A Gathering of Shadows (A Gathering of Shadows) rozpoczyna się cztery miesiące po wydarzeniach z A Darker Shade of Magic. Po pokonaniu rodzeństwa Dane’ów i wrzuceniu pełnego mrocznej magii kamienia do zniszczonego Czarnego Londynu drogi Kella i Lili się rozeszły: on wrócił do swoich obowiązków na dworze królewskim, zaś ona postanowiła cieszyć się swobodą i odkrywać nowy dla siebie świat magii. W Czerwonym Londynie trwają zaś przygotowania do Igrzysk Żywiołów, wielkiego turnieju magów, który ma pomóc utrzymać przyjazne stosunki między sąsiednimi królestwami. Czas zabawy zostanie jednak zakłócony przez odradzającą się czarną magię. W recenzji pierwszego tomu chwaliłam sposób, w jaki V.E. Schwab buduje świat powieści. Tym razem nie jest to tak istotny element, jako że fundamenty uniwersum zostały już wylane, jednak autorka nie spoczęła na laurach i stara się uczynić stworzony przez siebie świat jeszcze bardziej realistycznym, bardziej namacalnym, głównie za pomocą wątku Igrzysk Żywiołów, który pokazuje czytelnikowi jego wielowymiarowość. Czuć, że fabuła nie jest zawieszona w próżni, tylko stanowi część bardziej złożonego świata. Ważnym elementem Zgromadzenia cieni są relacje między poszczególnymi postaciami. Kwestie, które w Ciemniejszym odcieniu magii zostały jedynie zarysowane, w tym tomie są rozwijane i pogłębiane. Działania podejmowane przez postaci pasują do sposobu, w jaki zostały scharakteryzowane na samym początku, jednak w przypadku Lili Bard Schwab chyba trochę przeszarżowała. Nie wykluczam, że to może być tylko moje subiektywne odczucie, jednak zauważyłam, że z bohaterki silnej, odważnej, trochę bezczelnej i znającej swoją wartość zmieniła się w taką, której bezmyślność i kompletny brak zastanowienia się nad ewentualnymi konsekwencjami przysłaniają zalety. Autorka bardzo chciała pokazać jej niezależność, jednak zabrakło jej w tym przypadku wyczucia i przesadziła, a Lila stała się irytująca. Treść powieści nie pozwala przypuszczać, żeby było to założenie Schwab, więc trzeba uznać ten aspekt za wadę.
Źródło: Zysk i S-ka
Samą fabułę Zgromadzenia cieni oceniam pozytywnie, ponieważ jest taka, jaka powinna być w przypadku tego gatunku: trzyma w napięciu, oferuje kilka zaskakujących momentów, a także jest szybka, jednak nie chaotyczna i nie zawiera wciśniętych na siłę wątków, które są niepotrzebne w kontekście całej historii (a jest to osiągnięcie, zważywszy na dużą objętość tomu). Mam jednak zastrzeżenie odnośnie zakończenia. Nie będę raczej spojlerować, jeśli napiszę, że powieść  kończy się cliffhangerem, czego nie cierpię w przypadku książek, ponieważ jest to jednak inna forma niż serial i nie powinna tak się do niego upodabniać. Zgromadzenie cieni w zasadzie nie ma zakończenia. Co prawda jakiś wątek się kończy, jednak ten główny zostaje zawieszony. Tak, jakby Schwab nie miała pomysłu na to, jak to właściwie zakończyć, a na zamknięcie historii potrzebowała jeszcze jednego tomu i po prostu ucięła historię w połowie. Tak, jak Mroczniejszy odcień magii oferował historię z klasycznym rozpoczęciem, rozwinięciem i zakończeniem, tak po lekturze kolejnego tomu pozostaje uczucie niedosytu. Zgromadzenie cieni to poprawna kontynuacja serii, ciekawa w lekturze i wciągająca czytelnika do fascynującego innego świata, jednak nie dorównuje swojej poprzedniczce, która ustawiła poprzeczkę wysoko. Czy oznacza to jakościową tendencję spadkową, czy tylko małe potknięcie V. E. Schwab, dowiemy się, gdy pojawi się zakończenie trylogii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj