Finał III sezonu Homeland zostawił nas z nie lada dylematem. Czy nie lepiej by było, gdyby Showtime w tej chwili anulowała serial? Czy nie lepiej by było, gdyby Homeland odeszło w glorii chwały, zamiast skończyć tak jak inny hit stacji, Dexter? Czy przypadkiem twórcy tym odcinkiem nie przeskoczyli nieprzekraczalnej granicy oddzielającej lata świetności Homeland od lat nieuchronnego upadku? Ciężko powiedzieć, jak wypadnie tytułowa kompozycja serialu z perspektywy wielu lat. Być może nie raz nazwiemy serial przeciąganym, a scenariusz pozbawionym pomysłu. Ale na dzień dzisiejszy mogę bez chwili zawahania stwierdzić dwie rzeczy dotyczące "planu na Homeland", które ostatnimi czasy, szczególnie na początku III sezonu, bywały kwestionowane. Po pierwsze: sezon 3 był świetnie rozpisany od A do Z. Co prawda początkowo zmienił konwencję na trochę bardziej dramatyczno-psychologiczną i sumarycznie w moich oczach wypada trochę słabiej od swoich dwóch poprzedników... Ale nadal zasługuje na spore brawa, ponieważ wątki budowane od początku świetnie zaowocowały w trzech ostatnich genialnych epizodach. Szczególnie Javadi - postać wprowadzona stosunkowo niedawno szybko się przyjęła, a jego zagrywka w finale spowodowała faktyczny opad mojej szczęki. I dialog z Carrie na koniec - "w końcu świat widzi Brody'ego tak jak Ty" - kapitalne podsumowanie całego serialu. Javadi, choć nie był przy niej w wydarzeniach z poprzednich dwóch odsłon serialu, trafił w same sedno. Tego zawsze chciała i... tak naprawdę to właśnie otrzymała. A jednak nie można tego nazwać zwycięstwem. To co mnie cieszy, to umiejętne pozbycie się w finale stereotypów, w jakie popadło Homeland w III sezonie, np. w kwestii złych Arabów i dobrych Amerykanów bądź dobrego Saula i złego rządu. Padło w tym odcinku kilka zdań, których serial potrzebował jak wyschnięta ziemia wody. "W jakim wszechświecie jedno morderstwo można odkupić drugim", czy też dylemat Saula dotyczący jego zwycięstwa - z jednej strony rozwiązał światowy konflikt, z drugiej jednak nauka, jaką dawał CIA, tj. "jesteśmy szpiegami, a nie mordercami", została zmarnowana wraz z decyzją o poświęceniu Brody'ego. Ponadto bałem się, że skończymy z jakimś epickim oczyszczeniem Nicholasa z zarzutów, ale ostatecznie pozostały po nim tylko dwie rzeczy - jego własne odkupienie win (z koniecznym znakiem zapytania w związku z dylematem postawionym powyżej) oraz gwiazdka namalowana markerem na ścianie. I tutaj mój drugi wniosek: cały serial jak do tej pory był świetnie rozpisany od A do Z! Miałem trochę wątpliwości, czy historia nam się nie wyczerpała już rok temu - przewidywałem próbę oczyszczenia Brody'ego, co by oznaczało jego ponowne wahania od bohatera do zdrajcy i z powrotem - a także czy w III sezonie niektóre wątki nie będą zbyt oklepane. Ostatecznie jednak, jakby spojrzeć na całe 3 lata, pomysł na serial był po prostu świetny, podzielony w odpowiednich proporcjach, a moment zakończenia historii został dobrany perfekcyjnie. Na pewno za jakiś czas będziemy wspominać ten odcinek jako "finał pierwszej części Homeland", finał "ery Brody'ego". Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nie będziemy też nazywać go "finałem dobrego Homeland", tak jak dziś często to robimy z 4x12 Dextera, choć... niestety, nie widzę żadnych perspektyw na dalsze sezony, a na pewno nie z tymi bohaterami (jedynie Carrie, Lockhart i ew. Dar Adal mają jakąś fabularną perspektywę, powrót Saula do CIA byłby morderstwem dla poziomu realizmu postaci, jaki wyrobił sobie serial). Tym razem pozostaje mieć nadzieję, że Showtime zabije kurę znoszącą złote jaja i 4 sezon serialu będzie czymś zupełnie nowym, takim swoistym spin-offem, Homeland: Stambuł.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj