Jak Malwina wspomniała przy okazji recenzji poprzedniego odcinka, nastał czas kryzysu. Jest on kontynuowany i w tym odcinku, a co gorsza, przechodzi na inne sfery życia Hannah, także te zawodowe. Nie jest pocieszeniem fakt, że przyjaciółkom bohaterki również nie wiedzie się najlepiej. Na dodatek poziom odcinka nie jest przesadnie wysoki. Wydaje się, że wszystko zostało wrzucone jakby trochę na siłę. Dialogi nadal są ostre jak brzytwa i świetnie rozpisane, ale historii brakuje ikry. Rozpoczęto wiele wątków, ale żaden nie doczekał się końca. 

Na początku mamy kolejne spięcie na linii Hannah-Adam. Niby para jest razem, kocha się, uprawia seks, ale z drugiej strony widać, że dziewczynie nie odpowiada fakt, iż Adam pomieszkuje u Raya na czas przygotowań do roli. Spięcie przenosi się nawet do domu kumpla Adama, ale z rozmów tak naprawdę nic nie wynika. Wszystko trwa w zawieszeniu i żadna ze stron nie chce zrobić kolejnego kroku. Sprawia to, że ta niepewność i napięcie przenosi się na życie zawodowe Hannah. Po przeprowadzeniu wywiadu z Patti postanawia wyrazić poszczególnym redaktorom swoje żale odnośnie niewykorzystywania talentu. Konsekwencją tego jest wywalenie z pracy. Nie widać, by jakoś wpłynęło to na bohaterkę - po prostu pogodziła się z tym. 

Nie lepiej dzieje się w życiu Marnie. Niezadowolona z pracy, rozmawia ze znaną panią fotograf i - jak się potem okazuje - traci szansę na zatrudnienie u niej w roli archiwistki i asystentki. I to na rzecz Jessy. Podobnie jest w sferze uczuciowej. Tuż przed koncertem mówi o swoich obawach i uczuciach Desiemu. Ten jednak poza kilkoma miłymi słowami nie może jej nic zaoferować - ma dziewczynę i jest w niej zakochany. Po koncercie, całkiem udanym zresztą, Marnie postanawia wrócić więc do sprawdzonego - i ląduje w łóżku z Rayem.

Podobnie robi Hannah, która oznajmia Adamowi, że zwolnili ją z pracy. Byłaby to dobra szansa na pogodzenie się, szczególnie po udanym seksie, ale para znowu zaczyna dyskutować o wspólnym mieszkaniu i terminie, kiedy to nastąpi. Tym sposobem lądują u Raya i razem widzą kochającego się kumpla Adama z Marnie. 

[video-browser playlist="635038" suggest=""]

Trzeba przyznać, że fabuła jedenastego odcinka to istny miszmasz. Dostajemy bezpośrednią kontynuację wątków z poprzedniego epizodu, ale prawda jest taka, że nic nie zostaje rozwiązane. Istotnym ograniczeniem jest na pewno czas trwania epizodu. Lena Dunham tak bardzo chce rozbudowywać fabułę Dziewczyn, że powoli nie wystarcza jej go na opowiedzenie danej historii w jednym odcinku. Widać to właśnie teraz. Możliwe też, że za dużo czasu poświęcono postaci Hannah na początku sezonu i teraz trudno nadrobić losy innych postaci. Nie jest to jednak istotny zarzut - bardzo często tuż przed finałem sezonu dostajemy odcinek będący pomostem łączącym poprzednie epizody z tych ostatnim. Podobnie jest i teraz - wszystko zostało nakreślone, a rozwiązanie (miejmy nadzieję) przyjdzie w kolejnym odcinku. Martwią jednak te ograniczenia. Nie do końca jestem przekonany, czy Lenie Dunham uda się sensownie dokończyć wątki. 

Te kilka wymienionych wad nie zmienia jednak faktu, że nadal mamy do czynienia z tym samym, bardzo dobrym serialem. Nawet jeśli niektóre epizody są słabsze, to wciąż możemy liczyć chociażby na dialogi, a te są rozpisane doskonale. Wiele razy podkreślałem zresztą, że stanowią one najmocniejszy punkt całej produkcji. Dostajemy też kilka świetnych scen (prym wiedzie ta, w której Hannah nakrywa Marnie i Raya). 

Jedenasty odcinek może nie był najlepszy; dobitnie pokazał, jak bardzo trzeci sezon Dziewczyn jest nierówny. Pozostaje czekać na finał serii i zobaczyć, co nam Lena Dunham zgotowała. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj