W przyszłym tygodniu Albatros wyda powieść Thomasa Olde Heuvelta pod tytułem Echo. To druga powieść grozy holenderskiego twórcy, która trafi na nasz rynek. Kilka lat temu ukazał się w Polsce jego Hex. Echo to historia, której przewodnim motywem są góry: a konkretnie jeden alpejski szczyt, który ma ponadnaturalny wpływ na bohatera powieści. Jedynym rozwiązaniem tej sytuacji jest ponowna konfrontacja ze szczytem. 

Echo - okładka i opis książki

Źródło: Albatros
Wyczekiwana powieść niderlandzkiego młodego pisarza, którego debiutancką książkę sam Stephen King uznał za genialną. Wyprawa w Alpy, która zamieniła się w piekło. Są rzeczy gorsze od śmierci. Zobaczył ją na starej fotografii w szwajcarskim pubie. Maudit, górę, o której nie pisano w przewodnikach i nikt nie chciał o niej mówić. Mimo to – a może właśnie dlatego – nie mógł się jej oprzeć. Jeszcze nie wiedział, że nie zawsze, kiedy natura przyzywa, należy słuchać jej głosu. Wędrówce po Alpach młodego Holendra, Nicka Grevesa, i jego niemieckiego kolegi, Augustina, już od samego początku towarzyszyły złe znaki, lecz nie zawrócili. I drogo za to zapłacili: Augustin śmiercią w szczelinie lodowca, a Nick potwornymi okaleczeniami twarzy. Wrócił na dół, ale nie wydostał się z objęć Maudit, wziął tę górę ze sobą… w sobie. I każdy, kto ma z nim kontakt, ulega jej zgubnemu oddziaływaniu. Także Sam Avery, chłopak Nicka. Sam musi podjąć decyzję: albo uciec do Ameryki, skąd pochodzi, i chronić życie oraz swój stan umysłu, albo pokonując własne lęki, trwać przy ukochanym, w którym chwilami widzi potwora zdolnego do największej zbrodni. Decyduje się na to drugie i razem z Nickiem wraca do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło, bo tylko w ten sposób może mu pomóc wyzwolić się od mrocznej siły, która nim zawładnęła. Tylko czy można walczyć z górą? Wydawnictwo Albatros udostępniło fragment powieści Echo w przekładzie Ryszarda Turczyna:

ECHO - FRAGMENT POWIEŚCI

PROLOG

Jakiś potwór tu nadchodzi

Co się stało z Julią Avery

Ale trzecia, o Chryste, trzecia rano! […] Dusza wyłącza się. Krew krąży leniwie. Właśnie o tej porze człowiek najbardziej zbliża się do śmierci. Co prawda, sen to mała śmierć, lecz trzecia nad ra­nem, kiedy człowiek zupełnie rozbudzony leży w łóżku, jest zupeł­nie jak śmierć za życia. Wówczas śni się z otwartymi oczami. – Ray Bradbury, Przekład Paulina Braiter

1

Kiedy nocą Julia musi wyjść do toalety, widzi ludzi u dołu scho­dów. Stoją tam w ciemności i gapią się nieruchomo w górę, zupeł­nie jakby na nią czekali. Lewą stopą stoi już na najwyższym stopniu schodów i właśnie zamierza postawić drugą na następnym, lecz jej palce zaciskają się kurczowo na poręczy i zastyga w bezruchu. To oczywiste, że zastyga, ponieważ nagle do jej na wpół przebudzo­nego mózgu dociera, że u dołu schodów stoją ludzie i gapią się na nią nieruchomo. Obudziła się chwilę wcześniej. Lampka nocna przy łóżku prze­gania cienie z chaty, ale na dworze wiatr szaleje z tak przygnębia­jącym wyciem, że dygoczą szyby w oknach i trzeszczą belki pod dachem. Jęk wichru instynktownie budzi w Julii przeczucie czegoś złego, bardzo swojskie przeczucie czegoś złego. Przenosi ją z powrotem do Huckleberry Wall, które spłonęło podczas dokładnie takiej samej burzy. To było piętnaście lat temu w górach Catskills, oddalonych o tysiące kilometrów od tej górskiej chaty w Alpach Szwajcarskich, lecz kiedy nocą do szyb lepią się płatki śniegu i wzmaga się wiatr, wszystkie górskie chaty stają się jednakowe. Cholernie przerażające i kompletnie odcięte od świata. Sięga pod poduszkę po iPhone’a. Jest piętnaście po pierwszej, żadnych wiadomości od Sama. Niech to szlag! Czuje w środku ból. Odrzuca kołdrę i ciepło jej ciała zaabsorbowane przez pierze rozpływa się w podmuchach powietrza. Na poddaszu unosi się chłód nocy. To właśnie te podmuchy, odczuwalne w pomieszczeniach niczym echo burzy, powstrzymały ją wieczorem od rozpalenia ognia w kominku. Wyobraża sobie, jak podczas gdy ona śpi, taki podmuch uderza w płonące węgle, sprawia, że rozżarzone cząsteczki popiołu lądują na dywanie albo zapalają firanki. Piętnaście lat temu to starszy brat ją obudził, zanim zdążyła udusić się dymem – ona miała wtedy lat sześć, a on dziewięć – ale tego wieczoru po raz ostatni zadzwonił gdzieś tak około wpół do jedenastej, kiedy utknął na obwodnicy Berna. Pługi śnieżne robią, co mogą, mówi Sam przy akompaniamencie trzasków przerywających połączenie, ale i tak posuwają się w żółwim tempie, a najgorsza część drogi w górach dopiero przed nim. Oczywiście jeśli droga przez dolinę w ogóle jest jeszcze przejezdna. Może zrezygnował i zatrzymał się gdzieś w hotelu. W zasadzie to Julia ma nawet nadzieję, że tak zrobił, ponieważ Sam jest w naprawdę wielkim stresie i Julia strasznie się boi, że mógł wypaść z drogi i ulec wypadkowi. Słyszy w jego głosie coś więcej niż tylko niepokój, kiedy błaga ją, żeby uważała, kiedy pojawi się Nick… i żeby miała się przed nim na baczności. Od tamtej pory minęły już prawie trzy godziny, a Sam się nie odezwał. Nick też nie dał znaku życia. Julia jest już nawet bardziej niż zaniepokojona. Teraz wręcz się boi. Rusza boso po podłodze z desek, które skrzypią pod jej stopami, idzie wzdłuż ściany w stronę kwadratowego otworu w podłodze, gdzie zaczynają się schody na dół. Otwór ze schodami. Prowadzącymi dosłownie w ciemność. Jest włącznik światła, ale jeszcze zanim Julia do niego sięga, już stoi na pierwszym stopniu i widzi ludzi na dole, patrzących w górę stromych schodów. Widzi ledwie sylwetki, czarne kształty jeden obok drugiego, ale czuje utkwione w sobie spojrzenia, czuje, że są tu w jakimś celu. Sześć, siedem postaci stłoczonych przy schodach, bez ruchu. Natychmiast pojmuje, że nie są to intruzi; jak na to chata leży za bardzo na odludziu, a noc jest zbyt nieprzychylna. Wiedziona prymitywnym instynktem przetrwania rozumie, że za nic nie wolno jej zapalić światła. W świetle ci ludzie u dołu schodów nie będą już widoczni – a nie widzieć ich, mając świadomość, że tam są, to dla niej coś gorszego, niż ich widzieć. Coś znacznie gorszego. Chłód, który ją otacza, kiedy wraca do łóżka, jest czymś więcej niż fizycznym chłodem. To chłód w jej duszy, tak elementarny, że musi się mocno zapierać, żeby nie objął jej w posiadanie. Deska pod jej stopą wydaje trzask niczym wystrzał z karabinu, Julia kurczy się w sobie, jednym susem wskakuje do łóżka i naciąga kołdrę aż pod brodę. Szeroko otwartymi oczami wpatruje się w powidoki cieni na swojej siatkówce, zbyt sparaliżowana, by zadawać sobie pytanie, co powinna zrobić. Z tego miejsca otwór ze schodami jest niewidoczny. W bezpiecznym azylu łóżka do Julii z wolna dociera bardziej niż oczywiste wyjaśnienie: po prostu jej się to śniło. Jasna sprawa. Ta możliwość otula ją nieco zbyt ochoczym przeświadczeniem, lecz logika wydarzeń jest niepodważalna. Julia wprawdzie wstała z łóżka – w końcu nadal czuje chłód na podeszwach stóp – lecz za sprawą na wpół śpiącego umysłu widziała rzeczy, których nie ma. Cienie u dołu schodów przekształcone w ludzkie postacie, półprzytomne projekcje jej lęku. Byłaś wystarczająco obudzona, żeby całkiem racjonalnie zadać sobie pytanie, gdzie jest Sam. Wystarczająco obudzona, żeby naprawdę się bać. Próbuje wyprzeć tę myśl. Przy schodach naprawdę nie ma żadnych ludzi. Jest w chacie całkiem sama. Doskonale pamięta, że zasunęła rygle w drzwiach, zanim poszła na górę. Bo rzeczywiście czuwała, tak jak prosił ją Sam. Nie przy zapalonym kominku, tylko przy włączonych piecykach elektrycznych i otulona kocem, próbując się oswoić z obcymi odgłosami tego domu. Bo on wydaje się żyć. Zegar z kukułką to jego tykające serce. Spadzisty dach stęka pod ciężarem śniegu, a od czasu do czasu zsuwają się z niego całe połacie.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj