Piąty odcinek to powrót Leo Getza, który pojawił się w pierwszym sezonie i oczywiście też w kinowych filmach. Tak jak po jego serialowym debiucie miałem co najmniej ambiwalentne odczucia, tak teraz w pełni przekonałem się do tego postaci. Leo jest dziwaczny, zabawny, z określoną i świetnie rozpisaną wizją, która dobrze komponuje się z konwencją serialu. Jego interakcje z Rogerem są przekomiczne, a chemia pomiędzy postaciami staje się najmocniejszą siłą odcinka. Sprawa kryminalna jest raczej zwyczajna bez wielkich zwrotów akcji czy niespodzianek. Nie jest jednak też przewidywalna czy łopatologiczna. Pozwala dobrze wkomponować postacie i wykorzystać ją jako pretekst do dziwacznych interakcji z Leo, który świetnie miesza w relacjach grupy postacie (ten jego plan B...). Wszystko kończy się raczej prosto i klarownie, ale na tyle rozrywkowo, że nie ma się do czego przyczepić. U Riggsa jest coraz ciekawiej, bo twórcy dość naturalnie rozwijają jego problemy wychodzące od tego, co znamy z poprzednich odcinków. Świetnym pomysłem jest wyjaśnienie jego niezrównoważenia czymś więcej, niż tylko śmiercią żony, które je pogłębiło. Bynajmniej nie deprecjonuje to całego wątku z poprzedniej serii, ale jedynie pogłębia bohatera, który staje się coraz bardziej ludzki i ciekawszy. A tym samym jeszcze bardziej zaczyna się różnić od filmowego pierwowzoru. Mamy kilka mocnych scen, w których emocje królują - jak na przykład jego wjazd na trawnik Murtaughów po pijaku. Koniec końców jest happy end i rozwój Riggsa, a to jest najważniejsze. Zwłaszcza że na tym twórcy nie poprzestali. Cały 6. odcinek skupia się na przeszłości Riggsa. Dzięki temu w końcu dowiadujemy się, co tak mocno wpłynęło na jego życie i to, kim jest i dlaczego taki jest. Wyjaśnienie prawdy o bolesnej przeszłości z ojcem alkoholikiem wywołuje większe emocje, niż mógłbym się spodziewać. Na pewno duża w tym zasługa sceny, w której widzimy, jak przyjaciel Riggsa zabija jego ojca, ratując mu życie. To nadaje wagi postaci bohatera i pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na jego szaleństwo. To ma realne, bolesne przyczyny, które w tym aspekcie pokazują kogoś o wiele silniejszego, niż mogliśmy do tej pory myśleć. Dobrze też, że ma to związek z rozwojem relacji z Murtaughem, któremu częściowo mówi prawdę o przeszłości. To ważny krok, który przeobrazi Riggsa w jeszcze ciekawszego bohatera. Cały wątek przestępczej przeszłości Riggsa i jego relacji z bohaterem, który nadal jest złodziejem, też ma znaczenie, bo teraz mamy pełny obraz tego, skąd Riggsa się wywodzi. Chociaż sprawa kryminalna po raz kolejny jest prosta, pretekstowa i mało pomysłowa, twórcy znów wychodzą z tego obronną ręką. Traktują wątki kryminalne jako pretekst do opowiadania historii o postaciach, ich dojrzewaniu i kształtowaniu, które w kontekście tego serialu i przyszłości może jedynie zaprocentować. Brawa za to, bo ten odcinek pokazuje, jak Lethal Weapon znakomicie się rozwinęła po kiepskim początku pierwszego sezonu. Dobrze też, że nie brak świetnych wątków pobocznych związanych z rodziną Murtaugha (jego śledztwo w sprawie marihuany), czy humorystycznych, jak zjedzenie żelków z marihuaną, czy całej kwestia z relacją drużyny B. Koniec końców to jednak sceny takie, gdy Riggs i Murtaugh siedzą wspólnie i jedzą sobie krakersa z rozpuszczonym serem, mają w sobie tyle serca i ciepła, że nie można się nie uśmiechnąć. To własnie jest największa siła tego serialu, która działa i daje mnóstwo frajdy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj