Kopciuszek zgubił pantofelek i uciekł karocą, a Carla zapomniała ramoneski i odjechała na własnym motorze. Bo główna bohaterka Zakochanego do szaleństwa nie jest typową postacią z komedii romantycznej, a to nie jest opowieść o miłości idealnej. A może jednak tak właśnie wygląda miłość idealna? Film w reżyserii Daniego de la Ordena (Szkoła dla elity) według scenariusza Natalii Durán jest świeżą, lekką i jak na komedię romantyczną wartościową propozycją prosto z Hiszpanii. W rolach głównych zobaczymy zaś znaną z serialu Patria Susanę Abaituę w roli Carli, której wraz z Álvaro Cervantesem jako Adrianem udało się sportretować szalenie prawdziwą miłość.   Akcja filmu rozpoczyna się w jednym z klubów z Barcelonie. Adrian, autor artykułów do portalu internetowego nie najwyższych lotów, próbuje dowieść przed znajomymi prawdziwości swoich przekonań, jakoby „chcieć znaczyło móc”. Los ma dla niego jednak inne plany na ten wieczór. Tajemnicza dziewczyna składa mu prostą propozycję. Chce spędzić z nim jedną, szaloną noc, lecz stawia tylko jeden warunek – po tym spotkaniu nie chce żadnego kontaktu. Tym sposobem Carla i Adrian spędzają szalony wieczór w jednym z luksusowych hoteli, a niedługo później Carla odjeżdża w siną dal.   Właściwa akcja rozpoczyna się jednak w momencie, gdy chłopak uświadamia sobie, że zakochał się w Carli i postanawia odszukać kopciuszka, który, uciekając w pośpiechu, zostawił skórzaną kurtkę. Ślad prowadzi do szpitala psychiatrycznego, a Adrian okazuje się zakochanym do szaleństwa – postanawia podać się za osobę chorą psychicznie, byle tylko odnaleźć dziewczynę, z którą spędził noc swojego życia. Kiedy jednak ponownie ją spotyka, nic nie jest takie, jakie było jeszcze chwilę temu, a Carla nie przypomina tryskającej energią dziewczyny, którą poznał w klubie. Odrzucony, chce wyjść z placówki, problem jednak w tym, że ze względu na podpisane oświadczenie nie może… Zakochany do szaleństwa jest filmem, który ma kilka bardzo dużych plusów. Przede wszystkim nie jest typową komedią romantyczną, a bohaterowie wyśmiewają nawet wszystkie wyświechtane zagrywki czy wypowiedzi składające się na jej konwencję. To ten moment, w którym mówisz mi, jaka jestem piękna i jak się cieszysz, że mnie poznałeś – tak Carla wyśmiewa znane z innych komedii kiczowate teksty i zapewnia, że nie chce „całego tego szajsu”. Film Daniego de la Ordena nie kopiuje nudnych i szkodliwych schematów czy idei miłości idealnej, perfekcyjnego ukochanego czy ukochanej. Adrian się myli, popełnia błędy, ale jest gotowy zmienić swoje zapatrywania na wiele kwestii, chce się dla tej miłości uczyć. Carla zaś jest osobą "trudną" do kochania ze względu na chorobę. Ale tych bohaterów łączy coś prawdziwego, choć wymagającego pracy. Przez to ich relacja jest piękna, a my im kibicujemy.
fot. Netflix
Oczywiście Zakochany do szaleństwa jest komedią romantyczną i znajdziemy w nim wiele jej wyznaczników. Finalnie możemy zaś liczyć na happy end, ponieważ bohaterom udaje się pokonać przeszkodę na drodze do bycia razem. Przeszkoda nie jest jednak banalna – jest nią bowiem choroba dwubiegunowa Carli. I chociaż samej choroby nie da się pokonać, to zakochani decydują się każdego dnia na nowo walczyć o tę miłość. Drugą mocną stroną filmu jest właśnie kwestia podjęcia tematu choroby psychicznej, odtabuizowanie go i pokazanie właściwego podejścia do tej kwestii - empatii i zrozumienia. Bo, jak w filmie mówi dyrektorka placówki, najtrudniejsze w chorobie psychicznej jest to, ze wszyscy oczekują, żebyś zachowywał się tak, jakbyś jej nie miał. Zakochany do szaleństwa ukazuje też, że każdy ma prawo do błędów. Adrian na początku daje pacjentom szpitala wątpliwe wskazówki: weź się w garść czy wyzdrowiejesz, jeśli tylko będziesz bardzo chcieć i zapewnia, że silna wola może więcej niż wszystkie leki. O szkodliwości takich wypowiedzi bohater szybko przekona się na własnej skórze, a wraz z Adrianem i widzowie wyciągają wnioski oraz poznają właściwy sposób podejścia do chorób psychicznych i osób chorujących. Zakochany do szaleństwa otwiera nas na osoby chore, obala tabu, walczy ze stygmatyzacją. To jednak wciąż pozytywny i lekki film, który ogląda się z przyjemnością. Oczywiście twórcy, decydując się na komedię romantyczną, a nie film dokumentalny czy dramat, musieli pewne rzeczy uprościć, i można by zarzucić produkcji, że pewne przypadłości pacjentów szpitala ukazuje dość stereotypowo. Przede wszystkim jednak nie jest to film o „przypadkach”, a o „pacjentach” i skupia się na tym, by bardziej pokazać człowieka, a nie jego chorobę. Na tyle więc na ile pozwolił gatunek, twórcy dobrze przedstawili problemy natury psychicznej postaci.
fot. Netflix
Zakochany do szaleństwa jest udaną, niecodzienną komedią romantyczną. Ma co prawda kilka nudniejszych czy dłużących się momentów, ale więcej jest jednak elementów, które przemawiają na korzyść filmu. Widzowie docenią, jak dobrze Susana Abaitua i Álvaro Cervantes wypadają razem na ekranie, a fanów zespołu Pulp z pewnością ucieszy nawiązanie intertekstualne. Bohaterowie są nietuzinkowi lecz uroczy i sympatyczni, a sam klimat filmu jest bardzo przyjemny i ogląda się go naprawdę dobrze. To produkcja, która sprawia, że po seansie robi nam się cieplej na sercu. Ale Zakochany do szaleństwa to też film o miłości w ogóle. O dojrzewaniu do niej. O drodze od fascynacji nieznanym, tajemniczym ideałem, po coś głębszego – po akceptację słabości. Bo chociaż, jak w Kopciuszku, magiczne zaklęcie może działać tylko przez jeden wieczór, to pełne poznanie nie musi oznaczać rozczarowanie. Film Daniego de la Ordena jest udaną, nietendencyjną komedią romantyczną, której seans nie jest bolesny nawet dla osób nieprzepadających za tym gatunkiem. Została oparta na interesującym koncepcje i zawiera mądre, ważne przesłanie. Chociaż miewa kilka słabszych scen, to zdecydowanie jest produkcją, której można poświecić swój czas. To pozytywny film i mała cegiełka ku temu, by świat był lepszy i pełen zrozumienia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj