Creepy, eloquent, sociopathic, impressive, pathological, intriguing, manipulative, persistent, demonic, resourceful, shrill, brilliant, calculated... evil.

[image-browser playlist="579879" suggest=""]

Kontra wobec recenzji Dawida Rydzek i trochę więcej. 

[quote] Czy Jake Gyllenhaal swoją najnowszą rolą wywalczył sobie Oscara? [/quote]

Takie kreacje aktorskie demonicznych, przesiąkniętych złem postaci nagradzane są generalnie w kategoriach drugoplanowych. Anthony Hopkins, Christoph Waltz, Kevin Spacey, Heath Ledger, Javier Bardem.

Za leading role przewagę ma każdy pozytywny bohater. Patrz zeszły rok. W tym roku już na starcie lepszą pozycję ma choćby Benedict Cumberbatch. Osobiście kojarzę tylko Oskara dla aktora pierwszoplanowego dla Daniela Day Lewisa za "There Will Be Blood", a i to nie jest tak skrajny przypadek negatywnej postaci jak panowie wyżej.

Co nie zmienia faktu że Jake Gellenhaal musi dostać nominację. A że Oskary rządzą się swoimi prawami to wiemy od dawna. Ciekawe również jak zakwalifikowana zostanie rola Rosamund Pike w "Gone Girl". Tak czy siak, będzie faworytką ale gdyby to była jednak rola drugoplanowa to już dziś mogłaby odebrać statuetkę.

Co się zaś tyczy innych nagród, to internety niosą nam dziś wieści, że film nieźle radzi sobie z innymi nominacjami:

Film Independent Spirit

Faworyci to Birdman (6 nominacji), Boyhood i Nightcrawler (po 5 nominacji). Myślę, że za scenariusz Dana Gilroy otrzyma i nominację do Oskara. Pewny typ. Potwierdzenie walorów obrazu znajdziemy też w obiektywnych cyferkach – 8.2 od widzów IMDB i 76/100 na Metacritic, a także 94% pozytywnych recenzji na RottenTomatoes.

[quote] Oceniamy film "Wolny strzelec". [/quote]

Nie lubię tego podejścia. "Oceniamy"? Nie, nie oceniamy, tylko ocenia Dawid Rydzek dla portalu Hatak.pl (a może naEKRANIE.pl?) Czuję, że w takim podejściu unifikowania opinii pod wspólnym szyldem maczał palce naczelny i ja tego nie rozumiem. Promowanie marki to jedno, ale każda recenzent powinien pracować na swoje konto, a nie wypowiadać się za ogół redakcji.

[quote]  ("Nightcrawler") zagląda za kulisy tworzenia dzisiejszych mediów. [/quote]

Tak, ale IMO nie jest to głównym celem autora filmu. Wspomnę o tym jeszcze poniżej.

[quote] świat, który kreuje, jest utrzymany w mrocznej tonacji. To nie dziennikarstwo jako czwarta władza, to dziennikarstwo jako upadek moralności. [/quote]

+1. Wnioski z którymi sam się zgadzam i które są dość oczywiste. Komentowanie kondycji dzisiejszego dziennikarstwa nie jest czymś specjalnie odkrywczym. Tabloidyzacja, rządy "słupków oglądalności", pościg za tanimi sensacjami to tematy, które w popkulturze przerabiane były niejednokrotnie.

[quote] W rzeczywistości jednak dosłowne tłumaczenie angielskiego słowa nightcrawler jest tutaj kluczowe. Tytułowy - jak moglibyśmy powiedzieć po polsku -  nocny pełzacz to właściwie nie reporter w klasycznym tego słowa rozumieniu, ale po prostu ktoś, kto rejestruje wydarzenia  a następnie sprzedaje nagrania mediom. (...)  Nocni pełzacze są elementem charakterystycznym dla amerykańskich lokalnych serwisów informacyjnych. [/quote]

+2. Bardzo dobrze, że Dawid zwraca na to uwagę, po raz kolejny polski dystrybutor idzie na łatwiznę. Tym razem jeszcze potrafię zrozumieć, że "wolny strzelec" jest, choć w minimalnym stopniu powiązany tematycznie z filmem i jako tako się sprawdza. Generalnie jednak to kolejny argument do stosowania oryginalnych tytułów. Pisałem nawet o tym pracę, dwa podstawowe wnioski są takie, że tytuł to integralna część dzieła i nie powinien on być zmieniany, a także tytuł poza funkcją praktyczno-informacyjną służy również jako wskazówka do odczytania dzieła. I taką sytuację mamy tutaj. Od siebie dorzucę tylko jeszcze, że "nightcrawler" w amerykańskim slangu służy również jako określenie osób zachowujących się jak pijawki, podle i bez skrupułów, wykorzystujących czyjeś nieszczęście.

[quote] Gyllenhaal może i ma aparycję hollywoodzkiego pięknisia, ale każdą kolejną swoją rolą udowadnia, że nijak nie da się mu przykleić tej łatki. W "Bogach ulicy" wcielał się w prostego i przepełnionego testosteronem glinę, we "Wrogu" w mężczyznę borykającego się z własną tożsamością, a w "Zodiaku" w poddającego się obsesji na punkcie seryjnego mordercy rysownika. Tym razem jednak amerykański aktor rozwija się w stronę, którą widzieliśmy już w "Donnie Darko". [/quote]

+3. Kolejne spostrzeżenie, z którym sam w pełni się zgadzam. Już od jakiegoś czasu uważam Jake Gyllenhaal'a za najbardziej wszechstronnego aktora współcześnie. Po "Nighcrawler" jestem też skłonny umieścić go w swojej TOP3 najlepszych obecnie aktorów. Dlaczego? Ponieważ jako jeden z niewielu w niemal każdej roli pokazuje coś nowego, prawie każda kreowana postać jest inna. Dla kontrastu - np Matthew McConaughey bardzo często wplata swój charakterystyczny akcent. Dla większości aktorów potrafilibyśmy wskazać taki sygnature move, zestaw określonych umiejętności i cech warsztatu aktorskiego. U Gyllenhaala już raczej nie.

Dzisiaj możemy ładną klamrą spiąć jego dotychczasową karierę. Pierwszy wielki krok postawił na planie "Donniego Darko", a w roli Louisa Blooma wygląda jak "Don Dark", dorosła, rozwinięta wersja enigmatycznego, intrygującego młodzieńca sprzed lat. Pomiędzy tymi filmami Jake był jeszcze:

- zakochanym geek'iem, który walczył z nieoczekiwanym końcem świata w kinie katastroficznym

- homoseksualistą, który po raz pierwszy w takim stopniu poruszał temat trudnej miłości między mężczyznami

- rysownikiem z obsesją na punkcie seryjnego mordercy w thrillerze Finchera

- sfrustrowanym młodzieńcem z dramatu, nieszczęśliwie zakochanym w żonie brata

- sympatycznym pionierem w sprzedaży viagry i przystojniakiem w komedii romantycznej

- umięśnionym herosem i księciem z blockbustera

- wyszkolonym wojskowym mierzącym się z powtarzającą się misją w rasowym kinie SF

- prostolinijnym gliną w brawurowym dramacie found footage

- impulsywnym detektywem  w mrocznym thrillerze sensacyjnym

- a w końcu pełnym niepokoju nauczycielem z rozdwojeniem jaźni w bardzo trudnym metaforycznie thrillerze psychologicznym.

 Co rola, to zupełnie nowe wyzwanie i unikalna postać. Najwyższa pora to docenić.

[quote] Choć Gilroy zgrabnie pokazuje, jak działają dziś media, niczego nie obnaża. I to jest też właśnie największa bolączka "Wolnego strzelca", przez którą trudno uznać film za szczególnie wybitny. Genialnej analizie charakterologicznej towarzyszy świetna warstwa audiowizualna oraz wypadająca w ostatecznym rozrachunku dość banalnie i przewidywalnie fabuła. W opowiadanej historii zabrakło nieco głębi i subtelności [/quote]

Z ostatnim akapitem nie mogę się jednak zgodzić. Po pierwsze, co sygnalizowałem wyżej, celem autora nie wydaje się satyra świata mediów, ale portret psychologiczny człowieka opętanego takim światem. "Dość banalna i przewidywalna fabuła" nie towarzyszy "genialnej analizie charakterologicznej". Ona jest dla niej tłem. A wypełnienie stanowi "świetna warstwa audiowizualna". Tak to wygląda. Za tą ostatnią pochwalić należy szczególnie zdjęcia – niepokojący klimat nocnego Los Angeles, a także muzykę Jamesa Newtona Howarda, który po "The Hunger Games: Mockingjay 1" trzyma dobrą formę.

Błyskotliwy scenariusz to obok Gyllenhaala niewątpliwie najmocniejsza strona filmu. Gilroy po drodze "zgrabnie ukazuje nam jak działają dzisiejsze media", ale też "obnaża" współczesną kulturę korporacyjną, którą uosabia Lou Bloom. Jego cięte, elokwentne kwestie to brutalnie oklepane frazesy, fałszywe, puste w środku sformułowania, które mają przyciągać młodych ludzi i stanowić dekalog funkcjonowania świata biznesu i komercji. Świata, w którym żyją właśnie media telewizyjne. Rykoszetem obrywa również Internet, który jest skarbnicą wiedzy szeroko pojętej: od przydatnych w rozwoju self studies, przez wskazówki jak efektywnie łamać prawo, aż po prywatne informacje innych ludzi. A w tym wszystkim uwikłany jest właśnie socjopatyczny Bloom, który w wyrachowany i nieludzki sposób przekuwa okoliczności w środek do swojego celu.

"Subtelność" historii stanowi złożony portret bohatera, na którego określenie użyć można wszystkich wymienionych przeze mnie na starcie epitetów. Ktoś kogo chcemy wspierać, zmienia się w kogoś zasługującego na ukaranie. "Głębia" w tej historii jest, i to tak głęboka, że widać tylko czerń. Pokażcie mi filmy, w których zło triumfuje? Tak, niedawno oglądaliśmy "Gone Girl", ale poza nim takie historie to wyjątki, które na mnie działają jak katharsis. Antypatyczny, wykalkulowany, demoniczny antybohater wygrywa na końcu i rzuca prześmiewcze: "nie poproszę was o nic, czego sam bym nie zrobił."

Z wymienionych wcześniej gwiazdorów chyba tylko Kevin Spacey w  "The Usual Suspects" może pochwalić się takim sukcesem. Może jeszcze Hannibal, do pewnego stopnia. To ciekawy komentarz dla współczesnych bohaterów popkultury. Krystaliczne, idealistyczne postacie odeszły w niepamięć, dzisiaj cenimy najwyżej antybohaterów, którzy w 60% są dobrzy, a w 40% źli. Najwyraźniej widać, to w telewizji, w stronę której zwrócił się wektor wysokiej jakości. Walter White, Nucky Thompson, John Luther, Gregory House, Frank Underwood, Jax Teller, Thomas Shelby. W kinie tą tendencję też można zaobserwować – wskazując choćby tegoroczne przykłady Maleficenty, albo Star-Lorda, który idealnie podsumowuje sytuację w ostatniej kwestii filmu: "what should we do next? Something good, something bad or a bit of both? Bit of both it is !"

Ożywczo ogląda się pójście jeszcze krok dalej i obserwowanie triumfu zła, kłamstwa i fałszu. Takie wrażenia zapewniły mi w tym roku "Gone Girl" i "Nightcrawler" i choćby z tego powodu ja entuzjastycznie oceniam te filmy na 9/10.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj