FAUN
Przełożyła Izabela Matuszewska
CZĘŚĆ PIERWSZA: PO NASZEJ STRONIE DRZWI
Fallows dostaje swojego kota
Kiedy po raz pierwszy Stockton powiedział o drzwiczkach, Fallows leżał pod baobabem i czekał na lwa. – Jeśli potem nadal będziesz szukał czegoś, od czego serce zabije ci szybciej, zadzwoń do pana Charna. Edwin Charn z Maine. On ci pokaże małe drzwiczki. – Stockton upił whisky i roześmiał się miękko. – Tylko weź ze sobą książeczkę czekową. Baobab był stary, wielki jak dom i od strony zachodniej prawie całkiem wydrążony przez próchnicę. Firma Hemingway Hunts zbudowała w środku stanowisko myśliwskie: namiot w kolorze khaki zamaskowany wachlarzami tamaryndowca. W środku stały łóżka polowe i lodówka z zimnym piwem. Był też całkiem dobry sygnał wi-fi. Na jednym z łóżek spał syn Stocktona, Peter, odwrócony do nich plecami. Poprzedniego dnia, aby uczcić ukończenie liceum, zabił czarnego nosorożca. Przyjechał tu z przyjacielem ze szkoły, Christianem Swiftem, ale Christian niczego nie zabijał, poza czasem – zabijał go, rysując zwierzęta. Dziesięć kroków od namiotu na gałęzi akacji parasolowatej wisiały do góry nogami trzy zarżnięte kurczaki. Pod spodem na ziemi rosła lepka kałuża krwi. Fallows miał bardzo dobry widok na ptaki, w monitorze kamery noktowizyjnej wyglądały jak kiść groteskowych pękatych owoców. Lew niezbyt szybko zwietrzył zwierzynę, w końcu miał swoje lata, był właściwie dziadkiem, najstarszym kotem, jakim dysponowała Hemingway Hunts, a zarazem najzdrowszym. Większość pozostałych lwów cierpiała na nosówkę – miały gorączkę i zawroty głowy, sierść liniejącą całymi plackami, a w kącikach oczu gromadziły się muchy. Opiekun zwierzyny oczywiście wszystkiemu zaprzeczał, twierdził, że nic im nie jest, lecz Fallows nie miał wątpliwości, że marnieją z dnia na dzień. To był pechowy sezon na terenie okolicznych rezerwatów. Nie tylko lwy chorowały. Kilka dni temu kłusownicy staranowali ogrodzenie od północnego zachodu, zniszczyli trzydzieści metrów siatki. Jeździli po terenie, szukając nosorożców, których róg w przeliczeniu na wagę jest droższy od diamentów. Prywatnej ochronie udało się ich wypłoszyć, zanim zdążyli coś zabić. To była dobra wiadomość. Zła była taka, że przez dziurę w ogrodzeniu wydostała się większa część słoni i kilka żyraf. Odwołano polowania, zwrócono pieniądze. W holu doszło do awantur, poczerwieniali faceci ciskali walizki na bagażniki land roverów. Fallows nie żałował jednak przyjazdu. W ciągu długich lat polowań zabił swojego nosorożca, słonia, lamparta i bawołu. Dzisiaj wieczorem dostanie ostatniego z wielkiej piątki. A tymczasem miał dobre towarzystwo – Stocktona i jego chłopaków – oraz whisky: lepszą, czyli yamazaki, kiedy miał ochotę, lub laphroaig, kiedy nie miał. Stocktona i jego chłopców poznał tydzień temu, tego samego dnia, kiedy wylądował na lotnisku w Windhuk. Ekipa Stocktonów przyleciała nieco wcześniej British Airways z Toronto. Fallows leciał wyczarterowanym gulfstreamem z Long Island. Nigdy nie korzystał z rejsowych samolotów, miał uczulenie na czekanie w kolejce, żeby zdjąć buty, zapobiegał mu, słono za to płacąc. Ponieważ zjawili się na lotnisku Hosea Kutako mniej więcej w tym samym czasie, ośrodek przysłał mercedesa klasy G, żeby zabrał ich razem i przewiózł na zachód przez Namibię. Po kilku minutach wspólnej jazdy Immanuel Stockton uprzytomnił sobie, że jego towarzysz jest tym samym Tipem Fallowsem, który założył Fundusz Fallowsa i zajmuje mocną pozycję w firmie farmaceutycznej Stocktona. – Zanim zostałem udziałowcem, byłem klientem – wyjaśnił Fallows. – Z dumą służyłem narodowi, zasilając wojenną młockarnię, której do dziś nie rozumiem. Nikt nie wie lepiej ode mnie, ile człowiek jest gotów zapłacić, aby uciec na chwilę od tego gównianego świata.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj