Branża komiksowa w Stanach Zjednoczonych jest coraz częściej nękana molestowaniem seksualnym. Niedawno pisaliśmy o molestowaniu pracownic DC Comics. Dziś przyszło uchylić się nad tematem molestowania seksualnego fikcyjnych postaci, które zakończyło się molestowaniem topowego artysty.
Historia jest o wiele dłuższa niż mogłoby się wydawać i należy ją rozpocząć od sławnej swą niesławą okładki Spider-Woman #1 (seria od 2014 do 2015 roku), którą na zlecenie Marvela wykonał Milo Manara. Znany czytelnikom przede wszystkim, jako scenarzysta i artysta komiksów erotycznych i jednej historii o kobietach z X-Men, której dzisiaj już prawie nikt nie pamięta. Pamiętamy za to falę gniewu, jaka popłynęła internetowymi łączami. Jedni zarzucali Manarze - całkiem niesłusznie zresztą - że ma problemy z uchwyceniem anatomii. Drudzy wytykali, że z tą anatomią przesadza, eksponując pupę Spider-Woman nazbyt fikuśnie.
Wtedy pojawił się Frank Cho i jako persona która znana jest z zamiłowania do małp i pięknych kobiet, musiał dorzucić swoje trzy grosze. Jednak nie tak, jak przeciętny internauta - wyzwiskami i groźbami - a za pomocą tuszu indyjskiego. Stworzył tym samym serię okolicznościowych okładek, które prezentowały różne superbohaterki w pozie znanej ze Spider-Woman Manary.
Marvel z Frankiem Cho miał już drobne problemy wcześniej. Raz artysta wypełnił cały startowy numer Shanna, The She-Devil antagonistką taką, jak ją stwórca sobie wymyślił. Innym razem kobiecą wersję Ultrona umieścił w komiksie Mighty Avengers dokładnie w taki samym stroju. Czytaj: żadnym.
Tym razem afera dotyczy komiksu Street Fighter Legends #1 od wydawnictwa Udon. Frank Cho został wynajęty do stworzenia okładki, w wykonaniu której posłużył się znaną pozą. Tylko że tym razem na rysunku gimnastykuje się Cammy, doskonale znana fanom serii bijatyk Capcomu.
Tym samym upuścił krwi scenarzyście komiksu, Jimowi Zubowi, który wściekł się na fakt, że wydawnictwo chce dopuścić się publikacji okładki, którą uznał za poniżej pewnego poziomu. Z tonu jego wypowiedzi na Twitterze można wnioskować, że gdyby tylko mógł to sam pobiegłby do zakładu poligraficznego i wstrzymał druk.
Internet, jak to internet, podzielił się na różne obozy. Jeden wielbił Franka Cho, drugi nienawidził, a trzeci stwierdzi, że to nic nowego. W końcu Cammy świeci pupą odkąd ludzkość ją w ogóle zna. Do dyskusji nie włączał się sam Cho. Aż do pewnego momentu. Kiedy to scenarzysta Kieron Gillen zaproponował, by dla odmiany narysować Franka Cho nago. Do zadania zgłosił się ochoczo Jonathan Wyke.
Po kolejnych atakach na swoją osobę, Cho zrobił coś, czego zwyczajowo nie czyni. Wściekł się. Twierdząc, że rysowanie fikcyjnej postaci nago jest w porządku, a przerysowywanie realnej to molestowanie seksualne. W tej historii dystans do siebie zachowują tylko cosplayerki, które doskonale wiedzą, jak najlepiej wyeksponować Cammy.
Nie zapominajmy jednak, że również Jim Zub powinien nabrać trochę dystansu do swojej pracy. A przynajmniej mógł sprawdzić inne okładki komiksów Udonu, zanim podjął pracę w wydawnictwie. Może wtedy udałoby się uniknąć całego dramatu.