Piąty odcinek Zabójczej broni pokazał, że gdy wiemy od razu kto zabił, Zabójcza broń może dawać dużo frajdy. Gdy wracamy do fabularnej sztampy, serial wywołuje mieszane odczucia.
Tak naprawdę już pierwsze minuty odcinka pogrążają go niesamowicie. To jest pokaz tego, jak scenarzyści i cała ekipa serialu
Lethal Weapon nie potrafią dopracować ważnych szczegółów. Kiedy widzę uciekającą środkiem ulicy, która dostrzegając jadąca na nią auto, nada biegnie tak samo, trudno nie potraktować tego jako absurdu. Dobra, może zdarzyć się raz, bo w końcu nie znamy uciekającej kobiety i okoliczności, ale gdy na końcu mamy identycznie głupią scenę, to trudno oceniać to pozytywnie. Takie wpadki przytłaczają zalety tego serialu.
Za nami 6. odcinek, a twórcy nadal nie potrafią tworzyć historii wartych zainteresowania. Dostajemy ponownie sztampę, oklepane motywy, oczywistości i wręcz bolesną przewidywalność i schematyczność. Zawsze powtarzam, że nie mam nic do schematów, jeśli twórcy potrafią je sprzedawać w atrakcyjnej formie i się nimi bawić. Fabuła tego odcinka jest jego największą wadą, bo nie jest w stanie zainteresować. Jest zaledwie pretekstem do śledzenia poczynań bohaterów, ale to tak być nie może. Nie można tego oceniać pozytywnie, gdy najważniejszy element serialu kuleje.
Zalety jednak mają się nadal dobrze i nie tyle niwelują wady, bo trudno jednak przyćmić bohaterami słabą historię, ale sprawiają, że pomimo tego wszystkiego, serial wciąż dobrze się ogląda. Poczynania Riggsa i Murtaugha dają dużo frajdy. Jest zabawnie, czasem pomysłowo i przede wszystkim na tyle interesująco, że chce się ich oglądać. Cały motyw z chłopakiem córki Murtaugha zdecydowanie na plus. To właśnie pokaz, jak schematy można ująć w naprawdę atrakcyjnej formie. Czemu nie udaje im się tego zrobić z nudną fabułą?
Nie zawsze też wychodzi przedstawianie postaci i ich rozwijanie. Z jednej strony mamy słaby wątek z Duńczykami, który miał być śmieszny, miał podkreślać szaleństwo Riggsa, a wyszedł trochę żenująco, bo bohater zachował się jak zwykły buc. Z drugiej strony mamy osobiste wątki obu bohaterów, które działają solidnie. U Murtaugha zdecydowanie lepiej, zabawniej, ale ten z dawną koleżanką Riggsa ma swoje momenty.
Lubię serial
Lethal Weapon, bo seans tego serialu to przyjemna rozrywka i frajda. Lekko, przyjemnie, ale ze zbyt wyraźnymi zgrzytami fabularnymi, by można było na to przymknąć oko. Ta produkcja wciąż zasługuje na więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h