Finał 4. sezonu The Walking Dead niesie nam bardzo dobry odcinek (choć nie do końca "finałowy" - taki cliffhanger bardziej pasuje na przerwę zimową. O tyle dobrze, że na starcie 5 bohaterzy będą w ciekawej sytuacji) a już na pewno najlepszy w sezonie 4b. Całość udowadnia jednak, że Scott Gimple jako showrunner i Greg Nicotero w roli executive producera to nie są odpowiedni ludzie na odpowiednim miejscu. Nie udało im się zgromadzić dobrej grupy scenarzystów, a całość prowadzą raczej niezdarnie. Nie obraziłbym się gdyby po raz 4 zmienił się prowadzący serialu. A w świecie marzeń Frank Darabont pogodziłby się z AMC i wrócił do rozwijania swojego dziecka.

W trakcie pojawiało się dużo zastojów i  psychotalking, których tak zgrabnie Kirkman unika w swoich komiksach. Bohaterzy bardzo często przestali zachowywać się tak jak my sami byśmy się zachowali na ich miejscu i przestali mówić coś co my sami bylibyśmy skłonni powiedzieć. Dużo trudniej było się w tym sezonie utożsamić z Rickiem i resztą - a ta immersyjność była największą zaletą pierwszej serii. Pamiętacie jeszcze pierwsze odcinki? Tak genialne, że nie zwracało się uwagi na takie bugi jak Szwendacz otwierający klamkę, podnoszący misia czy smart Szwendacz, który do rozbicia szyby podniósł cegłę. W 4tym sezonie, kiedy akcja zwalnia na wierzch wychodzą wszystkie rysy.

A potrzebna jest tu prosta zasada "don't tell me! show me!". Zamiast gadać o niedoli (co jest raczej przymiotem polskiego kina) tą niedolę trzeba dobrze pokazać (co jest cechą właśnie amerykanów, którzy mają budżet na takie przedsięwzięcia). Tak jak w pierwszych scenach finału, w których Rick zamienia się w bestię.

Wątpliwy był też sposób prowadzenia niektórych wątków. Na przykład Beth, która dostaje swoje grube 5 min znika w pewnym momencie w bagażniku samochodu i więcej o niej nie słyszymy. Jasne, ten wątek na pewno powróci, ale na tę chwilę wygląda to tak sobie. Mało było też konsekwencji w transormacji (transformacjACH) Ricka. Bardziej niż bohater dynamiczny, wyglądał on tu jak bohater niestabilny.

Przy okazji 4b jest też argumentem, że dużo lepiej wypadłby ten sezon gdyby obejrzeć go w ciągu jednego/dwóch wieczorów. A tak rozłożony na 8 tygodni nie potrafił utrzymać równego tempa i poziomu.

Jako jednak fan TWD daleki jestem od hejtowania. Serial ciągle mi się podoba, to dobra produkcja i mam zamiar oglądać ją dalej. Z uśmiechem i nadzieją, że uda się w którymś momencie nawiązać do kultowości pierwszego sezonu.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj