23 listopada BBC wyemituje epizod specjalny z okazji 50. rocznicy {{Doktor Who|Doctora Who}}. Jest to najdłużej emitowany serial sci-fi w telewizji i popkulturalny fenomen, który oczywiście najwięcej znaczy dla Brytyjczyków i ich kultury. Nie ma się, co dziwić, że całą Wielką Brytanią ogarnął szał oczekiwania, który objawia się w najróżniejszy sposób (koleżanka wróciła z pobytu w Walii i donosi: w sklepach wiszą plakaty, rozpleniło się doktorowe graffiti, w radiu słychać soundtracki z serialu i naprawdę KAŻDY wie, co się dzieje). Zapowiadane są więc okołorocznicowe programy, wydarzenia; każda plotka jest podchwytywana przed media i w lot roznosi się w Internecie, w szczególności osaczając tumblr, na którym zgromadziła się całkiem pokaźna grupa fanów uniwersum Who.

Poddaję się tej gorączkowej atmosferze od czasu do czasu i z wielką przyjemnością chwytam się nowych informacji, nawet jeśli okazują się być tylko plotkami. Przeglądam zdjęcia z planu, czytam newsy, zastanawiam się razem z całą resztą - jak bardzo Steven Moffat narozrabia tym razem, bo że narozrabia to wiemy wszyscy, przecież w końcu nie na darmo nazywa się Stevenem Moffatem.

Wiemy na pewno, co Moffat mówił. A mówił wiele. Że on opiera rocznicę na interakcji pomiędzy Davidem a Mattem i ich Towarzyszkami, że to nie jest odcinek wspominkowy, że nie zobaczymy Doktorów z klasycznych serii. Pamiętać trzeba o jednym - Moffat lubi dużo mówić, a potem i tak robi swoje. Moffaci. Nie wiem, jak Wy, ale ja mu nie wierzę. Te jego uśmiechy i zapewnienia wcale mnie nie przekonują. Spodziewam się wszystkiego. Uważam, że to fantastyczne, że rocznica została oparta na relacji 10. i 11. Doktora. Chemia między Davidem i Mattem jest wspaniała, ich Doktorzy są fenomenalni, jestem pewna, że to był strzał w dziesiątkę. Oczywiście, starsi fani, którzy z serialem przeżyli wiele lat mogą czuć się zawiedzeni. Rozumiem ich, rozumiem, że chcieliby oglądać na ekranie Colina Baker, Sylvestra McCoya czy Petera Davidsona (poza tym nic nie jest wykluczone, słyszeliście najnowsze ploteczki?). Nie miałabym nic przeciwko,  ale nie oszukujmy się - nie mam więzi emocjonalnej z tamtymi odcinkami, z tamtymi Doktorami, z tamtymi bohaterami. Z kolei cieszę się na samą myśl, że zobaczę Rose Tyler, jedyną bohaterkę seriali, która ma poranki takie, jak normalny człowiek, mimo, że nie należy ona do moich ulubionych Towarzyszek. Naprawdę tęskniłam. Usłyszeć "Allons-y" oraz narzekanie na zmieniony wystrój TARDIS? Ręka w górę, kto na to nie czeka.

Poza tym mamy w odcinku specjalnym Johna Hurta. Czy cokolwiek, co gra Hurt może być złe? No właśnie. Krążą plotki i ploteczki. Kim będzie? Czy to zaginione wcielenie między Doktorami 8. i 9., które brało udział w Wojnie Czasu i dopuściło się takiego zła, że Doktor jest wymazał ze swojej pamięci? Postanowił się do niego nie przyznawać? Czy to Doktor, który wywołał Wojnę Czasu? Czy może zakończył? A może jedno i drugie? Pytań jest więcej niż odpowiedzi, ale interpretacje są częścią całej tej zabawy. Doktor Hurta ma być mroczny, ma być tajemniczy, ma być pełen gniewu i wściekłości. To dobra podstawa do budowania Doktora zrodzonego w Wojnie. Pamiętacie 9.? Na samym początku? Doktor bólu, gniewu i rozpaczy. Chyba nie ma nikogo, kto nie chciałby poznać szczegółów tego, jak to się stało. Prawie nic nie wiemy o Wojnie Czasu, a przecież temat jest niezwykle wdzięczny i można zrobić z niego wiele dobrego.

Na co czekam jeszcze? Na Daleków. Nie są to moi ulubieni wrogowie Doktora, ale są to wrogowie nie do zastąpienia, no i przede wszystkim są to wrogowie bezpośrednio związani z tematem Wojny Czasu. Czekam też na Zygonów, bo to jest piękne oczko w stronę fanów serii klasycznych, czekam na interakcje Rose i Clary, czekam na dwie TARDIS, czekam historię, która poruszy, rozbawi zaprezentuje wszystko to, co kochany w fandomie Who. Czekam bardzo.

Z kolei najbardziej boli fakt, że w odcinku rocznicowym nie będzie 9. Doktora. Chris Eccleston, który stworzył niesamowitą kreację, zdecydowanie odmówił. Boleję, bo to jest mój ulubiony Doktor z New Who. Bardzo szkoda, bo to czym {{Doctor Who|Doctor Who}} jest teraz zawdzięcza właśnie Chrisowi. On musiał wziąć na siebie ciężar sprowadzenia Who do telewizji na nowa, ciężar rozkochania w sobie publiczności. On był narażony na największe ataki i utyskiwania. I poradził sobie fenomenalnie. Sprawił, że starzy fani zostali, a ponadto przyszli nowi. David i Matt wspaniale kontynuowali, to co rozpoczął Chris. Wielka szkoda, że podjął on decyzję taką, a nie inną.

Pisałam ostatnio tu na Hataku artykuł, przypominający odcinku New Who, które warto zobaczyć przed rocznicą (o tutaj: "Wspomnień czar") i nie będę się już tu powtarzać, ale myślę, że mały rewatch z pewnością nie zaszkodzi, w końcu mamy być świadkami czegoś wielkiego. Mam pewne obawy, czy balonik nie został nadmuchany do zbyt dużych rozmiarów i czy nie pęknie radośnie, pozostawiają sflaczałą powłokę, ale... Trzeba zaufać Moffatowi. Odkąd przejął rolę showrunnera w 5. sezonie prawdą jest, że serial zmienił klimat. Specjalnie jednak nie używam słowa "stracił", bo po prostu zmienił. Dostosował się. Ewoluował. Serial, który trwa 50 lat musi potrafić się zmieniać - adaptować do zmieniającego się świata, podejścia widzów, wymagań współczesnej telewizji. {{Doctor Who|Doctor Who}} posiada tą umiejętność, dlatego przetrwał. Życzmy mu jeszcze kolejnych 50 lat, bo jeśli pozostanie w takiej kondycji jak jest, nigdy nie przestanie bawić, wzruszać i rozkochiwać w sobie kolejne pokolenia miłośników produkcji telewizyjnych.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj