Byłoby to prawdą nawet w sytuacji, gdyby każdy statek stanowił pływającą doskonałość — do tego jednak było bardzo daleko. Maszyny huczące w ich wnętrzach nie utrzymywały stałej sprawności, paliwo nie było wcale jednorodne, a z czasem przewody mogły się zwężać, a zawory zapychać, co sprawiało, że poruszane przez silnik śruby nie obracały się z niezmienną szybkością. Także i kompasy nie musiały być absolutnie wiarygodne. Wraz zaś ze zużyciem paliwa i zapasów, a w konsekwencji zmiany wyporności śruby dawałyby różny ciąg, nawet gdyby jakimś cudem każda obracała się ze stałą prędkością. Wszystkie te zmienne mogły powodować w ciągu minuty względną zmianę pozycji o kilka stóp, a w tak ciasno upakowanej formacji statków zmiana o kilka stóp po minucie, po dwudziestu — mogła spowodować katastrofę.

Na szczycie tych wszystkich zmiennych znajdowała się zaś ta najpotężniejsza — czynnik ludzki. To ludzkie ręce poruszały kołami, ludzkie oczy obserwowały wskaźniki, ludzka wprawa utrzymywała strzałkę kompasu w tej samej pozycji. A że byli to ludzie reagujący wolno lub błyskawicznie, ostrożni lub brawurowi, mający wielkie doświadczenie albo niemający go prawie wcale — więc różnice między nimi okazywały się o wiele donioślejsze niż odmienności poszczególnych statków. Te ostatnie mogą spowodować katastrofę w dwadzieścia minut, natomiast człowiek — rozkaz nierozważny lub źle usłyszany, obrót steru w złym kierunku lub błędny wynik oszacowania — w dwadzieścia sekund. O zmianach kursu decydował płynący w środku kolumny komodor konwoju; opuszczenie na flaglince chorągiewki wskazywało dokładnie moment, w którym miał się rozpocząć jeden z serii zwrotów zaplanowanej parę dni wcześniej. Bardzo łatwo zrobić zły zwrot, jeszcze łatwiej zaś poczuć niepewność, o który zwrot teraz chodzi, podobnie jak zwątpić w kompetencje sąsiada. Człowiek ostrożny może zaczekać chwilkę z rozkazem, chcąc najpierw zobaczyć, co robią inni, ale ten moment zwłoki może sprawić, że dziób jednostki płynącej w sąsiedniej kolumnie będzie już godził w śródokręcie, serce i centrum statku, który się zawahał. Pozorny drobiazg owocujący śmiercią.

W porównaniu z wielkością pokonywanego przez nie morza statki są drobniutkie, niedostrzegalne, dlatego może się wydawać wręcz cudowne, że udaje im się na przekór siłom przyrody pokonać ten ogrom i nieomylnie dotrzeć do zamierzonego celu. Umożliwiły to inteligencja i pomysłowość człowieka oraz kumulacja wiedzy i doświadczenia od czasu, gdy odłupano celowo pierwszy kawałek krzemienia czy nakreślono pierwsze znaki pisma obrazkowego. Teraz inteligencja i pomysłowość krzyżowały się z ryzykiem. Niski nieboskłon i wielkie fale były groźne, ale pomimo to statki niestrudzenie wykonywały skomplikowane i trudne manewry o włos unikając tragedii. Gdyby bowiem z tego zrezygnowały, aby zwiększyć dystans między sobą, narażałyby się na jeszcze większe niebezpieczeństwo.

O tysiąc mil z przodu czekali ludzie, mężczyźni, kobiety i dzieci — mimo że nie wiedzieli o istnieniu tych konkretnie statków, nie znali ich nazw ani marynarzy odgrodzonych od przeraźliwie zimnej głębi grubym na trzy czwarte cala kadłubem. Gdyby te jednostki i tysiące innych, równie nieznanych, nie dotarły do miejsca przeznaczenia, owi oczekujący ludzie, mężczyźni, kobiety i dzieci, zostaliby narażeni na głód, zimno i choroby. Mogliby zostać rozszarpani w eksplozjach. Mogliby nawet zostać skazani na los o wiele gorszy — czy raczej los, który lata temu na chłodno uznali za gorszy: że oto mieliby się poddać tyranii myśli zupełnie im obcej i zobaczyć, jak są im odbierane swobody, do których już nawykli. W tym zaś wypadku — o czym wiedzieli intuicyjnie, nawet jeśli nie nawykli do logicznego rozumowania — ucierpiałaby cała ludzkość, a nie tylko oni, gdyż wolność poniosłaby porażkę na całym świecie.

Na pokładach statków byli ludzie z tą samą wiedzą, nawet jeśli o niej zapominali, gdy trzeba było myśleć przede wszystkim o tym, jak zachować pozycję w szyku, utrzymać kurs i prędkość. Mogło też być jednak wielu ludzi bez tej wiedzy, ludzi, którzy znaleźli się pośród tych niebezpieczeństw z innych powodów lub bez powodu, ludzi, którzy pragnęli pieniędzy lub napitku czy kobiet, a może i bezpieczeństwa, dającego się czasami kupić za pieniądze, ludzi, którzy mają wiele do zapomnienia, albo półgłówków bez czegokolwiek do zapomnienia, ludzi z dziećmi do wykarmienia i z problemami zbyt wielkimi, aby się z nimi zetrzeć.

Zaangażowano ich do tego, żeby silniki pracowały, statki pływały, zachowywały pozycję w szyku, nie ulegały awarii, bądź do karmienia tych, którzy wykonują tamte obowiązki. Podejmując zaś swoje zadania z motywów wzniosłych, prozaicznych czy żadnych, byli tylko cząstkami obsługiwanych statków — cząstkami niedającymi się bez reszty zmechanizować z racji ich ludzkiego zróżnicowania — dlatego też i oni, i ich statki (niepozwalające się odróżnić od swych załóg) stanowili obiekty, o które toczyła się walka. Jedni ich bronili, inni zaś atakowali. Należało je eskortować na drugą stronę oceanu albo zatopić w mroźnej toni.

Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj