Bohaterowie nie zmienili się zbytnio od czasów pamiętnej walki na ringu z końca poprzedniego sezonu. Jonathan wciąż boryka się ze swoim alkoholowym problemem, spożywając wyłącznie niskoprocentowe białe wino. Ogłoszenie zamieszczone na Craigslist budzi coraz większe zainteresowanie. Nie przekłada się ono jednak na zyski finansowe - Jonathan wciąż nie może wydać swojej drugiej książki, pismo George'a podupada, a klienci dość często zapominają o uiszczeniu (i tak niewielkiej) opłaty za świadczone przez bohatera usługi. Jonathan stara się więc poprawić zarówno swoją sytuację finansową, jak również mocno podupadającą samoocenę, poprzez udzielanie lekcji kreatywnego pisania. Christopher również walczy z licznymi problemami zawodowymi - szefostwo likwiduje jego stałą kolumnę, prowadzoną z ogromną pasją od ponad dwudziestu lat. Podstarzały womanizer czuję się zupełnie zbyteczny. W najlepszej sytuacji wydaje się być Ray - jego komiks o Super Rayu (którego bronią i supermocą jest... ogromny penis) zyskuje w końcu rozgłos, a co za tym idzie - przynosi zdumionemu artyście dość spore rzesze fanek oraz znaczny przypływ gotówki. Cóż jednak znaczy tak przyjemny kaprys fortuny, kiedy nie ma się nim z kim dzielić - sukces zawodowy niesie za sobą katastrofę w życiu prywatnym - Leah wraz z dziećmi wyprowadza się z domu, zostawiając Raya w stanie zupełnej rozsypki emocjonalnej.

[image-browser playlist="607395" suggest=""]©2010 Home Box Office, Inc.

"Znudzony na śmierć" od samego początku był produkcją specyficzną i mocno absurdalną. Taką też z pewnością pozostanie do końca. Z każdym odcinkiem zresztą coraz bardziej w tę absurdalność brnie. Niewątpliwie dla wielu zabrnął już stanowczo za daleko. Ci mogą beż żalu go porzucić. Serial jest bezpruderyjny, nie unika tematów tabu, a humor, jakim jesteśmy częstowani może bawić do łez, bądź zniesmaczać. Granica jest bardzo płynna. Twórcy w uroczy i inteligentny sposób wyciągają wszelkie mniej lub bardziej popularne motywy i schematy, wrzucają do wielkiego garnka, intensywnie mieszają i wyciągają je później zupełnie na chybił trafił. Oczywiście tylko po to, aby je wyśmiać. Mają więc do dyspozycji najbardziej fantastyczne, nieprawdopodobne ucieczki i pościgi rodem z historii o gangsterach, ckliwe podchody miłosne zaczerpnięte z melodramatów, tajemnicze postaci w prochowcach skradzione filmom noir, a całość uzupełnia silny powiew nowojorskiego powietrza wprost ze starych produkcji Woody'ego Allena. Już sam fakt, że to wszystko tworzy jedną całość i ze sobą współgra świadczy o ich prawdziwym kunszcie.

Nowe zagadki kryminalne są tak samo mało porywające jak te początkowe. Fani nieoczekiwanych rozwiązań i misternie skonstruowanych czarnych charakterów z pewnością nie będą usatysfakcjonowani. W sprawach prowadzonych przez detektywa Amesa króluje absurd i zupełny brak profesjonalizmu, ale to właśnie te składniki śledztw czynią je zupełnie odmiennymi od wszystkich innych. Wszystko to jednak schodzi na daleki plan, bo przecież w tej historii najważniejsza jest trójka głównych bohaterów. Jonathan ze swoją romantyczną pozą tajemniczego mężczyzny w prochowcu, otaczającego się obłokiem dymu papierosowego niczym Bogart. Znajdujący się pod nieustannym wpływem środków odurzających George, który zwieńcza każdy kolejny dzień obietnicą nowego romansu. Żyjący w świecie komiksów o bohaterze w czerwono-żółtej pelerynie Ray. Czegóż trzeba więcej? Z talentem komediowym Dansona i Galifianakisa nie może się nie udać.

[image-browser playlist="607396" suggest=""]©2010 Home Box Office, Inc.

Drugi sezon serialu oferuje nam takie smaczki jak gościnny występ Kevina Bacona jako kandydata do sportretowania Super Raya w filmowej wersji komiksów (dość przyjemny występ, jednak nie umywa się do czerwonego rowerka Jima Jarmuscha z pierwszego sezonu), czy samego Jonathana Amesa - twórcy serialu - w roli dość specyficznego kochanka Lei, biegającego z gołymi pośladkami po całym Brooklynie.

"Znudzony na śmierć" zdecydowanie trzyma poziom, chwilami można nawet powiedzieć, że sezon drugi jest lepszy od pierwszego. Jako że taki obrót spraw w świecie seriali należy do rzadkości, z pewnością trzeba to potraktować jako znaczący plus. Produkcja rozwija się, wyostrza. Wciąż jednak pozostaje rozrywką zupełnie bezinwazyjną. Nie dostarcza wielkich emocji, nie przynosi potoków łez, nie trzyma w napięciu. Gwarantuje za to porządna dawkę cotygodniowego absurdu i nowojorskiego pseudointelektualizmu, stanowiąc sympatyczną rozrywkę z kategorii "lekkie, łatwe i przyjemne". Sprawy zawsze znajdują rozwiązanie, a gdy wszystkie wątki zostaną już zamknięte, można zawsze... uciec przed nudą i zapalić trawkę.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj