Hollywood, 1948 roku. Film noir, który utknął w martwym punkcie. Scenarzysta, którego prześladują koszmary wojny. Zagadkowa śmierć młodej gwiazdy. Podejrzana przeszłość zastępującej ją aktorki. Potentat przemysłu filmowego ze swoim ochroniarzem, gotowi zrobić wszystko, byle taśma nie przestawała się kręcić. A w tle czerwona gorączka i czarna lista pustoszące miasto snów. Pełna tajemnic gra o stawkę znacznie większą, niż tylko odnalezienie mordercy. Zaćmienie to jeden z najambitniejszych albumów wykreowanych przez mistrzów gatunku noir — Eda Brubakera i Seana Phillipsa, oraz uznaną kolorystkę — Elizabeth Breitweiser. Wydanie zbiorcze zawiera komplet zeszytów, które ukazały się w ramach serii, a także ponad 50 stron dodatków, w tym wiele ilustracji i tekstów wnikliwe opisujących proces twórczy.
Premiera (Świat)
10 lipca 2018Premiera (Polska)
10 lipca 2018Polskie tłumaczenie
Maria LengrenLiczba stron
400Autor:
Ed Brubaker, Sean PhillipsKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Mucha Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Niewiarygodne, jak w ciągu zaledwie kilku lat udało się przybliżyć polskim czytelnikom twórczość Eda Brubakera. Scenarzysta bardzo dobrze sprawdza się zarówno jako autor czarnych kryminałów, horrorów jak i opowieści superbohaterskich. Jego twórczość przeznaczona jest raczej dla dorosłych czytelników, bo tylko oni docenią żelazną konsekwencję scenariuszy i klasyczne, popkulturowe inspiracje, którymi autor posługuje się przy tworzeniu swoich historii. Szczególnie upodobał sobie stylistykę noir, w której stał się komiksowym mistrzem. A najlepiej tę tezę udowadnia właśnie The Fade Out.
Zazwyczaj głównym bohaterem takich historii jest prywatny detektyw rozwiązujący zagadkę morderstwa, ale to opinia raczej z tych powszechnych. Bohaterem Zaćmienia, tak jak filmowych klasyków z lat czterdziestych ubiegłego wieku w rodzaju Sunset Blvd. czy In a Lonely Place z Humphrey Bogart jest hollywoodzki scenarzysta, Charlie Parrish. Fakt, że Ed Brubaker będzie mocno nawiązywał do filmowej estetyki sugerują już otwierające Zaćmienie plansze z kluczową dla całej historii obsadą. Wymyślone postaci mieszają się tu z tymi dobrze nam znanymi, a wszyscy przedstawieni na nasyconych urzekającym światłocieniem portretach imitujących fotosy. Wraz z początkiem Zaćmienia będziemy do tych portretów wracać nie raz, ponieważ z miejsca jesteśmy wrzuceni na głęboka wodę, mając do czynienia z mnóstwem pobocznych bohaterów, z których każdy ma do odegrania istotną rolę w tym przejmującym dramacie.
Fabuła na pierwszy rzut oka wydaje się prosta. Zamordowano wschodzącą, filmową gwiazdę, następnie studio filmowe zatuszowało tę zbrodnię, symulując samobójstwo. Z tego, że było to morderstwo doskonale, zdaje sobie sprawę Charlie Parish, próbując na własną rękę dojść prawdy. Na pozór jest tej prawdy bardzo blisko - bo to on znalazł martwą aktorkę - a jednocześnie daleko, ponieważ z poprzedzającej morderstwo, pijackiej nocy, niemal nic nie pamięta. Śledztwo pokrywa się zatem z próbami odblokowania pamięci, które następują w najmniej spodziewanych momentach. Wszystko to zmienia się z każdą następną planszą w śniący na jawie koszmar, co jakiś czas odkrywając przed nami coraz straszniejsze sekrety, skrzętnie ukrywane przez ludzi rządzących hollywoodzką branżą filmową.
Ważny jest tu rok, w którym toczy się fabuła - 1948. Jeszcze niedawno trwała wojna, często wspominana przez bohaterów komiksu. Z jej końcem koszmary wcale nie ustały, potęgując się tuż przed nadchodzącą erą maccartyzmu. Z jednej strony obserwujemy nieskrępowany blichtr, z drugiej ludzkie dramaty aż do granic upodlenia. Kulisy branży są tu niczym rak zżerający jej wszystkich beneficjentów. Im Parish głębiej szpera w przeszłości zamordowanej Valerii Sommers, tym więcej brudnych spraw wychodzi na wierzch. Wkrótce dociera do niego, że oto wkroczył na ścieżkę bez powrotu, u kresu której, tak jak na wielu przed nim i po nim, czeka jedynie samozniszczenie.
Faktem jest, że temat ów podejmowany był przez twórców filmowych nie raz - widzieliśmy go we wspomnianym klasyku, czyli w Bulwarze zachodzącego słońca, widzieliśmy w L.A. Confidential. Przekraczanie wszelakich, człowieczych granic, spośród których granica przyzwoitości wydaje się być najbardziej niewinna oglądaliśmy choćby w drugim sezonie True Detective bądź w The Sinner albo w filmowych Nieugiętych lub Lost Highway. Cierpienie ofiar, wizyty w jaskiniach zła, niemoc tych, w których została ostatnia iskierka szlachetności. Brubaker, jakimś niemożliwym wysiłkiem wnosi wszystkie składniki tych historii na nowy poziom. Przede wszystkim przy pomocy nieocenionego Seana Phillipsa ucieka od epatowania wizualną drastycznością, skupiając się bardziej na przeżyciach wewnętrznych bohaterów. Nie wydobywa na wierzch tego co najgorsze, zostawiając je w subtelnych podtekstach, które w rzeczywistości działają na wyobraźnie silniej, niż oddziaływałyby sceny, jakich nam na szczęście oszczędzono. Zaćmienie to zatem niechybnie komiks o wyprawie w mroki ludzkiego człowieczeństwa, ale jednocześnie opowieść o próbie ucieczki z tego przeklętego kręgu. Próbie, która z reguły skazana jest na porażkę, ale mimo wszystko wciąż są tacy, którzy ją podejmują.
Dlatego też, mimo że Zaćmienie właściwie do ostatniego kadru emocjonalnie demoluje czytelnika, pozostawia być może z irracjonalnym poczuciem, że nie wszystko stracone. Owszem, marna to pociecha, ale jeśli nie ma innej, trzeba brać taką, jaką nam dają. Dzięki temu przedzieranie sie przez ten prawie czterystustronicowy koszmar daje się jakoś wytrzymać. Dodajmy, koszmar podany wyjątkowo estetycznie.
Zaćmienie ma bowiem format deluxe, ma fantastyczne rysunki Sean Phillips i urzekające, klimatyczne kolory nałożone przez Elizabeth Breitweiser. W szczególności zaś ma około pięćdziesięciu stron dodatków, które w najwyższym stopniu podkreślają jakość przeczytanego komiksu. A przede wszystkim ma klimat stuprocentowego noir, wychodzącego w efekcie poza granicę normy. Brubakerowi i Philipsowi udało się stworzyć z doskonale znanych składników coś, co nawet trudno nazwać.
Twórcy spięli tu w klamry cały gatunek, nadając mu wyjątkowej głębi, jakiej mogliśmy doświadczyć jedynie w najwybitniejszych, filmowych klasykach. Trudno nazwać, bo określenie arcydzieło jakoś nie pasuje do Zaćmienia. The Fade Out, czyli zaćmienie, może raczej wyciemnienie, a równie dobrze zanikanie. Bo najlepiej byłoby, gdyby cała historia opisana w Zaćmieniu była jedynie nocnym koszmarem, czymś co nigdy się nie wydarzyło, a jeśli już wydarzyło, to powinno zniknąć w czarnej dziurze powszechnej niepamięci. Niestety nie ma tak łatwo i dlatego jest obrazem koszmaru, przed którym nie ma ucieczki, estetycznym pokłosiem tego, co od zawsze czai się za kulisami potężnych branży, przyciągając i czyhając kolejne ofiary. Niezwykła i bolesna zarazem lektura.