UWAGA, SPOILERY Z KSIĄŻEK ORAZ ODCINKA 4x02
(~1100 słów)
[image-browser playlist="585474" suggest=""]Tak już się utarło, że w każdym sezonie "Gry o tron" George Martin pisze jeden z dziesięciu odcinków. Na ogół były to końcówki sezonów – 1x08, 2x09 i 3x07. Tym razem jednak twórca książkowej "Pieśni lodu i ognia" przełamał rutynę i napisał scenariusz do odcinka 4x02, a więc samego niemal początku. Przenikliwi fani książek już po rzucie okiem na listę tytułów w tym sezonie wywnioskowali, że "Lew i Róża" opowiadać będzie o kolejnym pamiętnym weselu – tym razem Joffreya i Margaery Tyrell.
W moim przekonaniu George Martin ponownie nie zawiódł jako scenarzysta. Udowodnił chyba ostatnim niedowiarkom, że serial to adaptacja serii książek, a nie wierne przenoszenie wszystkich dialogów na ekran. I trzeba przyznać, że Martin zmienia własną opowieść z niebywałym wdziękiem.
Pytanie teraz, na ile zmiany te czytelnicy książek powinni sobie brać do serca. W gruncie rzeczy bowiem w odcinku stało się to, co miało się stać: despota-Joffrey został otruty na własnym weselu. A jednak dostrzec można kilka nowych szczegółów, których próżno szukać na kartach trzeciego tomu. Szczególnego wymiaru dodaje im fakt, że umieścił je w scenariuszu sam twórca całej historii, a zatem bez wątpienia największy autorytet w tej kwestii.
Skomentuję te, które najbardziej rzuciły mi się w oczy.
W odcinku 4x01 Sansa spotyka w ogrodzie Dontosa, od którego otrzymuje naszyjnik. W książkach była to co prawda siatka na włosy, ale to mało istotny detal – w naszyjnik mianowicie wprawiono wystarczająco dużo kamieni. W 4x02, podczas weselnej uczty, Olenna Tyrell poprawia fryzurę Sansy i niby przypadkiem gładzi jej warkocze. W następnym ujęciu jeden z kamieni znika. Joffrey dusi się po wypiciu wina z kubka, który Margaery postawiła tuż przed nosem przedsiębiorczej babci. Cała wina spada na Tyriona, zepchniętego przez urażonego Joffa do roli podczaszego, zaś panie Tyrell gratulują sobie wzajemnie udanego morderstwa.
Wydarzenia te opowiedziano w książkach z perspektywy Sansy, która na dobrą sprawę niewiele wtedy rejestrowała, oraz Tyriona, który o spisku nie wiedział niczego. Pozostały nam więc wyjaśnienia Littlefingera oraz domysły.
Jeden z nich to spekulacja, że Tywin Lannister w rzeczywistości świadomy był planów Tyrellów i Littlefingera. W książkach w zasadzie brak jest na to twardych dowodów, poza może podejrzanie łaskawą propozycją odesłania Tyriona na Mur i zdroworozsądkową analizą powstałej sytuacji . Po podobnym do szalonego Aerysa Joffreyu, na Żelaznym Tronie zasiadł Tommen, słodki i niewinny chłopiec, natychmiast ożeniony z Margaery. O ileż łatwiej jest kontrolować dziecko niż nieprzewidywalnego, okrutnego nastolatka?
W serialu natomiast lorda Lwiej Skały i Olennę Tyrell łączy przedziwna nić porozumienia i wzajemny szacunek. A gdy Joff umiera, kamera ukazuje krótko reakcję wszystkich najważniejszych postaci. Na twarzy Tywina nie ma ani śladu emocji. Wiedział czy nie wiedział?
Następne na mojej liście są drobne "smaczki" w postaci licznych aluzji do homoseksualnej orientacji niektórych bohaterów. Oberyn w niedwuznacznym geście przesyła pozdrowienia Lorasowi, Jaime uszczypliwie komentuje łóżkową "niemoc" przyszłego-niedoszłego szwagra, Joffrey bez żenady nazywa Renly’ego degeneratem, no a o karłach i demonstracyjnym opuszczeniu uczty przez Rycerza Kwiatów nie trzeba chyba nikomu przypominać. Niby nic, a jednak. W książkach związku między Renlym a Lorasem długo należało się doszukiwać, bo i prawie nikt nie mówił o tym na głos. W serialu wszyscy wiedzą i komentują , zwłaszcza Joff, nie krępując się zupełnie tym, że obok może siedzieć Margaery. Mała rzecz, a jak zmienia pewien ogląd całej historii.
Skoro już mowa o Lannisterach, nie sposób nie skomentować zmiany nowego partnera sparingowego Jaimego. Zmianę, prawdę mówiąc, wymusiła choroba nowotworowa grającego kata aktora, ale zawsze można było zatrudnić nowego odtwórcę roli ser Illyna Payne’a, jak zrobiono to w przypadku Daario Naharisa. Zamiast tego, Martin osobiście namaścił Bronna, co też może nieco zmienić dalsze losy tej postaci. Póki co z pewnością dodało to błyskotliwych dialogów cichym dotąd scenom treningów Jaimego.
Wygląda też na to, że dzielny i całkowicie serialowy rycerz Locke otrzyma więcej czasu antenowego. Ale co twórcy planują z nim zrobić na Czarnym Zamku ani tym bardziej kiedy miałby tam dotrzeć, to już pojęcia nie mam.
Na sam koniec wreszcie mój prywatny faworyt – scena Brana. Ekipę Hodora odarto w poprzednim sezonie z dwóch rzeczy: nie wprowadzono do serialu postaci Zimnorękiego, upiora po dobrej (?) stronie mocy, jak również nie pokazano ukrytych pod Murem wrót z czardrzewa. Scena przeprowadzania Brana przez Sama i wypowiadanie przez tego ostatniego słów przysięgi Nocnej Straży to dla mnie jeden z najbardziej magicznych, absolutnie zapierających dech w piersiach momentów serii. A tu, cóż, czardrzewo gdzieś zniknęło. Pozostało przejście w stronę światła.
Cofnę się jeszcze na chwilę do pierwszego sezonu, który z kolei odarto z następnych świetnych scen, a mianowicie halucynacji uwięzionego Neda Starka i słynnych majaków dotyczących obietnicy złożonych przezeń Lyannie. Większość zwolenników teorii R+L odebrała to jako wymierzony w ich stronę policzek. Nie pierwszy zresztą, bo w kolejnym sezonie wizje Daenerys również szlag trafił.
Sekwencje senne oraz wizje niewątpliwie pełnią w prozie Martina ogromną rolę. Jako najlepszy przykład posłużyć tu może opowieść staruszki spotkanej przez Aryę w Dorzeczu, która zwiastowała m.in. Krwawe Gody.
W 4x02 dopisano scenę wizji zesłanej przez Bloodravena (którego to głos słychać w tle). Sekwencja ujęć przedstawia: czardrzewo, pod którym ukrywa się Bloodraven, trójoką wronę, krypty (być może te pod Winterfell), Lód, Innych/upiory, zasypany śniegiem Żelazny Tron w ruinach Czerwonej Twierdzy, Brana zepchniętego z wieży, cień smoka nad miastem… i Neda Starka w lochach. Materiału do nowych spekulacji jest multum, bo w końcu to dzieło samego pisarza.
Teraz tylko pozostaje czekać na internetowe analizy. Książkowe wizje Brana skaczą po różnych miejscach i czasach, zatem ciężko powiedzieć, ile z powyższych ujęć to przeszłość, ile teraźniejszość, a ile przyszłość. I czy aby na pewno krypty to krypty spod Winterfell, a smok przelatuje nad Królewską Przystanią. I w ogóle czyj to smok. Daenerys czy jej przodków?
Tytułem podsumowania, Martin po raz kolejny udowodnił, że jest nie tylko świetnym powieściopisarzem, ale i wyśmienitym scenarzystą. Doskonale odnajduje się w już istniejących zmianach wobec pierwowzoru, wprowadzanych sukcesywnie przed duet Benioff/Weiss od pierwszego sezonu, ale i odważnie wprowadza nowe, niewiele sobie robiąc z narzekających książkowych purystów. Znakiem firmowym pisarza są znakomite dialogi, celne uwagi i uszczypliwości wymieniane między poszczególnymi postaciami, jak choćby rozmowa Lannisterów i księcia Oberyna czy Roose’a Boltona i Ramsaya Snowa. Nie czytaliśmy ich na kartach powieści, ale idealnie zazębiają się one ze wszystkimi niuansami charakterologicznymi. Niedopowiedziane groźby w pierwszej z nich oraz błyskotliwe zawiązanie nowego wątku w drugiej, pogłębiają i rozbudowują świat Westeros.
W tym wszystkim Martin znalazł jeszcze miejsce na ukłon w stronę tych fanów książek, którzy analizują na forach internetowych wszystkie najdrobniejsze niuanse. Czapki z głów.
Z jednej strony szkoda, że nie jest on wyłącznym scenarzystą serialu, ale z drugiej – może to i dobrze? Przynajmniej widoki na "The Winds of Winter", kolejny tom powieści oscylują jeszcze na horyzoncie. Miejmy więc nadzieję, że w miarę szybko dane nam będzie poznać znaczenie obrazu zasypanego śniegiem Żelaznego Tronu.