[image-browser playlist="" suggest=""] Pierwszy sezon skończyłem 2 tygodnie temu. Nadrabiałem wakacyjnie. Oglądałem odcinki pod rząd, bez dłuższych przerw i całość można skomentować jednym zdaniem: Fajny pomysł, fatalne wykonanie. Potencjał jest, ale wizualna sterylność trącąca plastikiem i sztucznością plus irytujący bohaterowie fascynować się serialem nie pozwalają. Taka sobie prosta pozycja. Bezbolesna, ale bez przyjemności z oglądania. W każdym razie jest miejsce na poprawę i (r)ewolucję, więc może 2. sezon zaoferuje więcej "lost'o'podobności". Było mało konkretne promo, teraz mamy całkiem fajny plakat. Miła dla oka kolorystyka, intrygujący slogan "New power lights the way" i ładnie wkomponowane logo. Czego wypatrują główni bohaterowie? Miles i Rachel na froncie po bokach, ale w centrum Charlie. Martwi mnie to i cieszy. W 1.szym sezonie, tak gdzieś koło 15. odcinka postać Charlie została zepchnięta na drugi plan, co wyszło serialowi na dobre. Mam nadzieję, że w drugim sezonie pierwsze skrzypce grać będzie Miles. Tracy Spiridakos (czyli Charlotte własnie) jakoś nie czuje swojej roli, ale trzeba jej przyznać, że na tym posterze wygląda atrakcyjnie. Przynajmniej w moim odczuciu. Kwestia gustu. Tom, Aaron i Sebastian to ciekawe postacie drugoplanowe, ale każdy ma coś do poprawy. W Giancarlo Esposito jest materiał na dwuznacznego głównego antagonistę, ale ja ciągle widzę w nim Gusa Fringa. Aaron to postać najbardziej naturalna (chyba tylko jemu w 1.szym sezonie tłuściły się włosy. Reszta była świeżutka) i można zwiększać jego czas antenowy. Co do Sebastiana Monroe, to pora uczłowieczyć trochę jego (obecną) postać. Jak powiedział Ben Kingsley przy okazji Iron-Man 3:"You can't play villain villainously".
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj