Najnowsza powieść Anna Kańtoch - autorki m.in. Czarne, Łaska czy opowiadań o Demenicu Jordanie - łączy dwie fascynacje autorki, czyli fantastykę i historię kryminalną. Przy czym, jak zapowiada wydawca, podczas lektury nie należy spodziewać się klasycznej opowieści o morderstwie, a czegoś znacznie bardziej skomplikowanego i wykraczającego poza utarte ramy.
Poniżej możecie zapoznać się z początkiem Niepełnia Anny Kańtoch. Książka ukazała się dzisiaj nakładem wydawnictwa Powergraph i została wydana w twardej oprawie.
Rozdział pierwszyOpowieść o śniegu i krwi
Nie pamiętam, które z nas umarło tamtego dnia, wiem jedynie, że ta historia zaczyna się od śmierci. Od czerwonego świtu i czerwonej krwi, której smugi znaczyły białe ściany kuchni. Tak dużo czerwieni i bieli... Kiedy wyjrzałem przez okno, zobaczyłem zasypane śniegiem pole ciągnące się aż do odległej ściany drzew; opalizująca różowo w słońcu, zimna i gładka przestrzeń tylko w jednym miejscu zbrukana była śladami stóp. Ktoś wyszedł z lasu i podszedł do okna. Ktoś albo coś, bo nie potrafiłem odpowiedzieć na pytanie, czy to ślady stóp człowieka. Świt kładł w nich purpurowe cienie i przez chwilę wyglądało to tak, jakby wgłębienia w śniegu też wypełnione były krwią.
W moich żyłach krążył alkohol, a muzyka wybijała wewnętrzny rytm na ścianach naczyń.
Girl of sixteenWhole life ahead of her
Slashed her wrists
Bored with lifeDidn’t succeedThank the LordFor small mercies
Biały dom z białą kuchnią nie należał do nas, nie był też w żaden sposób ważny – po prostu wydawał się dobrym miejscem, żeby tu umrzeć. A może wybraliśmy go z innego powodu? Wielu rzeczy już nie pamiętałem, a kolejne wspomnienia wyciekały ze mnie, tak jak z umierającej Agnieszki wyciekała na dywan krew. Zostawiając na podłodze czerwone ślady, podszedłem do nie mojej szafki, wyjąłem nie moją kawę i zaparzyłem ją. Piłem gorący płyn, słuchałem muzyki i kiwałem do rytmu stopą. Wiedziałem, że zapytają mnie później, dlaczego to zrobiłem, czemu piłem kawę, kiedy moja siostra umierała, a ja nie będę potrafił odpowiedzieć. To miało sens wtedy, w tamtej chwili, gdy wciąż znajdowałem się po drugiej stronie, wewnątrz, a nie na zewnątrz. Bo sens wewnątrz jest zupełnie inny niż na zewnątrz, ten pierwszy jest sensem godziny o świcie, kiedy człowiek otwiera sobie żyły, drugi – sensem słonecznego południa, gdy ten sam człowiek próbuje odpowiedzieć na pytanie: dlaczego? Inne słowa, inne myślenie. My i oni, z przeciwnej strony, jesteśmy jak ludzie mówiący językami tak odmiennymi, że kiedy przekroczę granicę, przestanę rozumieć dawnego siebie. Jeszcze przez chwilę będę pamiętać, że straciłem coś ważnego, ale w końcu nawet to minie.
Fighting back the tears
Mother reads the note again
Sixteen candles burn in her mind
She takes the blame
It’s always the same
She goes down on her knees
And prays
Miało sens, tyle będę potrafił powiedzieć.
I jeszcze: od zawsze byliśmy razem, bo z jakiegoś powodu będzie mi się wydawało, że to właściwe słowa, choć zapomnę już, dlaczego takie miałyby być.
To mój początek, dla starszej aspirantki Elżbiety Budzioł wszystko wyglądało zupełnie inaczej.
Dla niej ta historia zaczęła się od telefonu.