Akcja rozgrywa się w trakcie I wojny światowej. Carskie oddziały panoszą się, gwałcą, zabijają i plądrują wsie w okolicach Tarnowa. Podczas jednego z takich ataków na ludność cywilną szesnastoletnia Karolina Kózkówna ponosi śmierć męczeńską, a mieszkająca w tej samej wsi Teresa zostaje zgwałcona i zachodzi w ciążę, co wiąże się z wykluczeniem społecznym. Film pokazuje dwa zupełnie różne podejścia do w sumie tego samego zajścia z tą różnicą, że jedna dziewczyna nie przeżyła gwałtu, a druga musi żyć z jego konsekwencjami do końca życia. ‍Zerwany kłos to kino religijne, dlatego nie podejmuję się oceny wartości przez niego ukazywanych. Nie taka jest moja rola. Wiadomo, że osoby wierzące odbiorą ten film w zupełnie inny sposób i dostrzegą pewnie jakąś większą głębię przedstawianej historii niż osoby niewierzące. Skupię się natomiast na wykonaniu, grze aktorskiej i scenariuszu. Witold Ludwig, który debiutuje na fotelu reżysera tym oto filmem, robi to w złym stylu. Materiał, który wystarczyłby na 15 minutową etiudę, niepotrzebnie rozwleka na 95 minut. W rezultacie historia, która ma być przejmująca, zaczyna się rozmywać, tracąc wszelkie emocje. Ludwig nie ma także pomysłu, jak rozbudować opowieść o błogosławionej męczennicy Karolinie Kózkównie, więc męczy widzów źle zmontowanymi kadrami w zwolnionym tempie, które nie mają zupełnie sensu. Są one zapchajdziurami pomiędzy kolejnymi dialogami i modlitwami. Przez ten zabieg tracimy jakąkolwiek więź z główną bohaterką, graną przez debiutującą na dużym ekranie Aleksandrę Hejdę, którą zapamiętamy jedynie dzięki ciągłym spacerom w białej sukni przez pola ze zbożem. Reżyser zatrudnił również kilku znanych aktorów takich jak Marek Siudym, dając mu na tyle małą rolę, że można go łatwo przeoczyć. Trochę zmarnowanie potencjału. Niezrozumiały jest dla mnie wstręt reżysera do pokazywania sceny gwałtu ograniczającej się do ukazania rąk trzymających drzewo czy morderstw popełnionych na polskich chłopkach ujętych jedynie w przypadkowych zbliżonych kadrach, ale brak jakichkolwiek zahamowań, by zaprezentować na ekranie zakrwawione ciała zmasakrowanych kozaków. Produkcja Ludwiga niepotrzebnie karykaturuje kozackich najeźdźców. Taki obraz pasuje bardziej do filmów animowanych, gdzie trzeba dodatkowo podkreślić, kto jest zły, a kto dobry. Idealnie to widać w postaci starego kozaka, granego przez Pawła Tchórzelskiego, który nie rozstaje się z butelką. W projektach fabularnych taki zabieg jest niepotrzebny. Film można jednak pochwalić za stronę muzyczną, która w pełni wpisuje się w uduchowiony ton produkcji i nie drażni. Przyjemnie się jej słucha. Zerwany kłos to film dla specjalnie wyselekcjonowanej grupy odbiorców, która pewnie wybierze się na niego do kin bez czytania jakichkolwiek recenzji. Wszystkim innym radzę poczekać, jak będzie emitowany w Telewizji Trwam, ponieważ jestem przekonany, że prędzej czy później tam trafi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj