Wiele spodziewałem się po finale tego serialu. Po średnim początku i słabym środku sezonu końcówka była naprawdę fenomenalna. Ostatnie trzy-cztery odcinki to prawdziwy rollercoaster wydarzeń, emocji i uczuć. W finale zabrakło jednak spięcia tego wszystkiego w coś, co wgniecie w fotel i sprawi, że każdy widz powie: "wow", choć nie można powiedzieć, że był to zły finał.
Najważniejszą rzeczą, z którą musi poradzić sobie Sherlock, jest odejście Watson. Detektyw w końcu wie, co do niej czuje i jak bardzo jej potrzebuje, ale Joan ma swoje racje i kiedyś musiała się na to zdecydować. To idealny moment. Jonny Lee Miller gra naprawdę załamanego, zagubionego mężczyznę. Widać to w jednej ze scen, kiedy przyznaje, że jest w stanie się zmienić – zmienić dla Watson. Jego wyszeptane "stay" jest przejmujące. To chwila, kiedy Sherlock chyba najbardziej otworzył się na innych, dlatego odrzucenie Joan tym bardziej działa.
Holmes przyciąga do siebie ludzi jak grawitacja. Joan zaczyna się temu opierać i trudno sobie wyobrazić, jak detektyw to przeżyje. Na razie wyciągnął schowany w książce narkotyk i postanowił współpracować z MI6, ale spodziewam się, że w kolejnym sezonie zobaczymy jego walkę wewnętrzną. Sherlock może jeszcze bardziej się zamknąć w sobie i ponownie popaść w nałóg, a może nawet zrobić coś gorszego...
Inna sprawa to jego relacje z bratem. Tu emocji jest bardzo dużo. Najpierw mówi o nim jak o raku, potem stara się mu pomóc. Kocha go, ale nie może pogodzić się z jego romansem z Joan. Jestem pewny, że wynika to z zazdrości. Jednocześnie można zadać sobie pytanie o to, co będzie dalej. Mycroft musi zniknąć, a Sherlock straci kolejną bliską mu osobę. Nawet jeżeli dotychczas ją tylko wyzywał i krytykował, to nadal jest jego brat. Brat, który kocha i jest gotów zrobić dla niego wszystko. Mamy więc w finale kilka poziomów emocjonalnych Holmesa. Widzimy jego prawdziwe uczucia: miłość, nienawiść, zawód i nadzieję. Lee Miller jeszcze chyba nigdy nie grał tak dobrze, przekonywająco i przejmująco. Partnerująca mu Lucy Liu też spisała się nieźle, choć po jej postaci spodziewałem się więcej rozterek związanych z wyprowadzką. Czy naprawdę bardziej kręci ją Mycroft? Sam nie wiem.
[video-browser playlist="635157" suggest=""]
Wśród tych bardzo ciekawych wątków jest jeszcze sprawa, którą musi rozwiązać Sherlock – i chyba ona najbardziej zawodzi. Spodziewałem się, że w kulminacyjnym momencie zobaczymy Irene/Moriarty’ego. Miało być sporo zamieszania (zarówno kryminalnego, jak i emocjonalnego), a wyszło zaledwie średnio. Intryga wcale nie jest skomplikowana, ponieważ Holmes bada sprawę szpiegostwa w MI6. Szybko wpada na trop osoby, która jest kretem, a jednocześnie udaje mu się dzięki prostym zabiegom uwolnić od podejrzeń swojego brata. Zaangażowanie w sprawę NSA jeszcze bardziej mnie zawiodło, bo nie było tu miejsca na kreatywne rozwiązania. A szkoda, bo był w tej historii duży potencjał. Jestem za to ciekaw, jak dalej potoczy się współpraca brytyjskich służb z Sherlockiem.
Dobrze, że scenarzyści w ostatnim odcinku pokazali hakerów Everyone. Doceniono ich i zasugerowano, że każdy może do nich należeć. Z drugiej strony twarze młodych ludzi tępo wpatrzonych w monitory wyglądały dość komiczne w kontraście do powagi sytuacji (gróźb skierowanych przez szpiega do Joan). Dodatkowo znowu wspomniano o pani Hudson. Na razie widzieliśmy ją bardzo krótko – może w kolejnym sezonie odegra większą rolę?
O ile jestem zadowolony z tego, jak pokazano wszystkie emocje Sherlocka i zbudowano podwaliny pod kolejny sezon, tak zawiedziony jestem ostatnią sprawą Holmesa. Nie była to zagadka godna finału, aczkolwiek Elementary kończy sezon w dobrym stylu, a przynajmniej w dużo lepszym, niż zaczynało. Niech dobra passa scenarzystów nie kończy się wraz z przerwą, a w kolejnej serii wrócą do nas z jeszcze lepszymi pomysłami i sprawami.