W książce Last Man Standing Roger Moore, słynny aktor i m.in. odtwórca ról Jamesa Bonda i Simona Templara, w humorystyczny sposób dzieli się opowieściami i anegdotami z kilkudziesięciu lat pracy w Hollywood. „Ostatni z żywych” ukazał się nakładem Domu Wydawniczego Rebis. Poniżej możecie się zapoznać z notą wydawniczą i fragmentem książki. Niemal od początku kariery Roger Moore znajdował się w samym sercu show-biznesu. Jako aktor wystąpił w filmach, które przyniosły mu światową sławę, ale poza tym jest jeszcze wyjątkowym żartownisiem, kpiarzem i gawędziarzem. Uchodzi za jednego z najmilszych ludzi w branży i nigdy nie stroni od dobrej zabawy. W tej bajecznej kolekcji anegdot sir Roger wspomina zabawne i zaskakujące epizody z własnego życia – od pracy modela na początku lat 50. po realizację siódmej części Gwiezdnych wojen w Pinewood Studios – a także zasłyszane historie o imponującym gronie gwiazd, takich jak Frank Sinatra, Gregory Peck, David Niven, Joan Collins, Michael Caine, Christopher Lee i wiele innych. Ostatni z żywych to klasyczny, intrygujący i dowcipny Moore w szczytowej formie. „W związku z fenomenalnym, ogólnoświatowym sukcesem mojej pierwszej autobiografii, zatytułowanej Nazywam się Moore, Roger Moore – sprzedały się dwa egzemplarze w miękkiej oprawie i jeden w twardej w Burkina Faso – moi wydawcy, nieszczęśnicy o wielkich sercach i ciasno zawiązanych sakiewkach, zamówili u mnie kolejny zbiór opowieści prawie prawdziwych”.
Źródło: Rebis

Ostatni z żywych – fragment

Skoro już mówimy o damach z ikrą, to trudno chyba o bardziej buńczuczną – i zabawną – niż Joan Collins. Jakiś czas temu Joan wdała się w Hollywood w romans z Arthurem Loewem juniorem, potomkiem znanej dynastii producentów filmowych (nie mylić z Arthurem Lowe’em, znanym z Armii tatuśka, jak zrobiły to niektóre gazety, donosząc, że związała się z kapitanem Mainwaringiem). Tak czy owak, pewnego wieczoru Joan była mocno spóźniona na bal w Hollywood. Arthur, który miał jej towarzyszyć, już od jakiegoś czasu narzekał na jej niepunktualność. Tym razem nie wytrzymał i rzucił: – Pieprzone nudy! – A ty jesteś nudny, kiedy pieprzysz! – odparowała bez mrugnięcia okiem. Joan ma doprawdy niezwykły dar operowania słowami, podobnie jak jej siostra Jackie – uwielbiam ich książki i artykuły. Ich ojciec Joe Collins był agentem teatralnym w latach pięćdziesiątych i opiekował się między innymi moją ówczesną żoną, Dorothy Squires; wtedy też miałem okazję dobrze go poznać. Był dziarskim i przystojnym światowcem, a jego żona Elsa, kobieta klasycznie piękna i pełna wdzięku, latami nieodmiennie wierzyła w niewinność Joan. Gdy ta oznajmiła jej, że zamierza wyjść za Maxwella Reeda, z którym straciła dziewictwo, Elsa odpowiedziała: – Ależ kochanie, to przecież aktor, w dodatku podejrzanego sortu. Maxwell Reed miał sześć stóp i cztery cale wzrostu, nosił marynarki z wielkimi poduchami na ramionach oraz kapelusz typu trilby nasunięty nisko na oczy – słowem, wyglądał jak najprawdziwszy gangster. Przechwalał się nawet, że ma kontakty w londyńskim półświatku. Z potężną postacią kontrastował jedynie jego zaskakująco wysoki, wręcz piskliwy głos. W połowie lat czterdziestych Alexander Korda zaproponował mu kontrakt filmowy, ale pod warunkiem, że najpierw popracuje nad głosem, by lepiej dopasować go do jego zwalistej, złowrogiej postaci. Gdy Maxwell powrócił z kursu z niezmienionym głosem, Korda zrezygnował z jego usług. Wtedy ktoś zasugerował mu, by odwiedził damę imieniem Elsie, która uczy emisji głosu. To od niej Maxwell usłyszał, że jeśli będzie kierował podbródek ku dołowi, wydobędzie z siebie głębsze, milsze dla ucha dźwięki. Służyłem w wojsku, gdy znowu wpadłem na Maksa w Londynie. Miał na sobie za duży płaszcz z wielbłądziej wełny, a pod pachą niósł scenariusz. – Czołem, stary, jak się masz? – zagadnął, naturalnie kierując podbródek w dół. A potem opowiedział mi swym nowym, głębokim głosem, jak to podpisał kontrakt z Sydneyem Boksem i właśnie wybiera się na czytanie scenariusza, po czym uniósł rękę – i głowę – by zatrzymać przejeżdżającą taksówkę, i wtedy… jego głęboki, miły dla ucha głos nagle zmienił się na powrót w przenikliwy pisk. Dość dygresji. Gdy Joan oznajmiła matce, że zamierza poślubić Maksa, Elsa odpowiedziała: – Ależ tatuś się nie zgodzi. – Więc po prostu z nim zamieszkam – odpowiedziała swobodnie Joan. Elsa wyznała mi kiedyś, że ani przez chwilę nie wątpiła w szczerość tej deklaracji, dlatego też, choć niechętnie, rodzice zgodzili się na to małżeństwo. Po latach usłyszałem od Joan taką oto opowiastkę. Pewnego dnia Max zawołał z łazienki mieszkania, które wynajmowali: – Joan! Znowu używałaś mojego pieprzonego tuszu do rzęs? – Ależ skąd! – Owszem, używałaś! – Skąd wiesz? – Bo na swój zawsze plujesz, a ja zwilżam pod kranem! Niestety, ten związek od początku był skazany na niepowodzenie i po kilku latach skończył się bolesnym rozwodem. Jak na ironię, właśnie wtedy zaczynała się wielka kariera Joan, a wraz z nią przyszedł sukces finansowy. Max domagał się więc sporej kwoty, twierdząc, że to on „odkrył” Joan. Dziś, po pięciu małżeństwach, Joan utrzymuje, że dość już nacałowała się żab i w końcu znalazła prawdziwego księcia – w osobie Percy’ego Gibsona, za którego wyszła w 2002 roku. Są razem ogromnie szczęśliwi i uzupełniają się wzajemnie. Joan miała zaledwie dwadzieścia jeden lat, gdy kalifornijskie studio filmowe 20th Century Fox zaproponowało jej siedmioletni kontrakt. Darryl F. Zanuck, osobnik raczej drobnej budowy, za to nieposkromionego temperamentu, który kierował wówczas wytwórnią, zobaczył Joan w filmie Ziemia faraonów – epickiej opowieści z piramidami w tle i z mężnym Brytyjczykiem Jackiem Hawkinsem w roli faraona Cheopsa (genialni spece od castingu!). Zanuck słynął z tego, że składał niedwuznaczne propozycje dosłownie wszystkim aktorkom, które spotkał na swej drodze. Nic więc dziwnego, że widok skąpo ubranej Joan z brylantem w pępku zrobił na nim wrażenie. Gdy tylko wpadł na nią któregoś dnia na korytarzu, przycisnął ją do ściany. – Jeżeli nie robiłaś tego ze mną, to nie robiłaś tego z nikim – oznajmił. – Mam największego i najlepszego, a w dodatku mogę to robić przez całą noc. Rozsądna Joan odrzuciła to subtelne zaproszenie, lecz później, gdy odwiedziła biuro Zanucka, miała okazję się przekonać, co ją ominęło: szef wytwórni z dumą trzymał bowiem na biurku naturalnej wielkości odlew swego przyrodzenia, wykonany ze złota. Nigdy nie pytałem Joan, czy widok tego dzieła sztuki zrobił na niej wrażenie, wiem natomiast, jak się zachowała inna Joan – Joan Crawford – gdy w podobnych okolicznościach Zanuck wskazał na złoty odlew i rzucił: – Imponujący, co? – Większe robale widywałam w kapuście – odpowiedziała bez namysłu.    
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj