Po utracie pracy Kama Kosowska wraca do rodzinnego miasta, gdzie otrzymuje propozycję wzięcia udziału w nagraniu programu telewizyjnego poświęconego zaginionym dzieciom. Ma głównie zająć się odcinkiem dotyczącym zaginięcia sprzed ponad trzydziestu lat 7-letniego Piotra Janochy. Problem w tym, iż chłopiec był jej kolegą z dzieciństwa, a ona sama była poniekąd świadkiem zaginięcia. Na domiar złego policjantem prowadzącym sprawę był ojciec Kamy. Początkowo jest ona negatywnie nastawiona do swojego udziału w programie. Ulega dopiero wtedy, kiedy ktoś anonimowo daje jej wyraźny sygnał, iż zaginięcie chłopca łączy się w jakiś sposób z tragiczną śmiercią jej matki. Mgliste wspomnienia z dzieciństwa oraz dziennikarski research powoli odkrywają przed Kamą prawdę dotyczącą zarówno losu zaginionego kolegi, jak i utraty matki. Głównych bohaterów mamy tutaj dwoje – Kamę Kosowską i Lesława Korcza, komisarza, który w starych aktach dopatruje się nieprawidłowości, stąd też jego zainteresowanie sprawą. Jednak obie te postacie są tutaj jakieś jałowe, mało wyraziste. Ostatecznie niewiele można o nich powiedzieć. Trudno też je jednoznacznie ocenić. Autor ewidentnie skupił się bardziej na fabule niż na bohaterach. A jaka jest ta fabuła? Taka, jaka przeważa w książkach Roberta Małeckiego – wielowątkowa intryga, która ciągle zapędza czytelnika w ślepą uliczkę. Nie tak łatwo domyślić się finału. A jest on bardzo zaskakujący.
Źródło: Czwarta Strona
Elementów negatywnych mamy tu niewiele, ale już sama ich obecność wpływa ujemnie na ocenę całokształtu. Są to przede wszystkim wspomniani już główni bohaterowie. To postaci ukazane słabo pod względem charakterologicznym. O pozostałych osobach przewijających się w całej historii nie ma w ogóle co wspominać. Pojawiają się i znikają, czasem nie wiadomo nawet, w jakim celu autor ich umiejscowił w książce. Podobnie jest z wieloma wydarzeniami. Nie mają większego związku z przedmiotem fabuły, a przedstawione zostały chyba tylko po to, aby trochę zmylić czytelnika i odwrócić jego uwagę od naprawdę istotnych kwestii.
 Zmora Roberta Małeckiego jest jedną z wielu sobie podobnych pozycji. Czyta się ją przyjemnie, płynnie, nie nudzi, ale też nie wywołuje szczególnych emocji. Czyta się ją szybko, ale równie szybko się o całej historii zapomina. Raczej nie zapada głęboko w pamięć. Taka szkolna trójka z plusem – spełnia swoje oczekiwania, ale specjalnie nie zachwyca.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj