punkt wyjścia to doskonałe rozwiązanie komediowe i romantyczne. Małżeństwo nieoczekiwanie wygrywa 5 mln złotych. Przyjaciele wmawiają zarówno kobiecie, jak i mężczyźnie, że druga połówka pewnie będzie chciała zgarnąć całą kasę dla siebie. Od tego momentu małżonkowie boją się o własne życie. To brzmi przecież jak coś, co powinno zasypać nas rozmaitymi zabawnymi scenami i humorem sytuacyjnym, ale...
Zabij mnie, kochanie jest absolutnie nieudaną komedią. Gagi są nietrafione lub dziwnie zrealizowane. Pomysł jest wyśmienity, ale jego realizacja woła o pomstę do nieba. W żadnym momencie nie udało się przekonująco nakreślić, dlaczego małżonkowie mają w jakikolwiek sposób uwierzyć, że druga połówka chce ich śmierci. A to rozkłada całą historię na łopatki, gdyż od tej kluczowej rzeczy zależało, by każdy kolejny element układanki wpadł na swoje miejsce. Fatalnie to rozegrano.
Pod kątem romantycznym też nie jest najlepiej. Aktorzy się starają, ale pomiędzy Mateuszem Banasiukiem a Weroniką Książkiewicz nie ma chemii. Ich uczucie nie jest wiarygodne w żadnym momencie seansu. To ogromny problem, bo gdy zachodzi przemiana w kulminacji, to już w ogóle nie da się uwierzyć w to, co dzieje się na ekranie. Miłosna otoczka tej komedii romantycznej nie działa.
Trzeba jednak zaznaczyć, że film ogólnie ogląda się bez nerwów, zgrzytania zębami czy bólu głowy. Najgorzej jest, gdy na ekranie pojawiają się najlepsi przyjaciele głównej pary. Żal mi Agnieszki Więdłochy i Piotra Roguckiego, bo dostali tak tandetne role, że to aż boli! Kicz, absurd, idiotyzm, brak pomysłu. Coś, co miało być taką komediową odskocznią, stało się największą wadą i głupotą
Zabij mnie, kochanie. Fajni aktorzy zostali zmarnowani na kreacje, których żałosność wywołuje jedynie frustrację. A finał wątku z siekierą – śmiech politowania. Pomijając już fakt, że ich wątek nie ma żadnego sensu – cóż to za "przyjaciele", którzy bez dowodów wmawiają drugiej osobie, że współmałżonek chce ją zabić. Coś, co powinno bawić, stało się czymś, co najlepiej przewinąć na ekranie. To jest tak złe, że możemy to postawić na szczycie najgorszych wątków 2024 roku.
Zabij mnie, kochanie nie jest najgorszą polską komedią romantyczną Netflixa (na platformie już wcześniej pojawiły się naprawdę złe tytuły, np. te wspomniane na początku). Pomysł i pojedyncze sceny trochę ratują sytuację. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to film nieudany i nieśmieszny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h