[image-browser playlist="577835" suggest=""]

Generalnie ze wszystkim, co w SPOILER ALERT napisał Adam się zgadzam. Trafnie wypunktowane są wszystkie wady i zalety filmu. Szczerze powiedziawszy nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz w przypadku tak ogromnego blockbustera niemal wszyscy recenzenci byli jednogłośnie zgodni. A przynajmniej w Polsce każda recenzja jaką przeczytałem ma bliźniacze argumenty. Hatak, Filmweb, Gazeta Prawna, Gameplay.

Wydźwięk tekstu Adama jest zdecydowanie fanowski, co cieszy. Ocena cyferkowa jakby nieadekwatna, ale jednak dobrze obrazuje poziom filmu, bo ja sam uważam, że jest to właśnie taka 7/10. W komentarzach pojawiał się zwrot, że Godzilla nie jest rozczarowaniem. Wg mnie też nie jest, ale zdecydowanie jest "niespełnioną obietnicą". Powrót po 16 latach na ekrany, zwiastuny, wypowiedzi twórców pobudzały oczekiwania. Niestety do swojej legendy równa tylko sama Godzilla, bo jako film, to daleko mu do wybitnej rozrywki. Brakło emocji.

Muszę zaznaczyć, że piszę to jako widz obiektywny. Nie jestem fanem filmów o Godzilli, bo po prostu tej serii nie znam. Nigdy nie miałem okazji się zapoznać. Stąd Zillę Emericha bardzo miło wspominam z dzieciństwa, przypominałem ją sobie wczoraj i jeśli wyciąć ją z tradycji Kaiju i traktować jako samodzielny film to pod wieloma względami podobała mi się bardziej niż film Edwardsa. Zauważa to nawet Kamil Śmiałkowski w swojej recenzji i nie jest to żadne bluźnierstwo.  Deszczowy i bardzo fun monster movie z przerośniętą jaszczurką w Nowym Jorku. Ale to podkreślam jeszcze raz - z perspektywy widza nieznającego kanonu Godzilli.

Nowa Godzilla, jako nieposkromiona, przerażająca i imponująca siła neutralnej natury wypada świetnie i jest najjaśniejszym punktem filmu. Szkoda, że zawodzi mianownik ludzki - bohaterzy grani przez cały szereg hollywoodzkich są tylko nic nie znaczącymi pionkami. W obliczu Godzilli tacy pewnie powinni być, ale nawet traktując ich tylko pod kątem własnych losów, to ich wątki ani ziębią, ani grzeją. I tak właśnie, jako obiektywnemu widzowi brakło mi emocji. Zawodzą również proporcje - fajnie, że Edwards inspiruje się Spielbergiem, ale w końcowym rozrachunku GNOLe mają o połowę więcej ekranowego czasu niż tytułowy potwór. U Spielberga, choćby w Szczękach takich zarzutów być nie mogło.

W wywiadzie dla Gazety Prawnej Gareth Edwards mówi, że starał się zrobić film z emocjonującym pierwiastkiem ludzkim. Uznał, że jeśli widz nie wyjdzie z kina wzruszony i nie uroni łezki, to zawiódł. Równocześnie zaznaczył, że z filmu jest dumny. Może lepiej byłoby w takim razie oprzeć film na barkach Cranstona i Binoche? Albo Sally Hawkins (której kwestie można policzyć na palcach jednej ręki) i Kena Watanabe. Nie chciałem zrzucać tego na samego Edwardsa, bo to również studio naciskało na pewno żeby stworzyć jak najbardziej hollywoodzki blockbuster, a gdzieś w procesie narodzin filmu wypadł Frank Darabont - jestem pewien, że jego scenariusz prezentowałby się lepiej. Bo to w scenariuszu tkwi 70% problemu . No, ale skoro Edwards winę bierze na siebie, to nic więcej dodawać nie będę.

Koniec końców, Godzilla to tylko krok w dobrą stronę, bo za sprawą sukcesu box office'owego przyszłość będzie miała zapewnioną. Jednocześnie jest też niestety niespełnioną obietnicą na hit lata, a przede wszystkim na hit roku.

PS. Za kilka miesięcy kiedy film ukaże się na BluRayu, to na pewno obejrzę go jeszcze raz. Jestem pewien, że re-seans, z tym razem już dostrojonymi oczekiwaniami pozwoli w pozytywny sposób zweryfikować moją ocenę. Istnieją kinowe dania, które za drugim (i każdym kolejnym) razem smakują lepiej.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj