Artysta pragnie publiki, bo sam akt tworzenia nie zawsze mu wystarczy. Zadra (Magdalena Wieczorek) nawija o swojej codzienności i uczuciach, ale liczy też na to, że pod wideo z jej teledyskiem będzie mnóstwo komentarzy i tysiące wyświetleń. Osiemnastolatka ma przed sobą trudne zadanie, bo jej kolejne kawałki przemykają niezauważone wśród filmików o testowaniu jedzenia, komentowaniu poczynań innych influencerów i wreszcie – przez utwory profesjonalnych raperów z pierwszych stron gazet. Marzenia się spełniają, ale Sandra musi na nie ciężko pracować, dzieląc czas na tworzenie muzyki i pracę w kawiarni, dzięki której pomaga mamie utrzymać dom. Wszystko zmieni się jednak dzięki spotkaniu Motyla (Jakub Gierszał), najsłynniejszego rapera w Polsce. Zadra zaczyna się bardzo dobrze. Oprowadza widza po blokowiskach w rytm ciekawych bitów. Później jednak historia płynie już wyłącznie po znanych wodach i nie dostajemy zbyt wielu zaskoczeń, co stwarza wrażenie niewykorzystanych szans. W polskim rapie nie ma zbyt wielu kobiet, a przynajmniej nie są one w czołówce najchętniej słuchanych artystów. Była to zatem fantastyczna okazja do tego, żeby mocniej zgłębić ten temat. A tak wszystko sprowadza się do jednej sceny, gdy tytułowa bohaterka przegląda komentarze pod jej teledyskiem. Niektórzy narzekają, że utwór wykonuje dziewczyna (i to jeszcze ubrana!). 
fot. Dawid Olczak
Nie jestem fanem rapu, ale uważam, że utwory wykonane przez Magdalenę Wieczorek i Jakuba Gierszała wypadają bardzo dobrze. Musieli włożyć w to sporo pracy, bo nie krzywiłem się, słuchając ich kawałków. Przy okazji muszę przyznać, że obawiałem się występu Margaret, ale to nie jest ta sytuacja, w której nazwisko znanej wokalistki ma wyłącznie dobrze prezentować się na plakacie. Jej naturalność i swoboda przed kamerą sprawiają, że błyszczy na drugim planie. Dużym zaskoczeniem jest też fakt, że piosenkarka jako Justi tak naprawdę nie ma okazji do udowodnienia swoich wokalnych umiejętności. Twórcy trochę poigrali z naszymi oczekiwaniami – i dobrze! Fabuła idzie tu jak po sznurku – mamy historię od zera do bohatera, potem życiowy zakręt, liczne błędy i na koniec zrozumienie i refleksja. Aktorstwo i strona formalna podnoszą oczka w końcowej ocenie, ale szkoda wielu niewykorzystanych szans. I chociaż film ogląda się dobrze dzięki dialogom i ciekawym tekstom rapowych utworów, końcówka dłuży się i potrafi zmęczyć powtarzalnością.  Określiłbym Zadrę jako spotkanie 8 Mili i Narodzin gwiazdy, które po drodze lądują na polskim blokowisku. Ma to swój klimat i koncepcyjny power, ale po seansie w głowie zostaną tylko udane kreacje aktorskie. Reżyser Grzegorz Mołda zaprezentował wiele oryginalnych pomysłów i mam nadzieję, że w przyszłości zostaną one lepiej spożytkowane – w historii, która nie porzuca ciekawych wątków na rzecz tych opowiadanych już mnóstwo razy na różne sposoby.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj