Jest taka oto scena w odważnej, autobiograficznej powieści graficznej Na własny koszt Chestera Browna: Chet spokojnie rozmawia z serdecznym i oddanym przyjacielem o poezji miłosnej, jej pochodzeniu, średniowiecznych trubadurach oraz prawdziwych powodach zawierania małżeństw. Osobą tą jest niejaki Gregory Gallant (Seth), równie sławny kanadyjski twórca komiksowy, a niniejsza konwersacja jest świadectwem ich inteligencji i stanowi kapitalne wprowadzenie do lektury najsłynniejszego dzieła Setha. Życie nie jest takie złe, jeśli starcza ci sił to nostalgiczna opowieść o bezgranicznej namiętności do sztuki komiksowej, tęsknocie za światem, który nieodwracalnie przeminął, oraz poszukiwaniu utraconej radości.
Recenzowany album rozpoczyna się od jakże bliskich każdemu miłośnikowi tej zacnej gałęzi sztuki słów: "Komiksy od zawsze były ważną częścią mojego życia. Już w dzieciństwie odcisnęły na mnie swoje piętno". Scenarzysta Życia... należy do nielicznej grupy fanatyków historii obrazkowych, którzy każde zdarzenie ze swego życia łączą z daną sceną z ulubionego dzieła. Seth utożsamia zwykłe pociągi z albumem "Czarna wyspa" z cyklu "Tintin" Herge'a, a filozofię życiową zapożyczył z jednego z przenikliwych pasków kultowych "Fistaszków" Charlesa Schulza. Podobnych nawiązań, zarówno w warstwie narracyjnej, jak i graficznej, znajdziemy tutaj co nie miara. Niestety większość z nich (choćby dzieła Jimmiego Halo czy przezabawna pokojówka Hazel z serii Teda Keya) jest zupełnie obca statystycznemu miłośnikowi komiksów w naszym kraju. Z tego też powodu rzeczona historia jest dosyć hermetyczna, acz stanowi pięknie wykonaną laurkę poświęconą opowieściom obrazkowym.
[image-browser playlist="578701" suggest=""]
Po zapoznaniu się z utrzymaną w melancholijnej nucie treścią Życia... Gregory Gallant jawi się jako jednostka aspołeczna, marudna, introwertyczna, momentami flegmatyczna i na swój sposób ekstrawagancka. Osobiście przypomina mi niektóre kreacje Woody'ego Allena z jego filmów czy genialną rolę Larry'ego Davida z serialu komediowego Pohamuj entuzjazm. Analogicznie do szczerej spowiedzi Browna Seth w pesymistycznych barwach spogląda na relacje damsko-męskie, uwypuklając przy tym swe problemy w nawiązywaniu oraz pielęgnowaniu bliższych kontaktów z płcią piękną. Świetnie wypada związek z ponętną Ruthie, wytarty z romantyzmu oraz przeżarty przez rutynę i nieporadność Kanadyjczyka.
Jego uczucia wyższe zostały całkowicie scedowane na stare, w większości zapomniane paski komiksowe oraz ich pogrążonych w mroku przeszłości twórców. W starym numerze "New Yorkera" Seth trafia na humorystyczną ilustrację rysownika ukrywającego się pod pseudonimem Kalo. Scenarzysta opowieści podąża zdawkowymi śladami twórczości owej postaci, z detektywistycznym zacięciem próbując rozszyfrować jego pochodzenie. Swoista obsesja na punkcie Kalo całkowicie zawładnęła jego życiem – autor stara się z całych sił kultywować pamięć o tym enigmatycznym człowieku. Potencjalny czytelnik z zapartym tchem będzie współuczestniczył w prywatnym śledztwie prowadzonym przez pisarza, do momentu, aż pozna zaskakującą prawdę o wspomnianej ikonie.
[image-browser playlist="578702" suggest=""]
Ilustracje pomysłodawcy serii "Palookaville" są dosyć proste, klasyczne, mocno kreskówkowe. Szara kolorystyka oraz spora oszczędność kojarzą się ze starymi komiksami, co było zamiarem zdolnego twórcy. Seth bezbłędnie prezentuje poszczególne postacie, przy czym wyróżnić należy kreację Chestera Browna (tutaj z długimi włosami i w iście hipisowskim ubiorze). Prawdziwą perełką jest natomiast jedenaście przezabawnych rysunków i historyjek autorstwa Kalo oraz spis przywoływanych twórców i postaci komiksowych.
Życie nie jest takie złe, jeśli starcza ci sił to komiks wzruszający, przemyślany, wciągający oraz przepełniony żalem za prostotą dawnych czasów. Powieść graficzna najwyższych lotów, słusznie umieszczona na liście 100 najlepszych komiksów XX wieku przez redaktorów magazynu "Comics Journal".