Alana Moore'a kojarzymy przede wszystkim jako autora wielu świetnych scenariuszy komiksowych. To właśnie dzięki niemu mogliśmy przeczytać m.in. Strażników, V jak Vendetta czy Ligę Niezwykłych Dżentelmenów. W ostatnich latach, poniekąd za sprawą rozczarowania relacjami w komiksowym biznesie, skoncentrował się bardziej na tworzeniu prozy. Od dziś możemy zapoznać się z jego krótszymi formami w zbiorze Iluminacje.  W Iluminacjach znajdziecie teksty o przeróżnej tematyce. Jest w nich m.in. obszerne rozliczenie się ze światem komiksu, opowiadanie fantasy o niedopasowaniu i dwoistości, sentymentalna podróż w przeszłość, szalona wyprawa do początków Wszechświata, opowieść o zebraniu grupy poszukującej dowodów na istnienie fantastycznych istot, a nawet poemat. Iluminacje ukazały się w wydawnictwie Echa: projekcie wydawnictwa Czarna Owca, w którym prezentowane są oryginalne, nagradzane i doceniane przez krytyków powieści i zbiory z całego świata.

Iluminacje - opis i okładka książki

Źródło: Echa
W swoim pierwszym zbiorze opowiadań, obejmującym ponad czterdzieści lat pracy, Alan Moore przedstawia serię szalenie różnych, ale równie niezapomnianych postaci, które odkrywają – a nawet niszczą i tworzą – niezbadane zakamarki egzystencji. Konkubiny w fantastycznym domu rozkoszy i tragiczna historia miłosna. Paranormalna grupa badawcza zinfiltrowana przez jedną z nieziemskich istot, które chce zbadać. Surrealistyczna, kafkowska historia głównych graczy przemysłu komiksowego na przestrzeni ostatnich siedemdziesięciu pięciu lat. Pierwsze dni apokalipsy i specjalistka od prawa, która musi posprzątać ten bałagan. Duchy i stworzenia z innego świata, a także przygody mózgów Boltzmanna – i wiele innych. Iluminacje to seria błyskotliwych, zaskakujących opowieści, które ujawniają pełną moc wyobraźni i magii, jak również dogłębną znajomość ludzkiej natury.

Iluminacje - fragment książki

Mamy dla was jedno opowiadanie ze zbioru udostępnione przez wydawnictwo Echa. Nosi tytuł Zimny odczyt i jest swego rodzaju opowieścią niesamowitą. Autorem przekładu jest Łukasz Witczak. Miłej lektury!

ZIMNY ODCZYT

Na starej czarnobiałej fotografii cień na lewo od twarzy ducha rozwinął nogi i czmychnął na brzeg strony, a stamtąd na zabałaganione biurko. Wzdrygnąłem się w fotelu i daję słowo, że przez sekundę czułem autentyczną trwogę. Zaraz sobie uświadomiłem, że to tylko ogrodowy pająk, który pewnie szukał u mnie schronienia przed zimnem i wtopił się na chwilę w ciemne tło fotografii, ale i tak zdążyły mnie przebiec ciarki, o których tak często wspominają moi klienci, a więc mogę powiedzieć, że znam to uczucie. Potrafię się postawić na ich miejscu. Ta praca nie polega tylko na udawaniu. Szczerze powiedziawszy, uważam, że w dziewięciu na dziesięć przypadków właśnie stąd biorą się wszelkie tak zwane doznania nadprzyrodzone: gdy jakaś rzecz okazuje się nie tym, za co ją mieliśmy. Pamiętam, że pierwszego i zarazem ostatniego ducha zobaczyłem, kiedy miałem sześć albo siedem lat. Był wieczór, rodzice zabrali mnie do baru nad morzem, stałem przyklejony do szklanych drzwi i wpatrywałem się w ciemność, nie myśląc o niczym konkretnym. I nagle zobaczyłem na parkingu mężczyznę. Szedł, oddalał się ode mnie. Był bezbarwny, całkiem zszarzały, tu i ówdzie przezroczysty. W ciemnych załomach jego kurtki prześwitywały kawałki trawnika, parkingowe słupki i luźno rozpięty łańcuch. Pomyślałem: „To duch! Widzę go naprawdę!”. A potem – i to było najstraszniejsze – mężczyzna odwrócił głowę i spojrzał prosto na mnie. Miał dwie rozmazane twarze, jedna była delikatnie przesunięta względem drugiej; uśmiechnął się do mnie zza szyby, otoczony nocą, i wypowiedział moje imię. Widziałem ruch warg, a jednocześnie słyszałem głos, jakby wcale nie z parkingu, tylko zza mojego ramienia. – Ricky? – spytał. – Chcesz fantę? To był oczywiście mój tata, stał za mną, a jego twarz odbijała się w ciemnej szybie. Podwojona, bo szyba w drzwiach była podwójna. Ale przez krótką chwilę, słowo daję… Myślałem, że patrzę na ducha i że wszystkie te opowieści, których się nasłuchałem od innych dzieci w szkole, jednak są prawdziwe. Chyba się wtedy rozpłakałem, a kiedy wyjaśniłem tacie, o co chodzi – że wziąłem go za ducha – zrugał mnie i powiedział, że zachowuję się jak stara baba, żebym dał spokój z tymi durnymi zabobonami. Tak, mój ojciec zawsze twardo stąpał po ziemi i chyba mam to po nim, chociaż nigdy za nim nie przepadałem. Z mamą byłem dużo bliżej, no ale to częste u chłopców, zwłaszcza u jedynaków. Teraz sobie myślę, że kiedy tata odszedł na tamten świat, znalazłem w mamie swoją pierwszą publiczność, i to od razu taką najbardziej ufną i pełną entuzjazmu. Była we mnie wpatrzona jak w obrazek. Pamiętam, że kiedy powiedziałem głosem taty: „Zawsze cię kochałem, Irene”, westchnęła cichutko i miała łzy w oczach. Znając tatę, byłem raczej pewien, że nigdy w życiu nie wypowiedział tych słów. I kiedy zobaczyłem, jakie ukojenie przyniosłem tej kobiecie, mojej własnej matce, zrozumiałem, że mam dar. Wtedy mnie olśniło: wiedziałem już, co Ricky Sullivan ma do zrobienia na tym świecie. Jasne, zawsze będą sceptycy i demaskatorzy – w prasie, w telewizji czy gdzie tam jeszcze – i owszem, wkurza mnie, kiedy się mówi, że tacy jak ja są zimni, nieczuli, że żerują na ludzkiej naiwności i tak dalej. Przepraszam bardzo, ale gdyby zobaczyli szczęśliwe twarze moich klientów, gdyby się trochę dłużej zastanowili nad pomocą, której udzielamy, nad wsparciem, jakie dostają od nas ludzie, którzy właśnie stracili kogoś bliskiego, no cóż, może wtedy ugryźliby się w język. Przykro mi, ale taka jest prawda. Nie muszę się przed nikim tłumaczyć.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj