Zaczyna krzyczeć, jej twarz staje się pozbawioną zwykłych cech maską śmiertelnego strachu. Kobieta siedzi na skraju jej łóżka wyprostowana jak struna. I rzeczywiście nie ma oczu. Zamiast nich ma tylko otwory. Tam gdzie powinny być oczy, w głąb czaszki biegną dwa głębokie ślepe tunele, a w nich kłębi się czarna jak smoła ciemność. Gruby mężczyzna zajął teraz miejsce, w którym ułamek sekundy wcześniej stała kobieta. On też ma ślepe czarne tunele zamiast oczu. Pozostali tłoczą się za nim. Ślepi. Wpatrujący się w nią. I o krok od tego, żeby wybuchnąć krzykiem. Julia zupełnie nie wie, co robić. Koszmar jest już kompletny. Ma poczucie, że coś ją dławi, że tamci sprawiają, że jej ciało się rozpada. Że z jej serca zaczyna uciekać krew i że zaraz stanie, ponieważ ona nie zdoła wytrzymać takiego ładunku strachu. – Julia, uciekaj stamtąd jak najszybciej! – słyszy krzyk Sama z oddali. Ale jak? Jest jak skamieniała. Jest więźniarką własnego ciała, zakładniczką zamkniętą w celi. A ci ludzie… oczywiście, że mają oczy. Jak mogła pomyśleć inaczej? Intensywne, przenikliwe oczy, których spojrzenia wwiercają się w jej oczy. Albo może… Nie, nie mają oczu. Chociaż nie, mają. To się zmienia, ma wrażenie, że widzi jednocześnie i to, i to. Obiema rękami bije się po twarzy, żeby jakoś uwolnić się od obłędu, który ją osacza. Krzyczy, wzywając brata, który jest zbyt daleko, żeby cokolwiek zrobić – ale krzyczy bezgłośnie. Z jej zaciśniętej krtani nie wydobywa się żaden dźwięk. – Uciekaj stamtąd, natychmiast! Julia! Julia! Kobieta pochyliła się w jej stronę. Jest tuż‑tuż. Gruby mężczyzna położył ręce na krawędzi łóżka. Gwałtownym ruchem Julia naciąga sobie kołdrę na głowę i zwija się w kłębek. Uciec stąd, uciec stąd byle dalej. Przedtem czuła się pod kołdrą bezpiecznie. Wyraźnie pamięta to wrażenie z dzieciństwa. To bolesne uczucie, gdy obudziła się w Huckleberry Wall i odkryła, że przed nią jeszcze kawał nocy. Kiedy wichura tłukła o dach, śnieg piętrzył się pod ścianami, a ona była już za duża, żeby wołaniem budzić babcię czy dziadka, ale jeszcze wystarczająco mała, żeby wyobrażać sobie rzeczy nie do pomyślenia: Ich już nie ma. Umarli we śnie. Dziadek i babcia nie żyją i jeśli ich zawoła, to nie przyjdą, więc jest całkiem sama z tą wichurą… Jeśli się teraz zwinie w kłębek, będzie bezpieczna i nic złego jej się nie stanie. Wtedy będzie wiedziała: Sam jest tuż obok, w drugim łóżku, i nad nią czuwa. – Sam – szepcze do telefonu. – Sam, kocham cię. Bardzo cię potrzebuję. Błagam, przyjedź jak najszybciej. Nie chcę być sama. Nie chcę… Cisza jest przygniatająca. Aż w nią wnika. Julia patrzy na wyświetlacz: jest czarny. Połączenie zostało przerwane. Kiedy naciska przycisk z boku obudowy, nic się nie dzieje. Znowu zaczyna płakać, cicho, bez żadnej kontroli, śmiertelnie przerażona, ale tym razem jest to już poddanie się. Czuje, że zbliża się koniec, i z pełną świadomością próbuje oderwać się od tego świata, żeby już w tym nie uczestniczyć. Tu, pod kołdrą, jest sama. Sama w swoim kokonie, zwinięta w kłębek. Sama w całej chacie. Na dworze jest burza śnieżna, jest świat. Jej spazmatycznie unosząca się klatka piersiowa wreszcie się uspokaja. Noga dygocze, ale po chwili też przestaje. Jest cicho. Jakiś ciężar wgniata materac. Coś napręża kołdrę. Ktoś obok niej leży. W jej kokonie. Ktoś, kto obejmuje ją jak ukochaną. Jak brat. Julia czuje lodowatą dłoń na ramieniu. Zamyka oczy i wmawia sobie, że to Sam jej dotknął. Wydawnictwo dziękuje Nederlands Letterenfonds // Dutch Foundation for Literature za wsparcie finansowe przy publikacji książki.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj