CZĘŚĆ PIERWSZA
LUCIA
1
Poniedziałek wieczór
Porucznik Lucia Guerrero obejrzała dowód osobisty zatrzymanego. Gabriel Agustín Schwartz, lat trzydzieści dwa, urodzony 18 marca 1987 roku w Maladze, zamieszkały w Madrycie przy calle San Jerónimo. Podniosła wzrok. Jasne, prawie białe włosy, blada, pociągła twarz, bezbarwne rzęsy. Miał szeroko otwarte, niespokojne, jasne oczy, którymi spoglądał to na prawo, to na lewo, zbyt czerwone i jakby zbyt… w i l g o t n e wargi. – Gabriel Schwartz – zaczęła. Popatrzył na nią. – A nie, to nie ja. Nie mam na imię Gabriel. Uniosła brew. – A jak? – Ivan. – Ivan? I jak dalej? – Ivan. – W takim razie kim jest Gabriel? – Kim innym. Utkwiła w nim spojrzenie. Jej lewa noga konwulsyjnie podskakiwała pod stołem. Poruszała się tak, od chwili gdy Lucia usiadła naprzeciw niego. RLS: zespół niespokojnych nóg. – No dobrze, hm… Ivanie. Jesteś oskarżony o zabójstwo sierżanta Moreiry. – Przy tych słowach poczuła skurcz żołądka. – Rozumiesz? – To nie ja – oświadczył stanowczo Gabriel, przygryzając wargę. – Ja nic nie zrobiłem. – Przypominam pani, że dopóki nie ma dowodów jego winy, mój klient jest w tej sprawie zwykłym świadkiem – wtrącił się wypomadowany adwokat siedzący obok zatrzymanego. Spojrzała na blondyna, następnie na adwokata i znowu na blondyna, który wielkimi jak u dziecka oczami rozglądał się po pomieszczeniu. – Wszędzie są twoje odciski palców: na ciele, na krzyżu, na drabinie, na narzędziu zbrodni. Na ubraniach masz krew ofiary. – To nie ja. Był przerażony. Nie wyglądał na zabójcę. – A więc kto? – Ricardo. – Kim jest Ricardo? – To ktoś bardzo zły. – Ach tak? – Tak. Próbowała zignorować ślady zaschniętej krwi na jaskrawopomarańczowych ogrodniczkach. Podobnie jak odciśnięty w pamięci widok ukrzyżowanego Sergia w strugach deszczu. – Skąd wiesz, że to on? – Bo mi powiedział. Wzdrygnęła się. – Ricardo powiedział ci, że go zabił? – Pani porucznik – wtrącił się adwokat z urzędu – zważywszy na, że tak powiem, stan mojego klienta, prosiłbym, żeby nie brała pani pod uwagę tej ostatniej wypowiedzi. – To ja tutaj decyduję, mecenasie – odpowiedziała twardo. – Posłuchaj, Gabrielu… – Nie mam na imię Gabriel, tylko Ivan. Nazywał się Gabriel Schwartz. Może na Tinderze nie miał wielu par, ale w kartotekach Guardia Civil jego nazwisko pojawiało się wielokrotnie w związku z kradzieżami w sklepach i handlem środkami psychoaktywnymi. Nigdy nie siedział w więzieniu, za to w placówkach psychiatrycznych – wielokrotnie. Zawsze mieszkał z matką. Po raz ostatni był w szpitalu w lutym, po jej śmierci. Skontaktowali się z jego psychiatrą: już był w drodze. Lucia przeszła do sąsiedniego pomieszczenia, w którym jej kolega Arias i jej szef Peña oglądali przesłuchanie na monitorze. Skinęła na Ariasa. – Dawaj, twoja kolej. – Wierzysz w tę jego zmianę osobowości? – zapytał sceptycznie kolega. – Wygląda na totalnego czubka, ale może się zgrywa? Sierżant Arias miał lekkiego zeza rozbieżnego. Kiedy jednym okiem patrzył w prawo, drugie uciekało nieco na lewo i w efekcie w każdym z nich światło odbijało się inaczej. Wyglądał przez to dziwnie, tak że przesłuchiwane osoby czuły się przy nim nieswojo. Arias często z tego korzystał. Lucia zauważyła, że efekty prowadzonych przez niego przesłuchań były wyraźnie powyżej średniej. Pokręcił głową. Wyszedł, a następnie pojawił się w pokoju o szarych ścianach, oświetlonym zbyt mocną jarzeniówką. Lucia i Peña – oficer kierujący w UCO grupą zabójstw, porwań i wyłudzeń – obserwowali go na ekranie. Peña – zadbany pięćdziesięciotrzylatek o wyglądzie dobrego ojca rodziny, z pięknym, starannie wypielęgnowanym wąsem. Jeden z najlepszych ludzi działających w terenie, jakich znała, a znała ich wielu: Guardia Civil liczyła osiemdziesiąt cztery tysiące funkcjonariuszy, a UCO, która była niejako głównym wydziałem policji kryminalnej – około czterystu. – Dzień dobry, Gabrielu – rozległ się głos Ariasa w głośnikach rozmieszczonych po obu stronach monitora. Zobaczyli, jak mężczyzna siada naprzeciw blondyna. – Ej, panie władzo – odpowiedział z przekorą damskim głosem aresztant. – Niech pan będzie poważny! Przecież widać, że nie jestem Gabrielem, prawda? Schwartz zachichotał, wsuwając za ucho kosmyk włosów. Skrzyżował nogi, wyprostował plecy i położył dłonie płasko na kolanach. – A jak masz na imię? – zapytał Arias zbity z tropu. – Jestem Marta. Podobają mi się pana oczy, panie sierżancie. Są piękne. Na widok nagłej zmiany w fizjonomii Gabriela Lucię wbiło w fotel. Miała niemal wrażenie, że patrzy na kobietę. – Co to za cyrk? – zdenerwował się Peña. – Hm, Marto. Wiesz, dlaczego tutaj jesteś? – Przecież pan widzi, że mój klient nie jest w stanie odpowiadać na pańskie pytania – wtrącił się adwokat. – Żądam, żeby niezwłocznie przebadał go psychiatra. – Dlaczego tutaj jestem? Nie mam zielonego pojęcia – wyznał Gabriel alias Marta, puszczając mimo uszu interwencję swojego obrońcy. – Ale zakładam, że mi pan powie, panie sierżancie.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj