Rodzina popularnych gier o walce z zombie powiększyła się o wersję wykreślaną. Jeśli jednak ktoś uważa, że będzie ona łatwiejsza od pełnowymiarowych planszówek, to... Cóż, proponuję zrewidować ten pogląd.
O popularności gier z rodziny
Zombicide świadczą nie tylko jej kolejne wersje i dodatki, ale też wysokie kwoty zbierane podczas kampanii crowdfundingowych. Gracze wyraźnie pokazali, że naprawdę podoba im się walka z zombie, orkami, agentami i innymi bohaterami, którzy wpasowują się w tę mechanikę. Niewątpliwe znaczenie mają figurki, których spory zapas w każdym pudełku pomaga wprowadzić klimat nieustannego zagrożenia. Dlatego nieco zaskakująca była decyzja o wydaniu wersji wykreślanej – zero figurek, brak planszy, żadnego scenariusza, czyli nic, co gracze doskonale znali w grach z tej serii. Sprawdźmy zatem, czy taka adaptacja ma sens.
Brak figurek jest pierwszym zaskoczeniem po otwarciu pudełka
Zombicide. Broń w dłoń, ale nie ostatnim. Broń jest tu przypisana do konkretnego bohatera i każda ma swoje własne możliwości ulepszenia. Bohaterowie mają o wiele więcej punktów życia w porównaniu do „dużych” wersji gry. Jednak zanim ktokolwiek zdąży się ucieszyć, uprzedzam, że niestety wrogów trudniej się zabija, a na dodatek wszyscy zadają dużo więcej ran – np. boss może w swoim ataku zadać nawet kilkanaście obrażeń. Do wyboru jest ich sześciu – na dodatek każdy w dwóch poziomach trudności, więc zbyt szybko się nie opatrzą. Otrzymujemy też karty zwykłych i „podrasowanych” zombie. Nieumarli będą nas atakować, ale gdy ich pokonamy, otrzymamy bonus w postaci ulepszenia broni. Plansze i karty związane z zombie i bohaterami są suchościeralne, bo na nich zaznaczamy obrażenia, utratę życia i bonusy, a karty pomocy, rund i namnażania to już zwykłe kartoniki. Całość wygląda całkiem zgrabnie.
Rozgrywka ma proste zasady – bohaterowie mają obok siebie trzy pola, na których umieszczają „namnożone” karty zombie. Po odkryciu karty tury dowiadujemy się, jakiej broni można użyć oraz którzy krwiopijcy będą się poruszać – ikonografia jest banalnie prosta i nie budzi żadnych wątpliwości. Nowe postaci zombie umieszczane są w górnym polu i z każdym ruchem schodzą w dół – jeśli znajduje się na dole, atakuje i zadaje tyle ran, ile ma nieskreślonych pól Obrażeń. Zadaniem gracza jest skreślenie wszystkich Pól Życia wroga przy użyciu broni, ale oczywiście zombie mają sporo tych pól. Poza tym broń pozwala skreślić ich ograniczoną liczbę i trzeba się wpasować z kształtem niczym z klockiem w Tetrisie, bo inaczej można skreślić tylko jedno pole. Na szczęście można czasem złapać jakąś dodatkową amunicję albo tarczę, ale i tak to nieustanny wyścig z czasem. Po dziewięciu turach pierwszej rundy przychodzi czas na turę drugą, w której jest mniej wrogów, ale za to pojawia się boss i trzeba jak najszybciej poskreślać wszystkie pola z jego karty, bo – albo czas się skończy, albo ktoś otrzyma zbyt wiele obrażeń i drużyna przegrywa.
Jak wersja wykreślana wypada w porównaniu do oryginalnych wersji? Na pewno zajmuje mniej czasu i miejsca na półce. Nieco zmienia się akcent zarządzania ryzykiem – teraz obrażenia są nieuniknione, ale trzeba dobrze zastanowić się nad wyborem celu swojego ataku. Może się okazać, że dodatkowe obrażenie w obecnej turze pozwoli uniknąć większej ich liczby w następnej. To wciąż gra, w której planowanie i strategia są ważniejsze niż strzelanie na oślep.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h