Do końca roku pozostało jeszcze sporo miesięcy, ale być może mamy już najlepszy w nim komiks. Oto Zaćmienie Eda Brubakera i Seana Philipsa.
Niewiarygodne, jak w ciągu zaledwie kilku lat udało się przybliżyć polskim czytelnikom twórczość Eda Brubakera. Scenarzysta bardzo dobrze sprawdza się zarówno jako autor czarnych kryminałów, horrorów jak i opowieści superbohaterskich. Jego twórczość przeznaczona jest raczej dla dorosłych czytelników, bo tylko oni docenią żelazną konsekwencję scenariuszy i klasyczne, popkulturowe inspiracje, którymi autor posługuje się przy tworzeniu swoich historii. Szczególnie upodobał sobie stylistykę noir, w której stał się komiksowym mistrzem. A najlepiej tę tezę udowadnia właśnie
The Fade Out.
Zazwyczaj głównym bohaterem takich historii jest prywatny detektyw rozwiązujący zagadkę morderstwa, ale to opinia raczej z tych powszechnych. Bohaterem
Zaćmienia, tak jak filmowych klasyków z lat czterdziestych ubiegłego wieku w rodzaju
Sunset Blvd. czy
In a Lonely Place z
Humphrey Bogart jest hollywoodzki scenarzysta, Charlie Parrish. Fakt, że
Ed Brubaker będzie mocno nawiązywał do filmowej estetyki sugerują już otwierające
Zaćmienie plansze z kluczową dla całej historii obsadą. Wymyślone postaci mieszają się tu z tymi dobrze nam znanymi, a wszyscy przedstawieni na nasyconych urzekającym światłocieniem portretach imitujących fotosy. Wraz z początkiem
Zaćmienia będziemy do tych portretów wracać nie raz, ponieważ z miejsca jesteśmy wrzuceni na głęboka wodę, mając do czynienia z mnóstwem pobocznych bohaterów, z których każdy ma do odegrania istotną rolę w tym przejmującym dramacie.
Fabuła na pierwszy rzut oka wydaje się prosta. Zamordowano wschodzącą, filmową gwiazdę, następnie studio filmowe zatuszowało tę zbrodnię, symulując samobójstwo. Z tego, że było to morderstwo doskonale, zdaje sobie sprawę Charlie Parish, próbując na własną rękę dojść prawdy. Na pozór jest tej prawdy bardzo blisko - bo to on znalazł martwą aktorkę - a jednocześnie daleko, ponieważ z poprzedzającej morderstwo, pijackiej nocy, niemal nic nie pamięta. Śledztwo pokrywa się zatem z próbami odblokowania pamięci, które następują w najmniej spodziewanych momentach. Wszystko to zmienia się z każdą następną planszą w śniący na jawie koszmar, co jakiś czas odkrywając przed nami coraz straszniejsze sekrety, skrzętnie ukrywane przez ludzi rządzących hollywoodzką branżą filmową.
Ważny jest tu rok, w którym toczy się fabuła - 1948. Jeszcze niedawno trwała wojna, często wspominana przez bohaterów komiksu. Z jej końcem koszmary wcale nie ustały, potęgując się tuż przed nadchodzącą erą maccartyzmu. Z jednej strony obserwujemy nieskrępowany blichtr, z drugiej ludzkie dramaty aż do granic upodlenia. Kulisy branży są tu niczym rak zżerający jej wszystkich beneficjentów. Im Parish głębiej szpera w przeszłości zamordowanej Valerii Sommers, tym więcej brudnych spraw wychodzi na wierzch. Wkrótce dociera do niego, że oto wkroczył na ścieżkę bez powrotu, u kresu której, tak jak na wielu przed nim i po nim, czeka jedynie samozniszczenie.
Faktem jest, że temat ów podejmowany był przez twórców filmowych nie raz - widzieliśmy go we wspomnianym klasyku, czyli w
Bulwarze zachodzącego słońca, widzieliśmy w
L.A. Confidential. Przekraczanie wszelakich, człowieczych granic, spośród których granica przyzwoitości wydaje się być najbardziej niewinna oglądaliśmy choćby w drugim sezonie
True Detective bądź w
The Sinner albo w filmowych
Nieugiętych lub
Lost Highway. Cierpienie ofiar, wizyty w jaskiniach zła, niemoc tych, w których została ostatnia iskierka szlachetności. Brubaker, jakimś niemożliwym wysiłkiem wnosi wszystkie składniki tych historii na nowy poziom. Przede wszystkim przy pomocy nieocenionego Seana Phillipsa ucieka od epatowania wizualną drastycznością, skupiając się bardziej na przeżyciach wewnętrznych bohaterów. Nie wydobywa na wierzch tego co najgorsze, zostawiając je w subtelnych podtekstach, które w rzeczywistości działają na wyobraźnie silniej, niż oddziaływałyby sceny, jakich nam na szczęście oszczędzono.
Zaćmienie to zatem niechybnie komiks o wyprawie w mroki ludzkiego człowieczeństwa, ale jednocześnie opowieść o próbie ucieczki z tego przeklętego kręgu. Próbie, która z reguły skazana jest na porażkę, ale mimo wszystko wciąż są tacy, którzy ją podejmują.
Dlatego też, mimo że
Zaćmienie właściwie do ostatniego kadru emocjonalnie demoluje czytelnika, pozostawia być może z irracjonalnym poczuciem, że nie wszystko stracone. Owszem, marna to pociecha, ale jeśli nie ma innej, trzeba brać taką, jaką nam dają. Dzięki temu przedzieranie sie przez ten prawie czterystustronicowy koszmar daje się jakoś wytrzymać. Dodajmy, koszmar podany wyjątkowo estetycznie.
Zaćmienie ma bowiem format deluxe, ma fantastyczne rysunki
Sean Phillips i urzekające, klimatyczne kolory nałożone przez Elizabeth Breitweiser. W szczególności zaś ma około pięćdziesięciu stron dodatków, które w najwyższym stopniu podkreślają jakość przeczytanego komiksu. A przede wszystkim ma klimat stuprocentowego noir, wychodzącego w efekcie poza granicę normy. Brubakerowi i Philipsowi udało się stworzyć z doskonale znanych składników coś, co nawet trudno nazwać.
Twórcy spięli tu w klamry cały gatunek, nadając mu wyjątkowej głębi, jakiej mogliśmy doświadczyć jedynie w najwybitniejszych, filmowych klasykach. Trudno nazwać, bo określenie arcydzieło jakoś nie pasuje do
Zaćmienia.
The Fade Out, czyli zaćmienie, może raczej wyciemnienie, a równie dobrze zanikanie. Bo najlepiej byłoby, gdyby cała historia opisana w
Zaćmieniu była jedynie nocnym koszmarem, czymś co nigdy się nie wydarzyło, a jeśli już wydarzyło, to powinno zniknąć w czarnej dziurze powszechnej niepamięci. Niestety nie ma tak łatwo i dlatego jest obrazem koszmaru, przed którym nie ma ucieczki, estetycznym pokłosiem tego, co od zawsze czai się za kulisami potężnych branży, przyciągając i czyhając kolejne ofiary. Niezwykła i bolesna zarazem lektura.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h