Telewizyjny sezon 2013/14 już blisko, a wręcz trwa od poniedziałku dzięki "falstartowi" FOX’a. Z tej okazji zerknąłem jeszcze raz na swoją ubiegłoroczną ramówkę i zebrałem 17 pozycji, które się do niej wprowadziły. Klasyfikacja jest subiektywna, a cyferkowe pozycje służą w głównej mierze tylko praktycznemu uporządkowaniu. Bo jak tu obiektywnie porównywać i oceniać tak różne od siebie seriale? Ciężko wyjaśnić wyższość 1dynki nad 5tką, a 3jki nad 6tką. Dyskusja jak o wyższości łyżki nad widelcem. Dlatego też mój odbiór opiera się na wrażaniu (impresji) jakie serial po sobie zostawił. W zestawieniu nie uwzględniam seriali wakacyjnych, czyli konkretnie 6 pozycji, które mnie zainteresowały (Ray Donovan, The Bridge, Under the Dome, Low Winter Sun, Orange is the New Black, Graceland) ponieważ jeszcze ich wszystkich nie obejrzałem. A przechodząc do rzeczy:

[image-browser playlist="588439" suggest=""]

17) The Following – w tym przypadku bardziej zasadne jest pytanie "co mi zabrał sezon 12/13"?. Ano zabrał mi kilka godzin z życia, bo ślepo i naiwnie wierzyłem, że coś z tego będzie. Festiwal głupoty to dobre określenie. Niby filmowa realizacja i potężna gwiazda w obsadzie, ale potencjał niewykorzystany. Masakryczny scenariusz, jedna mina Kevina Bacona i James Purefoy, który na początku mnie intrygował i niepokoił, a potem już raczej nużył i irytował. Największe rozczarowanie zeszłego sezonu i jedyne w tym zestawieniu. Więcej psów nie wieszam, serial zgromadził swoich widzów, trafił nawet do rodzimego Canal +, więc pewnie tak źle nie jest. Drugiego sezonu nie mam ochoty oglądać.

[image-browser playlist="588440" suggest=""]

16) Golden Boy – pojawił się i zniknął. I w sumie dobrze, bo to produkcja co najwyżej średnia. Potęga przeciętności. Serial tak przyziemny, że aż wydawał się… prawdziwy. Fajne role Theo James’a i Chi McBride’a.

[image-browser playlist="588441" suggest=""]

15) Revolution – więcj o swoich wrażeniach pisałem przy okazji plakatu 2. Sezonu. W czterech słowach: fajny pomysł, fatalne wykonanie. Oby więcej "lost’o’podobności".

[image-browser playlist="588442" suggest=""]

14) Defiance – fanem kina sci-fi raczej nie jestem, ale to był fajny serial. Ciekawa historia, nieśpieszna fabuła, grupka barwnych postaci i trochę dobrej muzyki. Wizualnie i estetycznie na granicy z kiczem.

[image-browser playlist="588443" suggest=""]

13) A Young Doctor’s Notebook – 4-odcinkowa mini-seria, która trwała w sumie 1h 20 min. Na pierwszych dwóch epizodach uśmiałem się nieziemsko. "Na zadupiu to wysiadłem na stacji. Tutaj jechałem jeszcze 4 dni". Niezły komediodramat.

[image-browser playlist="588444" suggest=""]

12) Hemlock Grove – perwersyjnie zakręcony. Ekscentryczny i nie dla każdego. Świetna para głównych bohaterów i odjechany finał. Miażdżąca scena przemiany w wilkołaka. Kilka wpadających w ucho nutek. Netflix wie co robi.

[image-browser playlist="588445" suggest=""]

11) The Fall – brytyjskie produkcje to w 99% dobre lub bardzo dobre produkcje. Czuć, że na wyspach seriale robi się inaczej. Gęsty klimat, dwuznaczna i lekko kontrowersyjna tematyka. Pora nadrobić Broadchurch.

[image-browser playlist="588446" suggest=""]

10) Top of the Lake – klimatyczna mini-seria z Elisabeth Moss. Uroczo tajemnicza atmosfera Nowej Zelandii plus ciekawa historia. Oglądało się jak film.

[image-browser playlist="588447" suggest=""]

9) Hannibal – w zasadzie serial kontrastów, tak jak ładnie to było na Hataku wypunktowane. Wizualnie i estetycznie wysmakowany. Być może najładniejszy pod tym względem serial jaki widziałem. Scenografie, kostiumy, potrawy, kolorystyka. Magia. Szkoda, że w samej historii jest tak mało Hannibala, ale liczę, że jest to celowy zabieg Fullera. Oby więcej Madsa Mikkelsena w kolejnych sezonach. A te zapewne nastąpią, bo NBC będzie inwestowało nawet jeśli oglądalność zawiedzie. Gdyby anulowali taki projekt naraziliby się na śmieszność i nienawiść fanów. I oni o tym wiedzą. Ja bronię więc tezy, że źle dla serialu stało się iż nie wylądował on w np. HBO albo Showtime. Albo FX, które kontrowersji się nie boi. Przemoc i brutalność powinny być bardziej dosadne, a nie tak artystyczne. Mimo wszystko serial ma swój urok i w mojej ramówce na pewno się znajdzie.

[image-browser playlist="588448" suggest=""]

8) Banshee – serial, który ociera się o komiksowe przerysowanie. Erotyka i przemoc. Odważne sceny seksu (całkiem naga Ivana Milicevic) i świetnie (IMO !) nakręcone sceny akcji i walki. Do tego serialu podchodziłem ostrożnie, ale w swojej prostocie i brutalności w pełni mnie kupił. Kapitalna sekwencja otwierająca i mocno przesadzony finał. Czekam na więcej.

[image-browser playlist="588449" suggest=""]

7) Arrow – serial byłby wyżej, ale cierpi z powodu 23 odcinków. To za dużo, żeby utrzymać równy poziom. Te najlepsze mają od 10-13. Góra 16 w wyjątkowych sytuacjach (finałowy sezon Breaking Bad) W każdym razie jest to produkcja po prostu bardzo fajna i pewniak na przyszłość. Oby integralna część rozwijającego się kinowego uniwersum DC. Ach, ta Felicity…

[image-browser playlist="588450" suggest=""]

6) Chicago Fire – przedni serial obyczajowy. Produkcji o lekarzach i policjantach mamy na pęczki, a tych o strażakach jest tyle co kot napłakał. A to być może właśnie pogromcy ognia mają najciekawszą pracę. Na ekranie wypada to super. Plus dla NBC. Fajnie pokazane działania strażaków i postacie, których losy mogą interesować. Serial o ludziach. Na tyle dobry, że będzie miał i 2. Sezon i spin-offa.

[image-browser playlist="588451" suggest=""]

5) Vikings – młodszy brat "Gry o Tron" w 2 kategoriach przebija produkcję HBO.  Jedna to zawrotne tempo akcji, a o drugiej wspomnę kiedy indziej. W tym serialu nie ma miejsca na długie knowania. Tu się dzieje! Świetne postacie z wybijającym się charyzmatycznym, błękitnookim Ragnarem. Który cały czas przypomina mi Charliego Hunnama, czyli Jaxa Tellera z SoA. Kanał History wkracza na serialowy rynek z przebojowymi wikingami i mini-serią "The Bible", i jest to debiut doprawdy zacny.

[image-browser playlist="588452" suggest=""]

4) Orphan Black – kapitalny klimat i genialna rola/role Tatiany Maslany. Wykonanie na najwyższym poziomie, bardzo dobry scenariusz. Serial połknąłem w 3 dni. I całe szczęście nie rozkładałem sobie tej przyjemności na kilka tygodni.

[image-browser playlist="588453" suggest=""]

3) Bates Motel – kocham klimat tego serialu, uwielbiam grę aktorską Very Farmigi i Freddiego Highmora i całkiem zatraciłem się w tej historii. Serial obejrzałem podobnie jak "Orphan Black" w 3 dni i był to świetnie spędzony czas. Czysta przyjemność. Przyznać jednak trzeba, że mimo względnie poważnego tematu jest to serial o raczej młodzieżowej charakterystyce.

[image-browser playlist="588454" suggest=""]

2) Rectify – dramat z krwi i kości. Błyskotliwa i przejmująca rola Aidena Younga. Trudna historia. Prawdziwe emocje. Do mnie serial trafił. Mało jest takich produkcji w telewizji. Twórcą, reżyserem I scenarzystą jest Ray McKinnon, którego jako aktora kojarzyć można z takich seriali jak Sons of Anarchy, Deadwood czy Justified. Utalentowany człowiek.

[image-browser playlist="588455" suggest=""]

1) House of Cards – już nie serial, jeszcze nie film. Nowa jakość w telewizji prosto ze stajni Netflixa. To nie tak, że uważam HoC za bezwzględnie najlepszy serial sezonu 12/13, bo niby jak porównywać go do klimatycznego Bates Motel, czy fajnego Arrow? Ale postawiony pod ścianą wybieram produkcję Davida Finchera. W zasadzie punkt wyjściowy jest zbieżny z tym "The Following". Filmowa realizacja i gwiazda w obsadzie. Tyle, że wszystko tutaj było na najwyższym poziomie. Gra aktorska, reżyseria, muzyka, scenariusz, dialogi, historia no i wszystkie odcinki wypuszczone na raz. Choćby z tego ostatniego powodu serial zapisze się w historii. Niektórzy narzekają, że po pewnym kluczowym dla sezonu wydarzeniu tempo i napięcie spada, ale ja nic takiego nie odczułem. Dla mnie to majstersztyk.

Gdzieś po drodze próbowałem jeszcze takich pozycji jak Nashville, Elementary (to nie "ten" Sherlock), Vegas (ogromne rozczarowanie), Sinbad, Hunted, Last Resort, Cult czy Rogue, ale z różnych przyczyn nie dotrwałem z nimi do końca. Hunted i Elementary może kiedyś nadrobię, ale o reszcie można zapomnieć…

Sezon 12/13 dał mi więc naprawdę sporo przyjemnie spędzonych godzin i masę emocji. Obok trwających genialnych seriali (BB, BE, SoA, Homeland, TWD, GoT) pojawiło się kilka prawdziwych perełek, które mnie jako kinomaniaka i serialowca w pełni usatysfakcjonowały. Było dobrze, a będzie co raz lepiej.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj