Disney wciąż znajduje się pod ostrzałem w związku z filmem Mulan. Do krytyki dołączył się amerykański senator.
Aktorskiej wersji
Mulan towarzyszy atmosfera skandalu. Oburzenie widzów i przedstawicieli branży filmowej przerodziło się w bojkot. Jednym z wielu "grzechów" filmu jest niedawno ujawniony fakt, że kręcono go m.in. w prowincji Sinciang (Xinjiang). Jak wiemy, Chiny stworzyły z tego regionu autonomicznego wielki obóz internowania. Znajdują się tam obozy koncentracyjne, w których więzi się Ujgurów oraz inne muzułmańskie mniejszości, które zamieszkują Chińską Republikę Ludową. Jest to aż milion prześladowanych i okrutnie traktowanych ludzi.
Według ekspertów również tam - w ramach kampanii ograniczającej przyrost naturalny - kobiety poddawane są przymusowej sterylizacji. Jest to tak zwane demograficzne ludobójstwo.
W związku z tym senator Josh Hawley wysłał list do CEO Disneya - Boba Chapka. W liście polityk potępił korporację za to, co nazwał "
wybielaniem trwającego ludobójstwa Ujgurów i innych muzułmańskich mniejszości etnicznych". Pyta również, czy film zniknie z platformy Disney+ - jest to według niego istotne, by "
uniknąć dalszego gloryfikowania urzędników i agencji Komunistycznej Partii Chin odpowiedzialnych za liczne okrucieństwa".
Według The New York Times podmiotem wymienionym w raportach
Mulan jest np. biuro policji w Turpan, mieście we wschodnim Sinciang. W październiku 2019 roku administracja Donalda Trumpa umieściła to biuro i inne organizacje policyjne w Sinciang na czarnej liście, która zabrania amerykańskim firmom sprzedawania lub dostarczania im produktów. Polityk pyta również o te powiązania i inne "pomoce" ze strony agencji związanych z partią komunistyczną.
Póki co czekamy na odpowiedź Disneya. Studio dotychczas nie skomentowało zarzutów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h