Około godziny siódmej w niedzielę Borys Szczerbina wszedł do Białego Domu okupowanego przez radzieckie autorytety wojskowe w dziedzinie promieniowania: generała Borysa Iwanowa, zastępcę dowódcy Radzieckich Sił Obrony Cywilnej, i generała pułkownika Władimira Pikałowa, dowódcę wojsk chemicznych ZSRR, i oznajmił, że jest gotowy przeprowadzić ewakuację. – Podjąłem decyzję – powiedział Szczerbina. – Co o niej myślicie? Iwanow podał mu raport dotyczący promieniowania. Wbrew oczekiwaniom Ministerstwa Zdrowia, które liczyło na to, że poziom skażenia ulic w Prypeci spadnie, ten wciąż wzrastał. Szef obrony cywilnej i jego lokalny zastępca nie mieli wątpliwości: mieszkańcom zagrażały nie tylko nuklidy napływające z reaktora, ale także promieniotwórczy opad odkładający się na ziemi. Miasto musi być ewakuowane. Zdanie oficerów potwierdzał raport ordynatora szpitala numer 126. Jedynie Pikałow, imponujący dowódca wojsk chemicznych o krzaczastych brwiach, odznaczony weteran wielkiej wojny ojczyźnianej, twierdził, że nie należy spieszyć się z ewakuacją. Szczerbina oznajmił, że podjął decyzję: ewakuację należy rozpocząć tego popołudnia. Wciąż jednak wstrzymywał się z wydaniem rozkazu. Wpierw chciał na własne oczy zobaczyć reaktor numer 4. Tuż po ósmej, w tych samych służbowych ubraniach, w jakich przybyli z Moskwy, Szczerbina i Legasow weszli na pokład helikoptera Mi-8 zaparkowanego na miejskim boisku do gry w piłkę nożną. Dołączyli do nich generałowie Pikałow i Antoszkin oraz dwaj mężczyźni z prokuratury w Kijowie z nową kamerą na wyposażeniu, za pomocą której mieli sfilmować miejsce wypadku. Lot z Prypeci do elektrowni trwał niecałe dwie minuty, a gdy helikopter przechylił się za zachodnim krańcem długiej hali turbin, sześciu mężczyzn wyjrzało przez okrągłe okienka w kabinie i zobaczyło okropny widok w dole. Nawet najbardziej sceptyczne radzieckie oko musiało przyznać, że reaktor czwarty elektrowni w Czarnobylu już nigdy nie wygeneruje ani jednego wata energii elektrycznej. W blasku dnia było jasne, że jest kompletnie zniszczony. Dach i górne ściany zostały zburzone. Legasow ujrzał pokrywę reaktora przewróconą na bok pod wpływem ogromnej eksplozji i spoczywającą pod ostrym kątem na szczycie studni. Na dachu maszynowni i na ziemi widział porozrzucane szczątki grafitowych bloków i zestawów paliwowych. Z krateru, na wysokość kilkuset metrów, unosiła się biała para, najpewniej efekt płonącego grafitu, jak przypuszczał Legasow. W głębi czarnych ruin budynku naukowiec mógł dostrzec czerwony żar, świadczący o tym, że coś – sam nie wiedział co – wciąż się tam intensywnie paliło. Wracając helikopterem do Prypeci, Legasow zdawał sobie sprawę, że tym razem nie jest to kolejny nieszczęśliwy wypadek radzieckiej inżynierii, ale katastrofa na skalę globalną, która wpłynie na wiele pokoleń. Jego zadaniem było ją powstrzymać.   O godzinie dziesiątej w niedzielę, trzydzieści dwie godziny po eksplozji, Borys Szczerbina zebrał przedstawicieli partii w biurze gorkomu i w końcu wydał rozkaz ewakuacji Prypeci. O 13.10 radiotoczki we wszystkich kuchniach miasta w końcu przerwały milczenie. Mocnym, pewnym siebie głosem młoda kobieta odczytała obwieszczenie sporządzone przez starszych funkcjonariuszy i podpisane przez Szczerbinę:   Uwaga! Uwaga! Drodzy towarzysze! Rada miejska informuje, że w związku z awarią w elektrowni jądrowej w Czarnobylu rośnie skażenie radioaktywne w mieście Prypeci. Partia, radzieckie organizacje i wojsko podjęły niezbędne kroki. W trosce o zapewnienie maksymalnego bezpieczeństwa mieszkańcom – a przede wszystkim dzieciom – niezbędna jest tymczasowa ewakuacja do pobliskich miejscowości w rejonie Kijowa. Prosimy o zachowanie spokoju, dyscypliny i porządku podczas tymczasowej ewakuacji.   Starannie dobrano słowa obwieszczenia: nie mówiło ono, na jak długo mieszkańcy będą musieli opuścić swoje domy, ale wyraźnie sugerowało, że na krótko. Kazano im spakować tylko dokumenty i ubranie oraz jedzenie na dwa lub trzy dni, pozamykać okna, wyłączyć gaz i prąd. Pracownicy miejscy mieli pozostać i podtrzymywać infrastrukturę miejską. Pustych domów miały pilnować patrole milicji. Niektórzy spakowali tylko najcenniejsze przedmioty: suknie balowe, biżuterię, zastawę. Inni szykowali się na najgorsze i zabrali zimowe ubrania.
Strony:
  • 1
  • 2
  • 3 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj