Bohaterem książki Zielińskiego jest emigrant, do tego postsolidarnościowy. Jest to o tyle ważne, że wiadomość ta definiuje jego charakter i postępowanie. Karierowicz, wzięty stomatolog, spekulant na rynku nieruchomości - krótko mówiąc: człowiek sukcesu. Piękny dom w Hollywood, samochód, wyjazdy do Afryki, narty w Alpach, a do tego wolność - czegóż chcieć więcej? Miłości. Bo pierwszy związek się nie udał, po rozwodzie zostało dwóch nastoletnich synów i wydaje się, że miłość to jedyne, czego nasz bohater może chcieć.

Poluje więc. Niczym lew na antylopy, czyha na swoje ofiary, żeby zaciągnąć do łóżka, a następnie... porzucić? Właściwie to nie wiadomo i na tym polega problem. Bo bohater Lwa miota się niczym mysz w klatce, nie wiedząc do końca, czego sam chce. Z jednej strony pragnie uniesień, ekscytacji, wspaniałego seksu; z drugiej zaś czeka na tę jedyną, z którą spędzi resztę życia. Tyle że za każdym razem poznaje osobę niewłaściwą. Może nawet nie tyle niewłaściwą, co nieodpowiednią. Bo im bliżej ustatkowania, tym bardziej się miota.

Wspominając, że powieść stworzona została z trzech nowel, miałem na myśli, że pomiędzy rozdziałami występuje spora różnica czasowa. Nie mówiąc już o tym, że każda część dotyczy innej kobiety i wydarzenia. Takim sposobem na początku poznajemy naszego lwa w szczytowym okresie kariery, kiedy pomimo czterdziestu paru lat na karku jest w stanie poderwać niemal każdą niewiastę. W drugim rozdziale wyjeżdża do Afryki, zaś w trzecim jest już na tyle zaawansowany wiekowo, że pozostają mu marzenia lub związki z równie zaawansowanymi wiekowo kobietami - czyli dla niego za starymi. Jest to zresztą pięknie ubrane w symboliczną pielgrzymkę do Rzymu na pogrzeb Ojca Świętego.

Religia, poezja i metaforyka to narzędzia dobrze znane Zielińskiemu, który pięknie buduje poprzez te schematy i symbole postać bohatera. Pytanie tylko: na ile autor wierzy w owe stereotypy, a na ile puszcza oko do widza? Patrząc na quasi język pełen archaizmów, wtrąceń, niekiedy nieco męczących figur stylistycznych, wierzę, że Robert Zieliński jest pisarzem niezwykle świadomym, nawet jeżeli Lew jest jego debiutem.

Co nie oznacza, że jest to książka wspaniała. Czasami męczy, innym razem jest zbyt rozwlekła. Ma kilka ciekawych momentów i dobrze wykorzystuje motyw przyrody w relacjach międzyludzkich, tworząc bohatera przerysowanego, nieszczęśliwego, wciąż pragnącego machać szabelką. Nie jest to jednak lew, ale raczej łagodny, konformistyczny, wyleniały kocur.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj