W Carnival of Souls wreszcie zaczyna się dziać i to naprawdę sporo. Zmierzamy powoli do zakończenia, a sam finał zapowiada się naprawdę ciekawie.
Tym razem działo się chyba więcej niż w dwóch ostatnich odcinkach, gdzie twórcy zwolnili tempo do granic możliwości, a nawet przyzwoitości. Taki już urok tej produkcji, że częściej skupienie pada na artystyczne kadry niż ciekawą akcję. Tej jednak nie brakowało, a kiedy już coś się działo, to były to sceny zrealizowane z doskonałą wręcz dokładnością.
Jesteśmy prawie na mecie zmagań Maca z wietnamskim kacem, kolesiem mieszającym kawę masłem i wiecznym brakiem gotówki. W
Carnival of Souls kontynuowany jest wątek ze sprzedażą domu, a nasz główny protagonista dowiaduje się o tym dopiero teraz. Jak zawsze pokrzyczy, pogestykuluje, a ostatecznie zwycięży jego uczucie do Joni, która jak nikt inny potrafi przekonać go do swoich racji.
Trudno wyobrazić sobie, jak zakończy się ten sezon. Jest jeszcze cała masa różnych wątków, które kreowane były na coś ważnego, a do teraz nie znalazły żadnego zastosowania w fabule. Wydawało się, że historia z synem Ruth była potrzebna tylko na chwilę, a jednak wciąż mamy jakieś przesłanki, co do istotnej roli tego chłopca w całej historii. W tym przypadku akurat znalazł spory plik gotówki w swoim domu, ale prócz kupienia sobie piłki do koszykówki i kwiatów dla mamy, nie wiadomo, czemu miało to służyć. Jest też Moses, postać ciągle adorująca Ruth i zajmująca wiele czasu antenowego. Czyżby twórcy na sam koniec szykowali sporych rozmiarów zwrot akcji?
Powraca na szczęście stary, dobry Buddy i po mało zajmujących scenach z udziałem jego mamy, wreszcie chwyta za broń i wspólnie z Makiem realizują kolejne, być może ostatnie zadanie. Ten duet jest naprawdę mocny i świetnie ogląda się ich na ekranie. Kiedy obaj panowie mieli coś do roboty, zyskiwał na tym serial i jego dynamika. Tym razem nie było inaczej.
Początek sezonu był kapitalny, ale potem zaczęło pojawiać się sporo błędów i bolączek. Był nawet moment, że prócz kapitalnych ujęć i bardzo dobrze dobranej obsady, fabularnie niewiele było do zaoferowania.
Quarry potrafił nawet rozczarować, ale wciąż jest to naprawdę dobry serial. Każdy odcinek jest realizacyjną perełką, a twórcy potrafią kapitalnie kreować klimat specyficznych czasów, w których rozgrywana się akcja. W
Carnival of Souls mieliśmy zatem motyw z Halloween. Co prawda jest to ciągle popularne święto w Stanach Zjednoczonych, ale w tym wypadku świetnie wkomponowało się w narrację siódmego odcinka.
Końcówka zapowiada spore emocje i to już na starcie finałowego epizodu. Miejmy nadzieję, że wszystko wreszcie się wyjaśni i po
Zamęcie pozostaną same pozytywne wrażenia, bo jest to na pewno dzieło nie tylko specyficzne, ale też unikatowe.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h