W wywiadzie dla Hataka (https://hatak.pl/artykuly/po-pierwsze-nie-szydzic), do którego lubię się odnosić, Aaron Hillis zwrócił uwagę ważne zjawisko: [cytat]Do tego wszystkiego dochodzi temat kinofilii - tego, jak ludzie oglądają dzisiaj filmy. Coraz częściej ogląda się rzeczy streamując je w słabej jakości z internetu lub na niewielkich urządzeniach przenośnych, zupełnie zapominając się o doświadczeniu kinowym. Filmy ogląda się dziś jak zwykły kanał telewizyjny, często nie poświęcając im całej swojej uwagi, nie doczekuje się ich końca. To znacznie zaniża poziom przyjemności, jaki powinny nam one dawać. Mamy coraz więcej kontentu, rzeczy, które możemy zobaczyć, ale z drugiej strony nie jesteśmy często już w stanie obejrzeć ich tak, jak one powinny być oglądane. Nie doceniamy tej wielkiej pracy, jaka została w nie włożona, niezależnie od tego, czy jest to produkcja robiona w warunkach domowych, czy hollywoodzki blockbuster.[/cytat] Podobnie rzecz się ma do oglądania seriali telewizyjnych. Na odbiór dzieła: czy to filmu, czy też pojedynczego odcinku serialu, wpływa całkiem sporo przyziemnych i trywialnych czynników takich jak rozmiar ekranu, jakość (rozdzielczość) pliku, pora dnia, nastrój, pozycja w której oglądamy. Bez dwóch zdań najlepszego doznania doświadczamy oglądając film w kinie. Ogromny ekran, dobre nagłośnienie, wygodne fotele. Jak to jednak wygląda w warunkach codziennych? 1. Czas, pora dnia - po pierwsze, żeby oglądać cokolwiek musimy sobie zaplanować trochę czasu. IMO nie ma nic gorszego niż oglądanie filmu, czy serialu z doskoku, wykonując przy okazji 5 innych czynności. Podzielna uwaga to jedno, ale nie ma mowy, żeby w pełni doświadczyć dzieła bez udzielenia mu całkowitej koncentracji. Nie uznaję i nie rozumiem też zjawiska "przewijania" serialu czy filmu. Ktoś kto przeskakuje poszczególne sceny nie ma prawa oceniać całości. Co do pory dnia: teoretycznie najlepiej jest oglądać w porach popołudniowych lub wieczornych. Organizm jest w dobrej formie, dzień za nami, a słońce zachodzi. Im ciemniej, tym przyjemniej. Sam filmów nie zaczynam oglądać później niż o 21:30. Zdarzyło mi się już parę razy przysypiać na nieciekawych produkcjach. Taka senność tylko potęguje negatywne wrażenie, albo wręcz uniemożliwia obiektywnie subiektywny odbiór dzieła. Są też jednak takie "wakacyjno-niedzielnopopołudniowe" pozycje (np. Graceland, Revolution), które równie dobrze ogląda się za dnia. 2. Jakość, rozdzielczość - pomijając wszelkie etyczne aspekty, uważam, że najlepiej jest oglądać w jak najlepszych jakościach. Kto ogląda na codzień amerykańskie seriale, ten w 98% pobiera je z Internetu lub streamuje. Do wyboru są przeróżne wersje. Od klasycznych HDTV po 720p i 1080p. Ripy i wersje full. Na wybór z pewnością wpływa szybkość posiadanego łącza, ale nie jest to już taka zła w Polsce sytuacja. Litwą ciągle nie jesteśmy, ale już nikt nie powie, że jesteśmy "sto lat za murzynami". Neostrada Fiber 40 mb/s jest szeroko dostępna w całkiem przystępnej cenie. Ja seriale i filmy oglądam w 1080p i uważam, że to najlepszy wybór. 720p jest również świetne, ale już najpopularniejsze HDTV prezentuje znacznie gorszą jakość. Rozmyte kontury i mało wyraźne kolory. O streamowaniu w ogóle nie ma mowy. Najlepsza jakość = najlepsze doznanie. Szczególnie fajnie w wysokich rozdzielczościach wypadają takie wysmakowane wizualnie seriale jak np. Hannibal, czy barwne Hawaii 5.0. 3. Ekran, urządzenie - z rozdzielczością nierozerwalnie związane jest urządzenie na jakim oglądamy i przekątna ekranu. IMO absolutne minimum to 20-kilka cali, czyli przeciętny ekran od komputera. Oglądanie na tabletach, czy telefonach to wspomniane przez Aarona Hillisa zatracanie przyjemności z oglądania. Sam oglądam najczęściej na telewizorze o przekątnej 42 albo 51 cali. W tej kwestii rozmiar ma znaczenie, ale wiadomo, że nie każdy takiego potwora w salonie posiada. 4. Nastrój - może się to wydawać śmieszne, ale jesli do filmu podchodzimy zdenerwowani, albo zamyśleni to musi to być naprawdę dobra pozycja, żeby przebić się do naszej świadomości. Bez wyważania otwartych dni najprościej ująć to w słowach: do oglądania najlepiej podchodzić z czystą głową. Inna sprawa, że miło jest czasem obejrzeć komedię kiedy jesteśmy przybici, albo popłakać sobie na romansidle, kiedy akurat zmieniamy status towarzyski na Facebooku. W takim jednak przypadku film przybiera wartości terapeutyczne, a to jest już inna para kaloszy. 5. Pozycja - Od najlepszej do najgorszej: siedząca, półleżąca, leżąca. Wiadomo musi być wygodnie, ale bez przesady. Kiedy leżymy nasz organim wysyła do mózgu sygnały, że to pora odpoczynku i "wyłanczania niepotrzebnych funkcji życiowych".  Leżąc nie ma mowy o pełnej koncentracji. Wtedy to jest takie oglądanie bez rejestrowania. Wchodzi i wychodzi. Najlepiej jest więc siedzieć, chyba, że oglądamy akurat lekką, komediową pozycję - wtedy można półleżeć. Powyższe czynniki w zasadzie można uznać za obiektywne. Dołożyć do nich można jeszcze parę innych subiektywnych aspektów:
  • Lektor / napisy / wersja oryginalna - ja jestem zwolennikiem napisów. To najpopularniejsza metoda i powszechnie najlepsza. Lektor jest rozwiązaniem praktycznym dla osób leniwych, albo nieznających oryginalnego języka filmu (najczęściej angielskiego). Nie po to aktorzy modulują głos, a dźwiękowcy poświęcają czas, żeby potem jakiś lektor ich zagłuszał. Wersja oryginalna jest również dobrym rozwiązaniem, ale tutaj potrzeba  biegłej znajomości języka. A przy oglądaniu "House of Cards" czy "Suits" to już naprawdę idealnej. Ja napisami się wspomagam. Na ogół rozumiem tak 80% przeciętnego odcinka i dla tych 20% wolę mieć napisy. Często w ogóle ich nie czytam, ale jeśli nie rozumiem czegoś to mogę szybko zerknąć. Tak żeby na pewniaka zrozumieć 100%. Bo jeśli nasz mózg zapamiętuje tylko 50% tego co widzimy i słyszymy, to ile zapamięta jeśli nie zrozumiemy tego co jest przed nami?
  • Serial raz na tydzień / Binge-Watch, czyli na raz cały sezon - te dwa sposoby mają swoje plusy i  minusy. Raz na tydzień mamy okazję, żeby lepiej skupić się na pojedynczym odcinku. Jest czas, żeby go przemyśleć i skomentować. Oglądając na raz (w jeden wieczór, albo kilka dni) lepiej odbieramy serial jako całość. Mamy świeżo w głowie wszystkie postacie i wydarzenia. Ciężko wskazać wyższość jednego sposobu nad drugim, ale wydaje mi się, że lepiej jest obejrzeć cały sezon w kilka dni. Ja stosuję obydwa te podejścia. Seriale dla, których mam zarezerwowany czas w tygodniowej ramówce (obecnie: Boardwalk Empire, Sons of Anarchy, Breaking Bad, Low Winter Sun, The Bridge) oglądam na bieżąco. Pozostałe takie jak Under the Dome, Hell on Wheels czy Ray Donovan obejrzę dopiero po finale. W taki sposób obejrzałem ostatnio średnie Revolution, albo świetne Bates Motel i Orphan Black.
A jakie jest Wasze zdanie i sposób oglądania?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj