Wydawało się, że produkcja będzie na wpół humorystycznym, na wpół poważnym spojrzeniem na świat zawodowych hazardzistów. Miała być to prawdziwa historia Beth (Rebecca Hall), byłej striptizerki, która rozpoczyna pracę w firmie Dinka (Bruce Willis), gdzie obstawia zakłady. Niestety zamiast ciekawej opowieści - zaoferowano nam porządną dawkę banału, który z każdą minutą coraz bardziej przytłacza.

O jakimkolwiek poruszeniu problemów świata hazardzistów, emocjach czy ewentualnym zmuszeniu do myślenia możemy zapomnieć. Lokalizacja akcji to tylko pretekst do przedstawienia historii oklepanej i niezwykle nieudolnej. Beth, jak można przewidzieć, zakochuje się w Dinku, pojawia się jego zazdrosna żona (Catherine Zeta Jones), więc dziewczyna ma kłopoty. Beth oczywiście poznaje rówieśnika, który jej się podoba i wpada w kłopoty, więc Dink przybywa na ratunek.

[image-browser playlist="596961" suggest=""]©2012 Kino Świat

"Żądze i pieniądze", jak na komedię kryminalną, jest filmem poniżej przeciętnej. Wspomniana opowieść nie oferuje ani chwytliwych żartów, ani historii, która nie byłaby od początku do końca przewidywalna. Nie to jednak jest największym problemem - jest nim sam reżyser Stephen Frears. Jakim cudem "Żądze i pieniądze" wyszły spod ręki człowieka, który ma na koncie "Królową" czy "Niebezpieczne związki"? Odnoszę wrażenie, że Frearsa ktoś szantażował, by zajął się tym filmem, bo pod względem reżyserii jest to chałtura na poziomie Uwe Bolla.

Cała obsada nawet nie próbuje się wysilać, a narracja to jeden wielki chaos, który nie potrafi zainteresować i przyciągnąć naszej uwagi. Bruce Willis wygląda, jakby świetnie się bawił na wakacjach i przy okazji pokazał kilka min przed kamerą. Catherine Zeta Jones zabija wszystkich spojrzeniem, a Rebecca Hall w niezwykle irytujący sposób gra głupkowatą pannę. Chociaż z drugiej strony, znając inne dokonania Hall, należy jej oddać szacunek za przygotowanie do kreacji - jest zupełnie inna od tego, co prezentowała i widać, że włożyła w to sporo pracy. To jednak nie umniejsza faktu, że jej postać od początku do końca swoim sposobem bycia działa na nerwy. Jak mamy kibicować przygodom głównej bohaterki, skoro chcemy, aby w końcu ktoś ją zastrzelił? Zauważyłem tez jedną tendencję, która w ostatnich latach ma miejsce w amerykańskim kinie. Ilekroć pojawia się w obsadzie Vince Vaughn, dostajemy komedię, która zamiast śmieszyć, wprawia w zażenowanie. Aktor ponownie gra to samo, czyli wypluwa z siebie z prędkością karabinu potok słów, które nie dają żadnego efektu, a jedynie wprawiają w zdumienie i zmuszają do zadania pytania, "czy on nie potrafi inaczej?".

[image-browser playlist="596962" suggest=""]©2012 Kino Świat

Najnowszy film Stephena Frearsa zapowiadał się naprawdę dobrze. Rozczarowanie jest tym większe, gdyż od takiego reżysera oczekujemy czegoś wyjątkowego, a nie banału, nieśmiesznych żartów, nudy i obsady, która wyraźnie sprawia wrażenie, jakby marzyła o jak najszybszym zakończeniu pracy na planie zdjęciowym.

Ocena: 3/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj