Najnowsze dwa odcinki serialu Zabójcza broń pozytywnie zaskakują. Pierwszy raz mogę powiedzieć, że wszystko gra lepiej niż kiedykolwiek.
Dr Maureen Cahill do tej pory była postacią tła, która nie miała żadnego znaczenia. Widzieliśmy ją praktycznie tylko w kontaktach podczas sesji z Riggsem i tyle. Parę scen humorystycznych co jakiś czas, które były przyjemne, ale sama postać to schematyczna pani psycholog. Dlatego tym bardziej zaskakujący jest 14 odcinek, który cały wątek poświęca dr Cahill i daje więcej czasu ekranowego Jordanie Brewster niż wszystkie epizody w cały sezonie razem wzięte. I brawa dla twórców, bo wykorzystują tę okazję wręcz idealnie. Pozwalają lepiej poznać tę postać, dodają jej wyrazu, charakteru i osobowości. Zrywają ze schematem, pokazując kogoś, kogo można darzyć sympatią i niepokoić się o jej los.
Dobrze wypada też rozwój jej relacji z Riggsem, który naturalnie bardzo osobiście podchodzi do całej sprawy. Ich wspólne sceny mogą się podobać, bo prostym zabiegiem udaje się nacechować je emocjonalnie. Wierzymy w to, co jest na ekranie, bo znamy ich relację ze wspólnych sesji. Dlatego też całość nabiera nowego wyrazu, który do tej pory nie był obecny w serialu
Lethal Weapon.
Początkowo cała sprawa zapowiadała się sztampowo, co tak naprawdę trochę zaczynało się zmieniać, gdy w grę weszła Cahill. Kiedy w pewnym momencie pokazują nam jej kolegę po fachu, pierwsza myśl: ok, mamy mordercę. I wszystko idzie w tym kierunku nudnego i sztampowego rozwiązania, które obniżyłoby ocenę odcinka o co najmniej dwa oczka. Dlatego też brawa dla twórców za twist, który nam zaserwowali. Nie było fizycznej możliwości przewidzenia, że to jakiś młody glina, którego widzieliśmy w jednej scenie. Pierwszy raz scenarzyści tego serialu stworzyli fabułę, która pozytywnie zaskakuje.
Odcinek 15 to oczekiwany debiut Leo Getza, którego doskonale pamiętamy z kinowej serii. Nie da się ukryć, że Getz jest typowym, obślizgłym, tanim kombinatorem-prawnikiem, więc nic tutaj szczególnie nie zaskakuje w kreacji postaci.
Thomas Lennon nadaje trochę innego wyrazu bohaterowi, ale koniec końców – jest to Leo, którego pamiętamy. Albo się go lubi, albo będzie działać na nerwy. Oceniam jego debiut pozytywnie, bo postać jest na tyle zabawna, że sprawdza się w duecie z Riggsem.
Zaczynam sądzić, że scenarzyści serialu
Lethal Weapon zaczęli wyciągać wnioski ze swoich błędów z początku sezonu. Tamte historie były oczywiste, banalne i nieciekawe. Teraz drugi odcinek z rzędu daje przemyślaną, dobrze rozpisaną fabułę, która ma odpowiednie punkty zwrotu, emocje i dobrze budowane napięcie. Po raz drugi w tym serialu po prostu fabuła wciąga, bawi i zapewnia frajdę do końca, nie przyprawiając o ból głowy słabo przedstawionymi schematami i oczywistościami.
Dobrze wypada powrót do relacji Riggsa z agentką Palmer. Ich pierwsze spotkanie wyszło ciekawie i ma potencjał, więc tym bardziej pozytywnie zaskakuje, że twórcy potrafią go wykorzystać. Wspólne sceny wypadają nader pozytywnie. Przerażony Riggsa, żartujący Murtaugh i niezręczność unosząca się w powietrzu – to bawi i działa na ekranie, jak powinno. Cieszy też dobry finał tego rodzącego się związku. Jest tutaj jeszcze pole do popisu.
Serial
Lethal Weapon przeszedł długą drogę od początku borykając się z problemami natury scenariuszowej i realizacyjnej. Teraz jest dobrze, zabawnie, pomysłowo i z ciekawą historią. Oby tak dalej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h