Na łamach magazynu Total Film Andy Serkis przybliżył swoją wizję przyszłości branży filmowej w kontekście rozwoju narzędzi motion capture. Aktor od lat powtarza, że technologię tego typu powinniśmy postrzegać jako „cyfrowy makijaż” a nie klasyczne efekty specjalne. W końcu mo-cap pozwala lepiej wcielić się m.in. w bohaterów o nietypowej fizjonomii, a przy okazji zachować mimikę konkretnego aktora. Sztandarowym przykładem potęgi skrywającej się za tym narzędziem jest występ Serkisa w roli Golluma we Władcy Pierścieni. Choć zespół od efektów specjalnych poddał twarz artysty daleko idącym modyfikacjom, to dzięki niesamowitej mimice postać ta na długo zapadła nam w pamięć. Nawet po 20 latach od kinowego debiutu pierwszej części filmowej trylogii Petera Jacksona serkisowy Gollum może zachwycać odbiorcę. Zdaniem aktora prawdziwy przełom w stosowaniu motion oraz performance capture wciąż jest przed nami. Według niego wkrótce aktorzy będą mogli wykorzystać nowoczesną technologię, aby przywdziać twarze postaci historycznych pokroju Abrahama Lincolna.
Ludzie krytykowali mnie za to, że nazywałem to cyfrowym makijażem, ale wszystko do tego dąży. Myślę, że dzięki fotogrametrii będziemy w stanie ogrywać postaci historyczne i zobaczyć twarz prawdziwego Abrahama Lincolna, którą odgrywasz, a nie rzeźbisz – stwierdził Serkis na łamach wywiadu.
Aktor nie pozostaje jednak bezkrytyczny wobec tej branży. Choć podczas wystąpienia na IBC Show 2019 stwierdził, że motion capture może np. pozwolić aktorom z niepełnosprawnościami zagrać osoby  pełnosprawne, to nie można zapominać o etycznych wątpliwościach związanych z rozwojem tego narzędzia:
To pozwoliłoby zagrać Abahama Lincolna aktorom o innym kolorze skóry niż biały, a mi, białemu mężczyźnie z klasy średniej, zagrać Martina Luthera Kinda. Pojawia się jednak pytanie, czy jest to etycznie poprawne. Różnorodność jest niezwykle ważna, rozumiem zatem, że ten temat może być drażliwy.
Według Serkisa poważne wątpliwości wiążą się także z odgrywaniem aktorów, którzy dzięki motion capture mogą pojawić się w filmach po swojej śmierci. Taki los spotkał m.in. zmarłego w 1994 roku Petera Cushinga, którego mogliśmy zobaczyć w filmie Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie z 2016 roku. Takich przypadków z biegiem lat z pewnością będzie przybywać, w związku z czym branża filmowa musi wypracować etyczne metody pracy z niedawno zmarłymi aktorami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj