Legenda o Czarnej Wołdze (i nie tylko) powraca w nowej powieści Macieja Lewandowskiego. Przeczytacie fragment Grzechòtu.
W cuchnącej benzyną jamie trup uniósł łeb. Żółte ślepia zalśniły żywo. Krew płynęła cienką strużką, przesiąkając przez pergaminowe resztki tkanek, meandrując wydrenowanymi do cna żyłami.
– Smaczny – szepnął, wydychając kurz z zapadniętych płuc.
Sięgnął ku oblepionemu pajęczynami podwoziu. Oparł wychudzoną łapę o metal i wyczuwając przyjemne pulsowanie, coś, czego nie doświadczał od lat, westchnął niemal z ulgą. Z trudem wytknął zesztywniały język, dotykając zdrewniałych warg.
Z każdą chwilą, z każdą rubinową kroplą rozlewającą się po ciele pojmował coraz więcej. Zaschnięty mózg powoli zalewały kolejne fale płynu, na nowo pobudzając go do życia. Czuł przyjemne mrowienie w zesztywniałych palcach, a z dawna porzucone myśli na nowo zaczynały krążyć, łącząc się w wirujące konstelacje. Kłapnął zębami, pozwalając instynktowi robić swoje. Czuł głód. Czuł krew i ofiarę.
Spiął spróchniałe mięśnie, ale martwe ciało nawet nie drgnęło. Nie był w stanie się wydźwignąć z płytkiego grobu. Przesiąknięte samochodowym smarem truchło nie miało siły, nawet poganiane wygłodniałą wolą. Zerknął na pozostałych. Leżeli ściśnięci, zamarli w kłębowisku, w które się zbili, gdy pierzchli z auta. Wyglądali jak sparciałe lalki. „Bezużyteczne ścierwa”, pomyślał, zgrzytając zębami.
Przymknął oczy i ponownie zanurzył się w mroku. Wiedział, że znów wygrał ze śmiercią. Wystarczyło poczekać, jak zawsze. A w czekaniu nie miał sobie równych. Zawsze czyhał, dybał i obserwował. Rozciągnął usta w brzydkim uśmiechu. Jego wybawca zabrał coś, co nie należało do niego.
– Ukradł – wychrypiał zaschniętą na wiór krtanią.
Zgodnie z wszelkimi prawami okradziony miał prawo odzyskać swoją własność. I ukarać winowajcę. Ukarać krnąbrnego, ciekawskiego dzieciaka.
W umyśle obudziły się wrzące gniewem wspomnienia. Przed zasnutymi bielmem ślepiami zamigotała twarz człowieka, który odpowiadał za jego obecny stan. Oblicze głupca, który sądził, że jest w stanie powstrzymać upiora. Nagle kalejdoskop myśli obrócił się, przywołując inny obraz. Zacisnął szczęki, wspominając moment upokorzenia. Przypomniał sobie palący ból i przerażenie, gdy rył ziemię, starając się skryć przed oprawcą patroszącym jego ciało.
Furia wypełniła zaschnięte żyły. Chciał rwać i rozgryzać. Z trudem zacisnął dłoń, wywołując kolejną falę bólu i wspomnień. Był głodny. Był wściekły. Ponownie spróbował się podnieść, szarpnąć i wyrwać z więzienia. Zasuszone, od dawna martwe ciało nie nadawało się do prowadzenia pościgu. Musiał poczekać. I coś zjeść.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h