"Życie Pi" to jednak nie tylko historia chłopca na łódce. To także opowieść o przyrodzie, naturze ludzkiej, instynkcie przetrwania i sile woli. Opowieść piękna i przejmująca. Wrażenia, które rodzi, są tak silne, że aż nie do opisania słowami. Stan uniesienia, w którym zostaje się po seansie, jest aż niemożliwy do przeniesienia na papier. Trudny do zwerbalizowania, do przybliżenia drugiemu człowiekowi w formie znaków zapisanych na kartce. Ten obraz trzeba zwyczajnie przeżyć samemu. Dać się unieść fali emocji wylewającej się z ekranu, wypełniającej człowieka. Koniecznie na dużym kinowym ekranie, gdyż tylko wtedy piękno obrazu uderzy nas z pełną mocą.

Tym, co tak mocno przyciąga, unosi widza i działa na jego zmysły, jest bliskość natury w całej jej okazałości. W pięknie, które sobą prezentuje. W bezlitosnych prawach. W sile instynktu przetrwania, która drzemie w każdej żywej istocie. Natura jest tu tak cudownie, pięknie i magicznie oddana, że nie sposób oderwać wzroku od ekranu i nie chłonąć kolejnych scen. Napawać się nimi całym sobą. Cała opowieść posiada ponadto urokliwy, nierealny klimat, który przybliża obrazy do wizji z najpiękniejszych marzeń sennych.

[image-browser playlist="595873" suggest=""]©2012 20th Century Fox

Zdjęcia robią piorunujące wrażenie. Ogromne brawa należą się Claudio Mirandzie, który idealnie zapanował nad każdym kadrem, tak doskonale i z niezwykłą pieczołowitością zostały skonstruowane. Niemal każdy kadr z właściwej części opowieści można by wyciąć z filmu, zawiesić na ścianie i wpatrywać się w niego godzinami. Niektóre pomysły ukazania natury w nietypowy sposób są subtelne, proste, a jednocześnie tak piękne, że aż brak słów, by opisać zachwyt, w jaki mogą wprawić widza. Piorunujące wrażenie robi na przykład kształt wyspy. Zamysł cudowny w swojej prostocie, nawiązujący do niezwykłej perspektywy malarskiej. Jeśli operatorowi Claudio Mirandzie nie posypie się pod nogi grad prestiżowych nagród, będę wielce niepocieszony. Zdjęcia robią przeszywające wrażenie. Aż trudno powstrzymać łzy wzruszenia nad ich pięknem. Nad pięknem świata.

Nawet trójwymiar zasługuje na pochwałę. Tym razem to nie tylko znak na plakacie, ale prawdziwe przybliżenie obrazu. Zwierząt, które wychylają się z ekranu czy lecą w stronę widza jest bez liku. Trzeci wymiar jeszcze mocniej zbliża oglądającego do naturalnego piękna, które ukazane jest niemal w każdej scenie, w każdej sekwencji. Sprawia, że czujemy niezwykłą bliskość z bohaterem; znajdujemy się w jego sytuacji, odczuwamy jego osamotnienie, walkę z naturą.

[image-browser playlist="595874" suggest=""]©2012 20th Century Fox

"Życie Pi" przekonuje także warstwą fabularną. Prostą, a jednocześnie skomplikowaną. Oddającą naturę człowieka, sens jego przemyśleń. Siłę ludzkiego ducha, instynkt przetrwania, zachwyt nad otaczającym środowiskiem.

Pokłony trzeba oddać aktorom. Młody Suraj Sharma stanął na wysokości zadania i udźwignął całą produkcję na swoich barkach. Mimo że przez większość filmu oglądamy go samego na ekranie, otoczonego jedynie zwierzętami, jego obecność jest czymś naturalnym. Pi staje się nam bliski, dobrze czujemy się w jego towarzystwie, współodczuwamy jego emocje.

Wyśmienitym pomysłem było poprowadzenie opowieści w pierwszej osobie. W formie historii opowiadanej przez głównego bohatera pisarzowi, który przyjechał do Kanady, by z pierwszej ręki usłyszeć niezwykłą przygodę hinduskiego chłopca. Pisarz (Rafe Spall) znajduje się więc w tej samej sytuacji, co widz. To właśnie jemu, tak jak nam, zostaje przedstawiona cała historia. Jego reakcje idealnie oddają przy tym emocje widza. Widać, że słowa wypowiedziane przez Pi oddziałują na niego w ten sam sposób jak na publiczność zgromadzoną w sali kinowej. Kiedy więc mówi: "I'm speechless" ("Brak mi słów"), widz czuje dokładnie to samo. Irrfan Khan, wcielający się w głównego bohatera, był wyśmienitym wyborem castingowym. Stanowi narratora idealnego. Jego miękkiego, przyjemnego głosu słucha się z niezwykłym zaangażowaniem.

[image-browser playlist="595875" suggest=""]©2012 20th Century Fox

"Życie Pi" wdarło się w moje serce i przysporzyło niezapomnianych wrażeń. Chyba jeszcze nigdy tak nie spłakałem się w kinie ze wzruszenia. Ta bliskość natury w pełnym jej majestacie aż zwala z nóg, zapiera dech, oszałamia i nie pozwala oderwać wzroku od ekranu. Mam już przemocnego kandydata do Najlepszego Obrazu Roku. Piękny film. Koniecznie. Koniecznie w kinie!

Ocena: 9/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj