„Życie, życie jest nowelą…”, a przypadku serialu Zemsta pięciu sióstr – typową meksykańską telenowelą. Szykował się rodzinny thriller, dostaliśmy melodramat 18+.
W pierwszym odcinku serialu
Zemsta pięciu sióstr jesteśmy świadkami tego, jak zupełnie obce sobie kobiety przypadkowo odkrywają, że wszystkie mają na pośladku znamię w kształcie ryby. Do tego wszystkie mają na imię Juana! To wydarzenie tak naprawdę rozpoczyna cały serial, bo cała fabuła skupia się na odnalezieniu powiązań rodzinnych i - jak mogłoby się wydawać - zemście na tym, kto skrzywdził kobiety.
Mam jednak spory problem z tą tytułową „zemstą”, bo po obejrzeniu osiemnastu dość długich odcinków stwierdzam, że samego mszczenia się jest tu tak naprawdę niewiele. Kropla w basenie w apartamencie Marroquinów, analizy drzew rodzinnych, dramaty, miłostki (w sumie, to całkiem sporo miłostek) – jak najbardziej, ale zemsta? Tytuł chwytliwy, ale nijak ma się do serialowej rzeczywistości. Jest tu nienawiść, jest tu złość, ale nie ma jakiegoś wybitnego skupienia się na zemście.
Dość ciężko było mi wkręcić się w produkcję. Przez pierwsze 10 odcinków niestety bardzo się męczyłam. Brakuje tu czegoś takiego, co dodałoby fabule charakteru. Obecne tu rodzinne zamieszania, które pchają fabułę do przodu są co najwyżej poprawne. Twórcy trochę próbują ratować się cliffhangerami, ale to takie podrabiane cliffhangery. Niby jest to zawieszenie akcji, ale nie sprawia ono, że potykam się o własne nogi, biegnąc po pilota, aby włączyć kolejny obcinek. Może go obejrzę, może zostawię na jutro, może wrócę za tydzień. Na pewno nie zarwę nocki.
Aspektem, który na pewno nie pomaga produkcji wspiąć się na rankingowe wyżyny, są niestety same siostry. Widzę, że ktoś naprawdę się starał przy tworzeniu tych postaci. Każda jest inna, mają jakieś trzymające się kupy backstory, w jednych kwestiach rozumieją się bardziej, w innych wcale. Na etapie pisania scenariusza faktycznie ktoś nad tym posiedział dłużej niż godzinę. Tylko że im więcej oglądamy je na ekranie, tym bardziej absurdalnymi postaciami się stają. Dorosłe kobiety z naiwnością dziecka. Bardzo mdłe postacie. Wyróżnia się wśród nich Juana Manuela (Zuria Vega). Nie jest wybitna, ale na takim tle błyszczy. W końcu ktoś z werwą, charakterem, czymś, co nas będzie ciekawić. Gra aktorska również jest tutaj najlepsza. Widać, że Zuria Vega czuje tę postać. Manuela, zajmująca się między innymi tańcem w nocnym klubie, jest sensualna, dzika, niesamowicie pewna siebie, kobiecość aż z niej wypływa. Mimika twarzy, to, jak flirtuje, udaje, że się nie boi, to wszystko tutaj dobrze wychodzi. O wiele lepiej niż w porównaniu do Juany Valentiny (Renatha Nothi), która prezentuje dwa wyrazy twarzy: szok większy, szok mniejszy.
Ogólnie dziewczyny są w porządku i możemy się z nimi polubić. Szkoda, że bardziej nie przyłożono się do sprawdzenia umiejętności aktorskich pań, które wcielają się w ich role. Trochę się czepiam, bo finalnie jest to telenowela, więc nie oczekujmy cudów.
A jak już przy obsadzie jesteśmy, to absolutnie muszę (bo się uduszę!) skomentować jedną rzecz. Nie mam pojęcia, jak wyglądał casting do tego serialu, ale przysięgam, mam wrażenie, że w ogłoszeniu było napisane „Wymóg – zniewalająca uroda”.
Zemsta pięciu sióstr to serial, w którym nie ma ludzi zwykłych, przeciętnych. Tutaj wszyscy (nie licząc złoli - oni w imię tworzenia tych „złych” nie mogą wyglądać za dobrze) są absolutnie przepiękni. Każda kolejna postać, która ma jakieś znaczenie, jest instagramowym ideałem 2021 roku. W momencie, gdy mamy aż takie nagromadzenie modelowych twarzy, trochę trudno nam wierzyć w ten świat. Sama w pewnym momencie złapałam się na tym, że zaczęłam się porównywać do bohaterek i wytykać sobie, co one mają, a ja nie mam. W 2021 roku - kiedy ruch body positivity jest doskonale wszystkim znany, kiedy coraz więcej mówi się o naturalności, o tym, że jesteśmy różni, mamy inne figury, a ideały z pierwszych stron gazet nie istnieją - nieco dziwi mnie, że powstała produkcja, w której wszyscy są jak od linijki.
Na plus zaskoczyła mnie tutaj obecność naprawdę trudnych tematów. Wykorzystywanie seksualne, zmuszanie do aborcji, transseksualizm, naruszanie prywatności, przemoc domowa, dominujący patriarchat, a nawet kazirodztwo. Twórcy dowodzą, że nie boją się o nich mówić wprost. Bardzo fajna jest też sama idea siostrzeństwa i tego, co teraz określamy mianem „girl power”. Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną! To się ceni.
Zemsta pięciu sióstr nie jest serialem bardzo dobrym, ale nie jest też bardzo złym. To taki typowy przeciętniak, który obejrzeć można, ale absolutnie niczego on nie zmieni w waszym życiu. No może doda Wam kilka urodowych kompleksów (choć mam szczerą nadzieję, że to tylko ja jestem wyjątkowo podatna na takie rzeczy) i jeśli jesteście dziewczynami, sprawi, że pomarzycie o siostrze. Nie spodziewajcie się jednak zapierającej dech w piersiach akcji, bo jej tu nie znajdziecie. Ale taka „akcyjka” będzie. Zobaczymy, co wymyślą w następnym sezonie, bo bardzo głośno powiedziało, że to jeszcze nie koniec.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h