Amerykańska sieć sklepów z grami GameStop znalazła się w ogniu krytyki. Najpierw firma odmawiała zamykania sklepów z powodu koronawirusa, a teraz odsyła pracowników do pośredniaka.
Stany Zjednoczone dosięgnęło widmo koronawirusa. W związku z epidemią wielu amerykańskich pracodawców wdraża środki bezpieczeństwa, które mają spowolnić rozprzestrzenianie się wirusa, np. poprzez zamykanie części sklepów oraz lokali użytkowych. Ale nie wszystkim korporacjom takie działania są na rękę. Sieć sklepów GameStop postanowiła zignorować zagrożenie pandemiczne.
Po raz pierwszy o działaniach firmy w obliczu epidemii zrobiło się głośno, kiedy przedstawiciele GameStopu przymuszali kierowników do otwierania placówek za wszelką cenę. Gdyby ze względu na lokalne prawo domagano się zamknięcia sklepu, managerowie mieli kwestionować takie zalecenia, uzasadniając władzy, że prowadzą sprzedaż detaliczną przedmiotów niezbędnych do funkcjonowania na co dzień. Tym samym kolportacja stawiała się na równi ze sklepami spożywczymi czy aptekami.
Centrala GameStopu poinstruowala nawet swoich pracowników, jak mają zachowywać się w przypadku kontroli ze strony przedstawicieli prawa. Gdyby policja domagała się zamknięcia konkretnego sklepu, managerowie mieli odsyłać funkcjonariuszy do kontaktu z siedzibą główną, która miała walczyć o zasadność dalszego prowadzenia działalności gospodarczej przez daną placówkę. Taka polityka firmy spotkała się z powszechną krytyką, zarzucano jej lekceważące podejście do epidemii.
Jak się okazało, nie był to koniec kontrowersji związanych z poczynaniami GameStopu. Kalifornijski oddział pod naciskiem opinii publicznej zamknął swoje sklepy. Ale przy okazji poinformował pracowników, że nie wypłaci im pensji za okres w którym placówki będą zamknięcie. Firma zasugerowała, aby wykorzystali oni czas wolny na odpoczynek albo zarejestrowali się jako osoby bezrobotne.
GameStop wydał także oficjalny komunikat, w którym stwierdził, że przedsięwzięto wszelkie środki zaradcze, które miałyby uchronić personel przez skutkami epidemii. Temu stanowisku przeczą jednak informacje spływające do mediów od samych pracowników. Firma nie zapewniła im należytych środków czystości, nie poinformowała kierowników o tym, że powinni się w nie wyposażyć i przerzuciła koszty ich zakupu na personel sklepu. Ponadto wiele placówek tej sieci ma zbyt małą powierzchnię, aby zapewnić bezpieczną odległość między kupującym a sprzedającym, co zwiększa ryzyko zarażenia się koronawirusem podczas dokonywania zakupów.
Agresywna postawa firmy wynika z próby ratowania finansów firmy, które podupadają z powodu wzrostu znaczenia cyfrowej dystrybucji. Kilkutygodniowy przestój w funkcjonowaniu salonów może poważnie nadszarpnąć kondycją amerykańskiej korporacji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h