Supernatural 9 sezon Kolejny serial dobiegł końca. Tym razem dziewiąty sezon Supernatural: Nie z tego świata. I muszę przyznać, że był to sezon udany, jeżeli nie bardzo udany. No bo jak tu narzekać kiedy w dziewiątym sezonie mieliśmy wszystko to co najlepsze w Supernatural? Mieliśmy główną misję, czyli dopaść Metatrona, który bardzo fajnie zadomowił się w serialu i spokojnie może walczyć z Crowley’em o nagrodę dla najbardziej wkurzającej postaci (należą się brawa dla Curtisa Armstronga odtwarzającego rolę Metatrona). A jednocześnie irytującej i przebiegłej – jako pisarz wypadł nie gorzej niż Stephen King. W sumie miał również wiele inspiracji… filmowych. Może i nawiązania do Władcy Pierścieni, Gwiezdnych Wojen, Indiany Jonesa, Kevina samego w domu (?!) wydają się nieco wtórne, ale wciąż niezmiennie bawią. Szczególnie kiedy Castiel w końcu (dzięki Metatronowi) rozumie nawiązania i sam je stosuje (te zdziwione miny wszystkich). No właśnie. Supernatural tworzą trzy… cztery główne postacie (kiedyś był jeszcze Bobby). Dean, Sam, Castiel i Crowley. To filary tego serialu i okazuje się, że chyba więcej nie potrzeba. W tym sezonie w sumie mało było polowania na potwory, duchy i demony, a jak już były to odcinki raczej były słabej jakości lub z powtarzającymi się wątkami czy retrospekcjami. Twórcy sięgnęli po znajome twarze: Ghostfacers, Garth, Gabriel, Charlie czy szeryf Mills. Dean i Sam tradycyjnie musieli się pokłócić. Crowley rozgrywał swoje gierki (motyw z uczłowieczaniem/uzależnieniem od ludzkiej krwi całkiem ciekawy). A Castiel zmagał się z człowieczeństwem – cieszy, że nie chce być Bogiem, no bo raz mu już nie wyszło. Z wczesnych sezonów pamiętamy też jak bracia walczyli z demona wypuszczonymi z piekła, tym razem problemem okazały się anioły wyrzucone z nieba. Ale kiedy od demonów można było się spodziewać tylko złych rzeczy, tak anioły raczej były nieprzewidywalne (jedne gardziły ludźmi, inne były zagubione, a niektóre nawet nie chciały wracać do nieba, bo na Ziemi można, choćby ot tak zagrać w kręgle). Tym razem w sezonie było dość smutnawo. Musieliśmy się pożegnać z Kevinem, którego zabił Gadreel/Sam. W sumie trochę uciążliwa była ta postać; ciągle gdzieś tam odczytujący tablet, raczej nic nie wnosząca do fabuły. Ale mimo wszystko było mi przykro kiedy zginął, a potem jeszcze dowiedziała się o  tym jego matka. Drugą dość tragiczną postacią był Gadreel (Tahmoh Penikett), anioł który został uwięziony za nieumyślne wpuszczenie węża do raju. Najpierw chciał pomóc Samowi, ale oszukiwał Deana i Castiela, że nazywa się Ezekiel. Potem spiskował z Metatronem, a na koniec pomógł Castielowi w pokonaniu Metatrona, popełniając samobójstwo. Smutne. W końcu Winchesterowie pozbyli się Abbadona. Miała swoje wejścia i intrygi, ale chyba pod koniec już się nieco ta postać wypaliła (coś jak z Kevinem, tylko z nim to było nawet dosłownie). Zabił ją Dean przy użyciu Pierwszego Ostrza. I tu od początku wątek Znamienia i Ostrza był bardzo interesujący. Od momentu kiedy Kain oddał Znamię (znowu tragiczna historia braci), czekaliśmy jakie to mogły być konsekwencje posiadania mocy władania Pierwszym Ostrzem. Co prawda nie trudno było się domyślić tego, że owładnie go rządza krwi i mordu ale że aż tak? Zawsze uważaliśmy Deana jako tego od aniołów, a Sama tego od demonów… no to teraz role się odmieniły. I to dosłownie! Cliffhanger z Deanem jako demonem (i z mocami Jedi! Chociaż on przeszedł na Ciemną Stronę Mocy… Darth Dean) zapowiada wyjątkowy dziesiąty sezon! Tylko co wymyślą twórcy? Ewidentnie braterska miłość została mocno nadszarpnięta, mimo że Sam chce zawrzeć kontrakt z Crowley’em (będą się całować?? Haha). Ten ostatni pewnie wymyśli nową intrygę i w jakiś sposób wykorzysta Deana. Ale wiemy również, że da się "uleczyć" demona (końcówka ósmego sezonu). I co zrobi Castiel? Co z jego łaską? Niebo zostało odzyskane ale anioły wciąż są niesforne i potrzebują lidera-Boga. Cieszy, że Metatron wciąż żyje, mimo że zadźgał Deana, ale przecież nie pozbędziemy się tak… demonicznej (!) postaci, która ma jeszcze spory potencjał aby zamieszać w fabule.    Podsumowując, dziewiąty sezon całościowo podobał mi się. Obniżam oczywiście poprzeczkę przy mojej ocenie, ale to ze względu na to, że trudno coś nowego wymyślić po ośmiu sezonach i jeszcze żeby to było dobre i logiczne. Więc po prostu twórcy sięgnęli po sprawdzone motywy i postacie, czyli to co lubimy. I wyszło to wszystko całkiem zgrabnie i z furtką do dziesiątego sezonu. Większość motywów mi się podobała: Abbadon, Kain, Kevin, Gadreel w Samie (jak to brzmi hoooo), Dean z Ostrzem, dużo Crowley’a i Castiela w najlepszym ich wydaniu. Oby twórcom nie brakło pomysłów w dziesiątym sezonie! Takie małe… yeah ;)   PS. Na koniec jeszcze dodam, że w odcinku 9x20 mieliśmy do czynienia z pierwszym odcinkiem spin offu Supernatural: Bloodlines. Jako odcinek sam w sobie dało się przeżyć ale kontynuować tę fabułę całym sezonem? Moda na wampiry i wilkołaki powoli się kończy, trzeba wymyślić coś innego. Zresztą i tak serial nie dostał zielonego światła od stacji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj