Lucia otwiera nową serię Bernarda Miniera. Premiera jeszcze w lutym, a już dziś możecie przeczytać przedpremierowo początek tej powieści.
– Ja pierdolę! – szepnęła Lucia, cała w nerwach.
Zaciskała zęby tak mocno, że rozbolała ją żuchwa. Przecież nie będą się tak bawić godzinami. Sama szybciej zmusiłaby go do mówienia.
– Jestem pewna, że symuluje – stwierdziła.
– Możliwe – ostudził ją Peña. – Ale dopóki nie porozmawiamy z psychiatrą, musimy grać w jego grę. Inaczej wyrucha nas każdy adwokacina, kumasz? Psychiatra jest w drodze?
– Tak, niedługo tu będzie.
– Ile masz lat, Marto? – rozległ się głos Ariasa.
– A ile by mi pan dał? – zapytała figlarnie „Marta”.
– Czy wiesz, kto zabił sierżanta Moreirę?
– Tak. Ricardo.
– Znasz tego Ricarda?
– No oczywiście, że go znam, wszyscy go znamy. Nie jest dobry. Jest zły. Nie lubię go. I się go boję.
Lucia musiała przyznać, że przekonanie, z jakim „Marta” szkicowała portret Ricarda, było dość niepokojące.
– Czy możesz mi powiedzieć coś więcej na jego temat? – zaproponował Arias.
– Nie, nie chcę.
– A to dlaczego?
– Boję się go.
– Dlaczego się go boisz?
– Wszyscy się go boją.
– Jest aż taki zły?
Lucia była poruszona strwożoną miną Schwartza.
– Przeraża mnie ten gość – stwierdził Peña półgłosem, wstając.
Była zaskoczona. Jej szef raczej nie ulegał sugestiom. Był twardzielem. Stara szkoła. Miał do czynienia z najgroźniejszymi hiszpańskimi bandytami. Ale zmiany osobowości u Schwartza wytrąciłyby z równowagi największego stoika.
– Wiesz, gdzie on jest? – zapytał Arias.
Schwartz wiercił się nerwowo na krześle. Przez jego twarz raz po raz przebiegały tiki.
– A skąd miałabym wiedzieć?
– Nigdy ci nie powiedział, gdzie mieszka?
Blondyn wzruszył ramionami.
– Pff, mieszka tutaj, jak cała reszta – odparł głosem Marty, stukając palcem wskazującym we własną skroń. – A gdzie niby ma mieszkać?
– Marto, opowiedz mi o Ricardzie, to ważne – nalegał Arias. Lucia zobaczyła, że Schwartz energicznie potrząsnął głową, przygryzł wargę i z całej siły zacisnął powieki. Po chwili otworzył oczy.
– Proszę, niech pan nam nie robi krzywdy.
– Co? – zapytał Arias, zbity z tropu.
– Niech pan nic nie mówi Ricardowi. Proszę pana. On nas skrzywdzi. Proszę, proszę, proszę!
Cholera, głos dziecka. Nawet jego twarz wyglądała teraz bardziej dziecinnie. Dość tego, pomyślała.
– Przejmuję go – oświadczyła.
Peña odwrócił się do niej.
– Jesteś pewna? Nie powinnaś się tak angażować. Normalnie nie powinienem cię nawet dopuścić do tego przesłuchania, wiesz o tym. Jesteś zbyt związana emocjonalnie. To był twój partner.
– Właśnie. – Wyszła na korytarz, otworzyła sąsiednie drzwi i weszła do pomieszczenia. – Wystarczy – odezwała się do Ariasa.
– Jesteś pewna?
– No przecież mówię, idź już!
– Pani porucznik… – wtrącił się adwokat.
– Zamknij się, mecenasie.
Podniosła głos. Arias wstał i wyszedł bez słowa.
– Może pani być pewna, że to zostanie odnotowane – oburzył się adwokat, cały purpurowy.
Chłopiec, w którego zmienił się Gabriel Schwartz, przyglądał jej się zdziwiony, jakby widział ją po raz pierwszy.
– Chcę rozmawiać z Martą – powiedziała.
Blondyn się wyprostował. Na jego twarz powrócił ckliwy uśmiech. Rozejrzał się dookoła, omiatając wzrokiem podłogę, sufit i ściany.
– Kochana, a widzisz tu kogoś innego? – zagruchał głosem Marty.
Oczyma wyobraźni Lucia ujrzała nagie, ociekające wodą ciało Sergia na krzyżu. Z wściekłości zbielały jej wargi. Zrobiła głęboki wdech.
– Ja też znam Ricarda – odezwała się prowokująco. – Nie tylko ty go znasz, Marto.
„Marta” rzuciła jej pogardliwe spojrzenie.
– Pfff, kłamiesz. Nie znasz Ricarda.
– Ależ znam.
– Nie wierzę ci! Boli mnie głowa… Macie coś na migrenę? – Nie masz obowiązku mi wierzyć. Ale znam go, zapewniam
cię. Nie jest taki groźny, jak mówisz.
Schwartz znowu wzruszył ramionami.
– Pfff, bzdury. Widać, że go nie znasz. Inaczej nie mówiłabyś takich rzeczy.
– Ten twój Ricardo zgrywa twardziela, ale to tchórz. Schwartz zamrugał nerwowo. Z niepokojem rozejrzał się dookoła.
– Zamknij się! Oszalałaś? On tu przyjdzie, jeśli to usłyszy! – Niech przyjdzie. Powtórzę mu to samo. Ale nie przyjdzie.
A wiesz dlaczego? Bo jest silny tylko wobec takich słabeuszy jak ty. Twój Ricardo to cykor.
– Zamknij się! Moja głowa – jęknęła Marta. – Dajcie mi coś, o rany, jak mnie boli…
Lucia poczuła, jak włosy na rękach stają jej dęba. Schwartz trzepotał powiekami. Drżał, a jego wargi poruszały się, tak jakby mówił do siebie, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Wyprostowała się na krześle.
– Marta?
Żadnej odpowiedzi. Zerknęła na kamerę. Jeśli ten świr spróbuje jakiejś sztuczki, przywali mu lewym sierpowym i natychmiast zaczną się kłopoty.
Blondyn miał zamknięte oczy. Spojrzała na niego. Jego twarz była teraz bez wyrazu. Woskowa maska. Jakby spał. Nagle otworzył oczy, a ona aż podskoczyła. Jego tęczówki lśniły tak twardym, zwierzęcym blaskiem, malowała się w nim taka wściekłość, że Lucia zesztywniała.
– Wiesz, kim jestem? – odezwał się wyniośle niskim, głębokim głosem.
Zawahała się.
– Ricardo?
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h